Artykuły

W stronę historii czy współczesności

Po raz drugi w tegorocznych WST mogliśmy zobaczyć Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej z Krakowa. Tym razem pokazano kolejne przedstawienie z polskiego repertuaru klasycznego - "Sen srebrny Salomei" w reżyserii Jerzego Jarockiego.

Już pierwsze sceny sugerują odrębność reżyserskiej wizji. Dla­tego słusznie zaznaczono w pro­gramie, iż wielki mistrz polskiego teatru jest również autorem opracowania tekstu.

Nieprzypadkowo dwie części tego widowiska inaugurują sceny nabożeństwa. Pierwszą rozpo­czyna msza w kościele katolic­kim, drugą nabożeństwo cer­kiewne. Tak akcentuje Jarocki odmienność dwóch żyjących obok siebie światów - polskiego i ukraińskiego.

Jest to odmienność zarówno religijna, kulturowa jak i społecz­na. Świat polski to świat panów. Ukraiński - świat poddanych - ludzi nie godzących się ze swą kondycją, marzących o wolności. Dlatego, gdy dochodzi do bun­tu, pobrzmiewają nam echa póź­niejszego buntu Szeli.

Jarocki dorabia nawet {#au#126}Słowac­kiemu{/#} sceny. Wszystko po to, aby móc dramat mistyczny prze­kształcić we własną wizję konflik­tu dwóch narodów, zmierzającą w stronę uogólnienia, sięgające­go daleko poza czas konfederacji barskiej. Na tym tle perypetie mi­łosne dwóch par schodzą na dal­szy plan. Są ważne jako zaognia­jące i przyśpieszające krwawe wydarzenia.

Jarocki nie oszczędza strony polskiej, ani nie zdejmuje z niej odpowiedzialności za konflikt. W osobie Regimentarza akcentuje przede wszystkim apodyktycz­ność, skłonność do tyranii. Przekształcenie romantyczne­go dramatu mistycznego we fresk historyczny, i metaforyczny w dodatku, nie było łatwe. Ono właśnie spowodowało ingerencje reżysera w tekst Słowackiego. A także nadało szczególną siłę stworzonym na użytek tej inter­pretacji scenom. Z pewnością na plan pierwszy wysuwają się wspomniane wyżej dwie msze. Ich sugestywność współtworzy muzyka Stanisława Radwana, któ­ry potrafił przekształcić tradycyj­ne motywy religijne i wydobyć z nich muzyczny dramat.

Trudno się zgodzić z interpre­tacją roli Regimentarza przez Je­rzego Radziwiłowicza. Nie był to najszczęśliwszy pomysł obsado­wy. W dodatku sławny aktor przez część widowiska grał w ko­stiumie, który mu raczej prze­szkadzał w stworzeniu postaci polskiego pana owych czasów, odziany przez Barbarę Hanicką w kontusz, który swoim kolorytem raczej przypominał siermięgę. To scenograf, Kazimierz Wiśniak, dążył do tego, aby na ciemnym tle aktorzy swoimi kostiumami tworzyli jednorodne kolorystycz­nie, szaro-beżowe plamy.

Drugim niefortunnym pomys­łem obsadowym było zagranie roli młodego kozackiego, zbun­towanego sługi, Semenki, przez Krzysztofa Globisza. Nie doszedł do nas, widzów, żar tkwiący w tej postaci, jej młodzieńcza gwał­towność.

Na szczęście Dorota Segda za­grała Salomeę tak, jakby zeszła prosto z kart Słowackiego. Wy­dobyła całą wrażliwość i urok tej postaci. Świetnym kontrastem dla niej była mroczna, harda i zmienna Księżniczka w wykona­niu Beaty Rybotyckiej. Wiary­godny był także Artur Dziurman w roli Sawy, jak i Edward Luba­szenko w roli specyficznie uka­zanego Wernyhory, któremu reżyser starał się odjąć mistycz­ność.

Występ Starego Teatru z Kra­kowa na rozpoczęcie Warszaw­skich Spotkań Teatralnych, z dwoma mogącymi wzbudzić dy­skusje przedstawieniami, był tzw. mocnym wejściem. Tego nam by­ło trzeba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji