Artykuły

Zaraza jest w nas

"Dżuma" w reż. Rudolfa Zioły w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Krzysztof Karwat w Śląsku.

Dżuma to jedna z najważniejszych lektur mojej młodości, a Rieux to bohater, który na długo zawładnął moją wyobraźnią i wrażliwością. Chciałem - czy tylko ja?! - widzieć w heroicznie walczącym z zarazą doktorze paraboliczną postać, którą da się - dosłownie -przyłożyć do naszej rzeczywistości. Do rzeczywistości PRL-u, niekoniecznie postrzeganej "politycznie". To był dla mnie człowiek walczący z niedefiniowalnym złem w imię jakichś wyższych racji, których uchwycić i nazwać nie umiałem, ale wiedziałem, że przecież to one pchały go do działania. Owa nieuchwytność motywacji doktora stanowiła dla mnie największą podnietę intelektualną.

Minęły lata, a ja zwierzam się z tym moich niegdysiejszych fascynacji, by od razu na wstępie dać ci do zrozumienia, drogi czytelniku, z jak wielkimi nadziejami szedłem na katowicką "Dżumę", zaadaptowaną i wyreżyserowaną przez Rudolfa Ziołę - artystę, którego wysoka pozycja w polskim teatrze jest przecież nie do podważenia. Czy mogło mnie zatem spotkać rozczarowanie? Liczyłem, że znowu -jak kiedyś - skonfrontuję się z Rieux, i choć pewnie już nie zobaczę w nim postaci, z którą chciałbym się utożsamić, to na pewno rozpoznam tropy, jakimi szły jego myśli i czyny. No i odczuję z tego powodu coś więcej niż tylko satysfakcję intelektualną.

Tymczasem na scenie Śląskiego Rieux właściwie nie ma. To znaczy niby jest, gra go Andrzej Dopierała, ale jakby go w ogóle nie było. Został sprowadzony do drugiego, jeśli nie trzeciego planu, i wcale nie winiłbym za to tylko aktora, choć Dopierała zapewne powinien spróbować heroizm doktora jakoś umotywować. Robi to właściwie dopiero w finale, gdy coś ze swego życia stara się wyjaśnić, siedząc na krześle obok Marcina Szaforza - odtwórcy roli Tarrou, człowieka, który staje się pomocnikiem doktora. Szaforzowi udało się wcześniej pokazać przemianę dokonującą się w Tarrou. Niespodziewanie Tarrou jest ważniejszy niż Rieux. To jest przedstawienie chłodne, wręcz lodowate, wyzbyte emocji. I - zdaje się - takie miało być. Zioło skupił się na tym, by przede wszystkim pokazać, jak mali, karłowaci stają się ludzie w obliczu kataklizmu i powszechnego zagrożenia życia. Na bok idą wtedy racje wyższe. Zwłaszcza pierwsza część spektaklu w tym kierunku zmierza. Cottard Wiesława Kańtocha to najpierw roztrzęsiony kandydat na samobójcę. Figura paskudna, mocy życiowej nabierająca dopiero wtedy, gdy pojawia się interes, gdy możliwe jest prowadzenie kontrabandy z ludźmi podobnymi do niej. Niezła rola, wyróżniająca się w tym spektaklu, choć może narysowana zbyt grubymi kreskami. Odpychający jest też Raul (Antoni Gryzik), restaurator, który wewnętrzny niepokój topi w alkoholu i wątpliwych dowcipach, a rechocze wtedy jakby zupełnie pozbawiony był elementarnych instynktów moralnych. No i w seksie, który w tym nienazwanym z imienia mieście staje się drogą beznadziejnej ucieczki przed strachem i śmiercią. Dlatego jest to seks orgiastyczny, hamulce łatwo puszczają (Yvette gra Dorota Chaniecka). W tak rozpoznanej rzeczywistości wystraszonego i gotowego złamać nie tylko zawodowe kanony dziennikarza Ramberta gra Andrzej Warcaba. Skorumpowanym pionkiem jest policyjny komisarz Gonzales (Marek Rachoń). Pojawia się też Garcia (Zbigniew Wróbel), słaby człowieczek z przestępczego półświatka. Oto diagnoza i jednocześnie cel, ku któremu konsekwentnie zmierza Zioło: zobaczcie, co się z tymi ludźmi stało. Może byliby inni, gdyby nie "czarna śmierć"? Nie, to pytanie nie jest ważne. Skoro ludzie tak się zachowują, to widocznie taka ich natura. Jest to więc spektakl głęboko pesymistyczny. Więc jednowymiarowy. Doktor Rieux stanowi zbyt słabą przeciwwagę. Jego -jako się rzekło - właściwie w ogóle nie ma.

Zioło mistrzowsko poukładał kolejne sceny i teatralne sekwencje. W tej maszynerii nie zgrzyta ani jedna śrubka. Przenosimy się z miejsca na miejsce bez łamania tempa wydarzeń. Wielka w tym zasługa wielofunkcyjnej scenografii Andrzeja i Witkowskiego (wymyślił, i by wydarzenia toczyły się m.in. w szkolnej sali gimnastycznej) i niepokojącej muzyki Bolesława Rawskiego, odsyłającej nas do egzotyki nieokreślonego : do końca, dusznego i śmiercionośnego Południa. Porozumienie zatem i tych trzech artystów było ; pełne. Cóż z tego... Katowicka "Dżuma" nie porusza. Jest inscenizacyjnie wypieszczona, a emocjonalnie martwa.

Reżyser dobudował drugie i trzecie plany. Są zaletą tego spektaklu. Słuchacze katowickiego Studium Aktorskiego pojawiają się w tle, budują je. Są na przykład pielęgniarzami wynoszącymi ciała zmarłych. Innym razem uczestnikami seksualnych ekscesów. Nie ingerują w akcję, za to ją osadzają w klimacie napięcia. Przede wszystkim dookreślają dekadencką tezę reżysera: tutaj, może nawet za chwilę, ten świat się rozsypie, bo już jesteśmy nad przepaścią. Popatrzcie: nawet Rieux i Tarrou, choć im może jeszcze o coś chodzi, w poczuciu beznadziei piją wódkę, a z ich twarzy bije nie tylko zmęczenie, ale i brak wiary. Tylko kreowany przez Jerzego Głybina Paneloux, duchowny i wielki mentor, wyrywa się tej matni, bo próbuje sam siebie zrozumieć. Wznosząc głos ku Bogu, też szuka ratunku. Najpierw karci innych, ale i sam w pewnym momencie zwiesi głowę w bezsłownej rozpaczy. No, ale ten jego wewnętrzny dramat jest czytelny, wyrazisty, momentami przejmujący. To bez wątpienia najlepsza rola tego przedstawienia. Tylko ona wprowadza tu jakąś człowieczą, bo zindywidualizowaną prawdę. Cały ten świat zaś, choć z takim rzemieślniczym talentem wypreparowany, jest tylko socjologicznym modelem. Nie metaforą, właśnie -modelem. Bo też Rudolf Zioło porwał się na "Dżum", wierząc, że poetycką parabolę - ot, po prostu - uda się wpasować w lęki współczesnych, wszak i dziś narasta panika związana z nowymi epidemiami. Mechanizm walki z zarazą jest (będzie?) zawsze taki sam - przestrzega. Ale nie robi to na nas wrażenia.

Nie robi, bo zamiast ludzi oglądamy szeleszczące papierem figury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji