Artykuły

***

Wspomnienie aktorki Anny Rakowieckiej-Pijanowskiej o podziemnym PIST.

O istnieniu podziemnego PIST-u dowiedziałam się pierwszej jesieni wojennej. Kuzyn mój Andrzej Osiński i Sławek Gliński już tam chodzili i namawiali mnie do podjęcia nauki, która zresztą zawsze mnie pasjonowała. Byłam osobą szalenie nieśmiałą i sama nie odważyłabym się tam zgłosić nigdy w życiu. Zostałam więc zaprowadzona podstępem. Andrzej Osiński i Sławek Gliński umówili się ze mną pod Pocztą Główną na placu Napoleona i z tajemniczymi minami zaprowadzili mnie do obcego domu przy ul. Wareckiej. Przerażoną wepchnęli mnie, zaśmiewając się, do dużego stołowego, lodowatego pokoju, gdzie za stołem siedział bardzo stary (jak mi się wtedy zdawało) pan, okutany w szale i koce i kazał mi powiedzieć wiersz i prozę. Zamarłam z przerażenia,, zapomniałam wszystko, co umiałam na pamięć i zaczęłam jąkać się, przy okazji trzęsąc się jak galareta. Ale jakoś zostałam przyjęta przez, jak się okazało, Profesora Marso, ku uciesze chłopców i mojej radości, przy wyrzutach, które im jednocześnie czyniłam.

No i zaczęły się lekcje. Najpierw ustawienie głosu z Profesorem Marso i wiersz z Profesor Wiercińską (tzw. "Myszą"). Pamiętam piękne wiersze Miłosza ("Ocalenie"), ówcześnie podziemne, i najróżniejsze ćwiczenia dykcyjne i głosowe, którymi potem denerwowałam wszystkich w domu. Poznałam parę koleżanek i kolegów, z którymi zawiązały się bliskie i serdeczne stosunki,. Nie miejsce tu, by opisywać nasze przeżycia i tarapaty. Prawie wszyscy gdzieś pracowali (Ausweis!), szkoła, no i konspiracja, w której nie wdając się w szczegóły, domyślaliśmy się, że wszyscy uczestniczą.

Z czasem dołączało coraz więcej kolegów i przybywało zajęć. Nie zawsze udawało się nam dotrzeć na miejsce - często idiotyczne ("zaszyfrowane'') telefony - np. o pogodzie na Żoliborzu lub w innej dzielnicy ostrzegały o łapance. Żoliborz - to dzielnica, w której mieliśmy zajęcia z tzw. Ciotką - Profesor Jadwigą Turowicz. Wyglądała jak stary Indianin i zajęta była zwykle robieniem papierosów - z czego się głównie utrzymywała . Za szkołę płaciliśmy (i to nie zawsze!), o ile pamiętam, 25 zł miesięcznie do podziału między wszystkich wykładowców. W tym samym chyba domu - zajęcia z Panią Zofią Małynicz. Również w domach Państwa Daczyńskich (Mochnackiego?), później Kreczmarów i "legalne" lekcje ruchu i tańca Pani Janiny Mieczyńskiej. Prawie legalnie, bo w zakładzie kosmetycznym Rostkowskich na Mokotowskiej uczyliśmy się charakteryzacji z Profesorem Małkowskim.

Paru kolegów było bardziej zaawansowanych - to ci, którzy zdali do PIST-u przed wybuchem wojny. To, o ile dobrze pamiętam, między innymi Tosia Górecka, Lidka Próchnicka, Sławek Gliński, Leon Gołębiowski, Jędrek Osiński. Z czasem do tej grupy dołączyli Zosia Mrozowska, Staś Bugajski, Andrzej Łapicki. Grupy kształtowały się różnie, w zależności od opracowywanej sztuki, no i od możliwości uczestniczenia w zajęciach, która w tych czasach nie zawsze od nas zależała. Z Ciotką Jadzią usiłowaliśmy pokazać fragmenty "Wesela" - pamiętam, jak dostała ataku śmiechu rozsypując wokół tytoń do napychanych równocześnie papierosów - na widok straszliwego "przeżywania" sceny Marysi i Widma w wykonaniu moim i Jurka Tkaczyka. Trenowaliśmy bardzo sumiennie u mnie w domu prawie zalewając się łzami. Poza "Weselem" - jeszcze "Zamiana" Claudela, ale nie pamiętam tu jakichś osiągnięć ani swoich, ani kolegów. Z Profesorem Stanisławem Daczyńskim próbowaliśmy "Wilki w nocy", z Janem Kreczmarem - "Fantazego" . Nie miejsce tu na wymienianie różnych dzieł i tekstów. Zajęcia z historii sztuki prowadził z nami Profesor Władysław Tomkiewicz, a z historii teatru - Profesor Bohdan Korzeniewski, o którym dopiero po wojnie dowiedzieliśmy się, jak bardzo był zaangażowany w pracę konspiracyjną.

Trudno byłoby w tej notatce pomieścić wspomnienia o wszystkich Koleżankach i Kolegach. Wielu z nich nie żyje - zginęli w czasie wojny, Powstania, a potem po prostu - umierali. Zostało nas kilkoro, z czego już większość - poza teatrem. Ale wydaje mi się, że to, co w nas zostało, a może udało się również przekazać innym, to stosunek do Teatru. Niezwykle poważny, rzetelny, odpowiedzialny. Mowy nie było o marzeniach o taniej, "pocztówkowej" popularności, o dorabianiu się, ani w ogóle myślenia o stronie materialnej. Łączyło nas również wiele sympatii, koleżeństwo, brak zawiści, uznanie dla tych bardziej utalentowanych. A tacy byli - właśnie Górecka, Próchnicka, a potem Mrozowska, Łapicki, Bugajski, Władek Sheybal. Zawiązały się przyjaźnie na całe życie, jak np . moja z Zosią Mrozowską, która została wspaniałą aktorką, a była wspaniałym człowiekiem. Wiele, bardzo wiele wspomnień pozostało. Zarówno zabawnych, jak i dramatycznych, ale trzeba by tom cały poświęcić profesorom, z których nikt już nie żyje, drugi kolegom i ich dalszym losom, ale w tej krótkiej notatce nie podejmuję się ogarnąć tego wszystkiego. Może wspomnienia innych żyjących kolegów wniosą coś więcej do wycinka historii teatru, która nazywała się PIST- em podziemnym .

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji