Artykuły

Hejt jest ponad podziałami

- Zebrałam hejt oenerowski, lewacki, prawicowy, a nawet dziecięcy. Ten najbardziej mnie zaskoczył. W nim geneza hejtu jest widoczna jak na dłoni. Stoi za nim wyłącznie chęć dokopania komuś innemu, tak żeby poczuć się lepiej, fajniej - mówi Małgorzata Wojciechowska w rozmowie z Magdą Piekarską w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Magda Piekarska: Przygoda z hejtem zaczęła się w Tarnowie?

Małgorzata Wojciechowska, aktorka, współtwórczyni spektaklu o hejcie: - To wyglądało naprawdę groźnie. Zagrałam Ojczyznę w spektaklu "Kalkstein/ Czarne słońce" w reżyserii Joanny Grabowieckiej, inspirowanym historią Ludwika Kalksteina, obrzydliwego zdrajcy, szpiega, który swoimi działaniami doprowadził do śmierci bardzo wielu ludzi, m.in. Grota Roweckiego. Wybuchła ogromna afera - na posiedzeniu rady miejskiej próbowano nawet odwołać dyrektora teatru. Skończyło się na tym, że dyrektor został, a choć spektaklu de facto nie zdjęto z afisza, w kolejnym sezonie nie było go już w repertuarze. Dla mnie to cenzura, choć w białych rękawiczkach.

O co poszło?

- O ostrość przekazu. Spektakl był studium zdrady, z całą jej niejednoznacznością, podejmował też problem patriotyzmu, niewygodnych faktów historycznych, roli kobiet w historii. W dużej mierze oburzenie wywołała moja postać - Ojczyzna, wchodząca w dialog z publicznością, używająca nieparlamentarnego języka, na wpół obnażona, momentami wulgarna. Pojawiały się komentarze w stylu: "Teatr ma pieniądze na zdrajców, nie ma na bohaterów".

Spektakl przez część widzów został kompletnie niezrozumiany, doszukiwano się w nim "lewackiej propagandy", czołobitności dla zdrajcy, nawet promocji aborcji. Zupełnie nietrafnie.

I rozlało się szambo w internecie.

- Pod recenzjami i tekstami o przedstawieniu pojawiły się wyjątkowo paskudne komentarze. Wśród nich personalne jazdy pod moim adresem - że jak to, niby Ojczyzna, a takie cyce, taka gruba. "Jak spojrzałem na te cycki, to se przypomniałem, że miałem kupić balony".

Bolało?

- Nie, to raczej mnie bawiło - uważam, że cycki mam całkiem fajne. Nie dotykało mnie to, nawet jeśli moje krągłości opisywane były w komentarzach sugerujących rozmiary monstrualne.

Niepokój budziły inne wpisy - wezwania do tego, żeby zabrać się i pójść pod teatr. Na szczęście nie doszło do żadnych pikiet, ale na jednym ze spektakli w pierwszym rzędzie siedział ONR-owiec i przez cały czas posapywał, wiercił się, robił wszystko, żebyśmy odczuli jego dezaprobatę. Zaczął, zanim jeszcze padło ze sceny jakiekolwiek zdanie. Grzebał w kieszeniach, jakby czegoś szukał, więc zastanawiałam się przez cały czas, czy dostanę jajkiem, pomidorem czy butelką. Niczym nie rzucił, ale nie powiem, żeby tego wieczora grało mi się płynnie.

Czytaliście te wszystkie komentarze?

- Tak, razem z Maćkiem Zakrzewskim, który napisał muzykę do "Kalksteina", a później zrobił ze mną "Trololo" [na zdjęciu], śmialiśmy się z wszystkich absurdów, jakie tam znajdowaliśmy. Podrzuciłam nawet pomysł, że to świetny materiał na czytanie performatywne o hejcie i o stosunku do współczesnego teatru, jednak nie było czasu - obsada w rozjazdach, reżyserka właśnie została mamą.

Maćkowi i mnie pozostał niedosyt - przecież hejt to zjawisko bardzo szerokie, tak naprawdę każdemu może się oberwać. Zaproponowałam więc wspólny spektakl. Zaczęłam zbierać materiały i zderzyłam się z lawiną nienawiści. A ze spektaklu, który miał być zabawny w wymowie, powstała smutna, gorzka wypowiedź.

Gdzie szukałaś hejterskich komentarzy?

- Przeczuwając, jakie środowiska są szczególnie narażone na hejt, wpisywałam w wyszukiwarkę konkretne adresy. Przeszukiwałam strony, profile, blogi dotyczące mniejszości narodowych, imigrantów, Żydów. To był hejt dotykający kobiet, mniejszości seksualnych. Także hejt dzieci wobec innych dzieci.

Okropne komentarze znajdowały się pod artykułami o miesięcznicach smoleńskich - z prawej, lewej, północy, południa i każdej możliwej strony. Hejt na grubych, trochę a propos tego, co mnie spotkało. Teraz pewnie dodałabym do tej układanki hejt na januszów, sebów, grażyny. Tymczasem pojawią się inne uaktualnienia - dotyczące teatru, himalaizmu i "polskich obozów koncentracyjnych".

Hejt wobec artystów też jest w spektaklu?

- Pewnie, jesteśmy przecież darmozjadami, śmierdzącymi leniami, żyjemy na koszt innych, uprawiamy pijaństwo, rozpustę, niesiemy ze sobą najgorszą zarazę. Artysta to niebieski ptak, który nigdy nie miał szpadla w dłoni ani nie skalał się żadną inną "prawdziwą pracą".

Jest w "Trololo" wrocławski wątek?

- Oczywiście, dotyczy Teatru Polskiego w Podziemiu. Ich hejt też dotykał.

"Załóżcie sobie własny teatr, darmozjady" - to był refren komentarzy w internecie.

- Ale bywało i gorzej. Hejterzy mówili o nich "pornogwiazdy", można było też przeczytać, że skoro przyszedł nowy dyrektor "trzeba pokazać talent, a nie tylko dupę". Okropne.

Ale żeby oddać sprawiedliwość - mówimy też o hejcie na środowiska prawicowe ze strony lewicowych intelektualistów.

Intelektualiści też hejtują?

- Jasne. Bywają przecież tak samo sfrustrowani jak kibice czy ONR-owcy. Czują się niespełnieni, źle opłacani, wściekli, bo ich pieniądze idą na kościół i 500+. Przecież tyle lat studiowali, a żyje im się źle. Szkoda, że tak rzadko wykorzystują (wykorzystujemy) swój intelektualny potencjał, żeby doprowadzić do porozumienia, nawiązać dialog.

Inna sprawa, że ci, którzy jednak go podejmują, często walczą z wiatrakami. No i zamiast tego używają sobie na tępakach, nieukach, ciemnogrodzie, moherach.

Czytając te komentarze myślałam sobie: Halo, jeśli mamy tolerować mniejszości, tolerujmy większość. Nie obrażajmy np. katolików, nazywając ich idiotami wierzącymi w mity. Cieszę się jednak, że tego rodzaju hejtu jest proporcjonalnie dużo mniej.

Co najbardziej cię zaskoczyło?

- Hejt dzieci. Przez przypadek trafiłam na stronę, na której dzieciaki i młodzież wpisują pytania do innych i oczekują porady. Ktoś napisał: "Chciałbym tak komuś dokopać, żeby aż zatkało". W odpowiedzi wylał się ocean propozycji i pomysłów. Czytałam to osłupiała, a przed oczami miałam wszystkie dzieci - kozły ofiarne w rówieśniczych grupach, dziewczynki, którym dorabia się nagie ciała w Photoshopie i rozsyła na całą szkołę, chłopca w spodniach rurkach.

Geneza hejtu była tam widoczna jak na dłoni. Stoi za nim wyłącznie chęć dokopania komuś innemu, tak żeby poczuć się lepiej, fajniej. A przy tym bezmyślność, brak wiedzy o konsekwencjach tych działań, kulejąca lub nieukształtowana jeszcze empatia.

Hejt jest ponad podziałami?

- Oczywiście. To było dla mnie na początku zaskoczeniem. Hejt ze strony ludzi, których nazwałabym intelektualistami, brzmi nieco inaczej, ważniejsze jest w nim wbicie szpili w sposób błyskotliwy i wyrachowany niż sama obelga.

Kiedy włączamy fragmenty takich komentarzy do spektaklu, zmienia się jego wymowa - zaczynamy mówić nie tylko o cyberprzemocy, ale o nienawiści w ogóle. O tym, jak bardzo jest destrukcyjna, nie tylko z perspektywy odbiorcy.

Ile trwała praca nad scenariuszem?

- To były długie tygodnie spędzone przed komputerem. Kolekcjonowałam rozmaite, często barwne i kwieciste hejty, część z nich potem z żalem musiałam usunąć ze scenariusza, bo forma przedstawienia nie byłaby w stanie pomieścić wszystkich. A szkoda, bo różnorodność hejterów i ich fantazja jest zatrważająca. I imponująca zarazem. Składnia, określenia, słowotwórstwo!

Jakieś przykłady?

- O jednej z posłanek, która poskarżyła się na kolegów posłów, od których usłyszała: "niezła z ciebie dupeczka", hejter napisał: "Widać, że dobrze jeszcze nie dostała kutasa w odbytnicę, to pieje falsetem".

Inny o Żydach: "Kulczyk upozorował własną śmierć, aby uniknąć oskarżeń. Wystarczy odrobinę perspektywy, żeby zobaczyć, że Holocaust odegrał taką samą rolę".

I z lewej strony barykady: "Najchętniej rozpierdoliłbym katolickiej niedouczonej hołocie po jednym słoiku z gównem na twarzy". Proszę uwierzyć - to te z gatunku "light".

Co robiłaś z tymi znaleziskami?

- Grupowałam je tematycznie. Miałam plik oenerowski, lewacki, prawicowy, dziecięcy. Później trzeba było z tego ułożyć logiczne utwory, stwarzające pozory ciągu przyczynowo-skutkowego. Hejt na grubych musiał mieć rytm, dzięki któremu nadawałyby się do mówienia podczas treningu, np. przez Ewę Chodakowską, motywującą do schudnięcia, oczekującą, że schudniesz, żądającą tego.

A kiedy wychodzisz na scenę?

- To mam intensywne doświadczenie zanurzenia się w błocie, gnojówce, szambie. Bolesne, trudne uczucie. Tak jakbym była kanałem, rurą wydechową, przez którą ten syf przepływa. Miałam nadzieję, że oczyszczenie przyjdzie po pierwszym spektaklu. Ale kiedy zagraliśmy "Trololo" na PPA, byłam tak wyczerpana, że padłam w ubraniu na łóżko i zasnęłam momentalnie.

Dopiero później, z czasem, kiedy byłam bardziej świadoma struktury i genezy hejtu, byłam w stanie złapać dystans do tej sztuki po zejściu za kulisy.

Co jest zatem genezą? Co się kryje pod chęcią dokopania?

- Pod spodem, u samego źródła, zawsze jest kompleks, frustracja hejtera, która każe odreagować nienawiścią, co na moment poprawia mu samopoczucie. Człowiek, który dobrze się czuje sam ze sobą, nie będzie się do tego uciekał.

Hejter musi mieć kogoś brzydszego, słabszego, bardziej nieudacznego, biedniejszego, żeby sam poczuł się piękny, silny, spełniony, lepiej sytuowany. Dlatego właśnie z taką pasją pokazuje innym, że są czarni, skośni, niemoralni, głupi, że są pedałami, durnymi babami - żeby udowodnić sobie i światu, że sam jest pięknym, białym, mądrym, heteroseksualnym mężczyzną. Ale kiedy już wyrzyga swoją nienawiść w internecie, wstanie od komputera, dalej będzie samotnie truł się nienawiścią.

Dziś dużo mówi się o kryzysie męskości - to nie tak. Po prostu gdy kobiety dochodzą do głosu, faceci przestają mieć obok siebie kogoś słabszego, kto do tej pory poczucie bycia silniejszym im dawał.

Kobiety mniej hejtują?

- Nie, wcale nie. Kobiety potrafią poniżać mężczyzn w sposób straszny i często jest to publiczne i nieskrępowane wyśmiewanie ogólnie pojętego braku męskości czy, nazwijmy to, seksualnych kompetencji. Dużo tego... Czasem też trudno określić tożsamość i płeć hejtera, bo jest anonimowy. I dlatego też czuje się bezkarny. Nawet jeśli dziś wielu występuje z otwartą przyłbicą, to tylko dlatego, że system, który pozwalałby ich karać, zawodzi.

Na naszych profilach facebookowych, wśród znajomych, hejtu jest mniej, bo tworzymy koła wzajemnej adoracji. I czujemy się bezpiecznie, rozmawiając z kimś, kto nie będzie w dyskusji skakał nam do gardła.

Ja akurat wśród facebookowych znajomych mam osoby o różnych poglądach i jakiś czas temu potrafiłam z niektórymi z nich ostro się pokłócić. Po "Trololo" trzy razy się zastanawiam, zanim coś napiszę. Odkryłam, że kiedy zaczynam kontrolować język, takie starcia kończą się szybko. Czasem robię to celowo: jestem nad wyraz uprzejma, hamuję się, zwracam się do rozmówcy z szacunkiem. Ktoś, kto ma w zanadrzu tylko obelgi, szybko wycofuje się z dyskusji. Akurat wtedy, kiedy mogłaby zacząć się rzeczowa rozmowa przynosząca efekty i porozumienie.

Łatwo jest powściągnąć emocje?

- Nie zawsze. Jasne, kiedy widzę, jakie głupoty, absurdy, kłamstwa ludzie potrafią wypisywać, mam ochotę warknąć. Ale tego nie robię. Albo chociaż się staram.

To recepta na hejt?

- Tak - ugryźć się w język, w enter. Na wstępie traktować każdego z szacunkiem. Najpierw uważnie posłuchać. Założyć, że każdy może mieć inną perspektywę i pole widzenia.

Rozmawiasz z widzami "Trololo"?

- Tak. Często słyszę: "Super, że to zrobiliście". Raz ktoś powiedział: "Ale wpierdol!" - bo nasz przekaz jest rzeczywiście ostry. Ktoś inny: "Boże, jakie to smutne". Kobieta: "Przecież jestem matką, muszę zacząć sprawdzać komputer mojego dziecka". Nauczycielka: "Wiedziałam, że to się dzieje, ale czy naprawdę dzieci tak robią?".

Słyszałam też od niektórych, że nasz spektakl jest zbyt smutny, że nie daje żadnego światełka w tunelu, żadnej nadziei. Nie zgadzam się - po "Trololo" co chwilę ktoś mi mówi: "Teraz bardziej zastanawiam się, kiedy coś piszę w sieci", albo "Przestałam śmiać się z kawałów o Żydach".

Nasz spektakl budzi świadomość, jak wygląda hejt i jakie niesie ze sobą konsekwencje. Pokazujemy lawinę nienawiści. A ludzie zastanawiają się i coś w sobie zmieniają. Czy to nie niesie nadziei?

Aktorka, urodzona w Miliczu, absolwentka krakowskiej PWST, mieszka w Warszawie. Razem z Maciejem Zakrzewskim stworzyli spektakl "Trololo. Przesłania najjaśniejsze", którym zdobyli Tukana Off na ubiegłorocznym Przeglądzie Piosenki Aktorskiej.

"Trololo" można zobaczyć w piątek i sobotę na Scenie Ciśnień w Capitolu - początek o 19, bilety kosztują 15-20 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji