Artykuły

"Mecz", czyli sceny z życia szalikowca

"Mecz" w reż. Macieja Ferlaka w Teatrze Korez w Katowicach. Pisze Aleksandra Czapla w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Za kilka chwil mistrzostwa świata w piłce nożnej. Tymczasem w katowickim teatrze Korez o piłce nożnej głośno już teraz. Wystarczy kupić bilet w kasie, przejść przez bramkę ochrony, minąć metalowe barierki i zasiąść na teatralnym stadionie Wembley. Na boisku staną naprzeciw siebie Manchester United i Southampton w prestiżowym finale Pucharu Anglii. Niestety, za niedostępnym murem...

Wembley lat 70. w dramacie Barriego Keeffe'a "Bądź mi opoką", pierwowzorze katowickiego "Meczu", pozornie trąci myszką. Dziś historie kibiców opowiada się z ostrością scenariuszy filmowych w stylu "Football Factory" Nicka Love'a czy "Hooligans" Lexi Aleksandra. U Barriego obrazy z życia trzech kibiców nie rażą estetyką brutalizmu. Istota tkwi nie w reportażowym ujęciu walk pseudokibiców, ale w fundamentalnym pytaniu o przyczyny sportowego fanatyzmu. O to, dlaczego w imię wierności drużynie człowiek zdolny jest zabić drugiego człowieka? Ostatnie wydarzenia na polskich stadionach dowodzą, że problem wojny między kibicami nie stracił, niestety, na ważności.

Reżyser "Meczu" Maciej Ferlak postawił w swoim spektaklu na indywidualizm. Trójka bohaterów wyłowiona z bezbarwnego tłumu kiboli ma konkretne nazwiska i życiorysy. Paul, John i Luis pracują sześć w dni w tygodniu w fabryce opakowań metalowych. Między kolejnymi nadgodzinami marzą o tym, by w życiu spotkało ich coś więcej. Cokolwiek, byle wypełniło pustkę jałowego życia. Także pustkę po Bogu, o którym dawno zapomnieli, a może to On zapomniał o nich. Nową religią staje się Manchester United, bo zwycięża chęć przynależności do grupy. Jednak przewrotnie, opowiadając o swoim kibicowaniu, Paul, John i Luis obnażają bolesne, najintymniejsze kulisy własnego życia.

Futbolowy wieczór należy do Huberta Bronickiego. Ten młody aktor fantastycznie zmienia sceniczne oblicza - od absurdalnej roli w "Choince u Iwanowów", przez klasyczną rolę schillerowskiego Dymitra Samozwańca w teatrze Korez po najnowsze wcielenie brutalnego szalikowca. Bronicki w "Meczu" nie poprzestał na stereotypowym wyobrażeniu agresywnego macho, dodając do postaci Paula ogrom wrażliwości. Sprawił, że stadionowy bandyta nie jest taki zły, jak go malują. Niebezpieczny w grupie, samotnie bezbronny.

Na scenie partneruje mu Piotr Rybak w roli szczerego, naiwnego Luisa, który nie potrafi wyeksponować własnych atutów przed samym sobą, a co dopiero przed innymi, oraz debiutujący Ireneusz Załóg, którego temperament sceniczny szczęśliwie wzrasta od mało wyraźnego początku po udany finał.

Ostatecznie męskie trio w kwartecie z reżyserem odnosi piłkarski sukces. Z błyskotliwie napisanej angielskiej sztuki z lat 70. "Bądź mi opoką" powstał dynamiczny, współczesny "Mecz". To kolejny charakterystyczny spektakl teatru Korez: słodko-gorzki, gdzie im bardziej człowiek się śmieje, tym jakoś robi się smutniej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji