Artykuły

Zdzisława Bielecka-Piórkowska: Nie szukałam w tym zawodzie rozgłosu ani kariery

Przez pół wieku na scenie grała wszystko: drugi plan, epizody, nawet "minerał pod sufitem", mierząc się z warunkami i obawami, czy to dla niej. Do Teatru im. Szaniawskiego w Płocku zaangażowała się razem z mężem Jerzym Piórkowskim na początku lat osiemdziesiątych. - Miałam zostać tutaj tylko dwa lata, zostałam o wiele dłużej. W tym mieście czuję się dobrze. I niech tak będzie - mówi aktorka Zdzisława Bielecka-Piórkowska.

- Nie szukałam w tym zawodzie rozgłosu ani kariery. Chciałam robić to, co umiem i co mi serce kazało. Nic bym w swoim życiu nie zmieniła. Gdybym została zakonnicą, o czym marzyła mama, to tylko taką jak matka Teresa, która wszystkim pomagała. Jakiś czas temu jeszcze wchodziłam na scenę, żeby zagrać ulubiony epizod w "Szatanie z siódmej klasy". Kiedy usłyszałam: "To nie jest już pani garderoba" postanowiłam, że dam sobie z teatrem spokój - mówi aktorka Zdzisława Bielecka-Piórkowska.

Srebrną Maskę odebrała za rolę Matki w "Dwóch teatrach" w reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego oraz Celiny Bełskiej w "Domu Kobiet" w reżyserii Macieja Dzienisiewicza.

Debiutowała rolą Hesi w "Moralności pani Dulskiej". Z tym spektaklem Estrada jeździła po całej Polsce, a do aktorki przylgnęło imię od Zapolskiej. Do dzisiaj wszyscy mówią o niej "Hesia". Z Estrady przeszła na zawodową scenę. Najpierw do Teatru im. Osterwy w Lublinie, później były: Tarnów, Kielce, Kalisz. Kolejny sezon, już w Gnieźnie, przyniósł jej uznanie widowni i nagrodę w plebiscycie na najpopularniejszego aktora w.Poznańskim w 1981 roku. Z tamtych lat zachowała w albumie najważniejsze role: Klarę w "Ślubach panieńskich", Augustynę w "Lecie w Nohant", Pannę Młodą w "Weselu", Karolinę w "Przedwiośniu", Helenę w "Odprawie posłów" Kochanowskiego.

W Kaliszu zagrała złotowłosą Izoldę w "Tristanie i Izoldzie".

- To był ciekawy spektakl i ciekawe było rozwiązanie tej inscenizacji. Miałam wtedy wspaniałego partnera Stefana Kwiatkowskiego - mówi Zdzisława Bielecka-Piórkowska.

Przez pół wieku na scenie grała wszystko: drugi plan, epizody, nawet "minerał pod sufitem", mierząc się z warunkami i obawami, czy to dla niej. - W Tarnowie na przykład miałam zagrać grubą, starą służącą w adaptacji "Ojca Goriot". Byłam chuchro, martwiłam się, co z tym zrobić. Scenograf Sadowski ubrał mnie w kilka warstw i powiedział: "Jak pani chce utłuc partnera, to proszę sobie obmyślić chód i od czasu do czasu zgubić kapeć".

Do Teatru im. Szaniawskiego w Płocku zaangażowała się razem z mężem Jerzym Piórkowskim na początku lat osiemdziesiątych. Weszła od razu jako Aniela do realizacji Fredrowskich "Dam i huzarów".

Wystąpiła w głośnym spektaklu Marczewskiego "Mistrz i Małgorzata" według Bułhakowa. W tej samej reżyserii zagrała Halucynę Bleichertową w "Onych" Witkacego. Powtórzyła na płockiej scenie Charlotte z "Wiśniowego sadu", którą po raz pierwszy grała w Kaliszu. W "Moralności pani Dulskiej" była Lokatorką. Tytułową rolę w tym przedstawieniu kreowała Hanka Bielicka, bardziej komediowa niż groźna. W sezonie 1984/85 Hesia została majestatyczną, lodowatą "Królową Śniegu".

Kapituła Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru uhonorowała Zdzisławę Bielecką-Piórkowską Srebrną Maską. W uzasadnieniu werdyktu napisano: "Za szczególną wierność teatrowi lokalnemu i osiągnięcia aktorskie, zwłaszcza za rolę Matki w Dwóch teatrach i Celiny Bełskiej w Domu kobiet".

- Tę postać zawsze grają aktorki wiekowe, a ja na Celinę byłam za młoda. Reżyser torturował nas w czasie prób, nie był zadowolony, ostro krzyczał. Nie wiedziałam, jak mam zbudować tę postać. W końcu pomyślałam, że zagram moją mamę, która wtedy kończyła życie. Dotąd pamiętam scenę z wnuczką. Moja Celina tak bardzo spodobała się Maćkowi, że po premierze ukląkł przede mną i odwołał wszystko, co mówił wcześniej. Jednak pokazał klasę.

U Szaniawskiego powtórzyła też rolę w "Pokojówkach", ale już nie jako Claire lecz Pani. Na jubileusz pracy scenicznej dyrektor Marek Mokrowiecki wybrał dla niej "Wizytę starszej pani" Dürrenmatta z główną rolą Klary. - Nie wspominam jej najlepiej. Spektakl powstawał w pośpiechu, na afiszu też nie zagościł długo. Nie byłam przekonana do tej postaci. Dobrze wspomina natomiast Amandę w "Szklanej menażerii", którą reżyserował Amerykanin Terry Walcutt.

- Grałam z Andrzejem Chichłowskim, a co jakiś czas zmieniały się koleżanki w roli Laury. Jedna wyjechała do Niemiec, inna nie znalazła uznania u reżysera. Najbardziej lubiłam grać z Hanką Zientarą.

Przez wiele sezonów młodzi widzowie oglądali Zdzisławę Bielecką-Piórkowską w niewdzięcznej roli pani Linde w "Ani z Zielonego Wzgórza".

- Ilekroć czekając w kulisie słyszałam głos Ani odmawiającej ułożoną przez siebie modlitwę, nie mogłam ukryć wzruszenia

- opowiada. Marylą była niezapomniana Krysia Michel. Świetnie nam się razem grało.

Ważnym w jej aktorskim życiu spektaklem był "Jeremiasz" Karola Wojtyły w reżyserii Marka Mokrowieckiego, Trudne przedstawienie spotkało się z bardzo dobrym odbiorem widzów nie tylko w Płocku. W Częstochowie na prośbę publiczności płoccy aktorzy zagrali je dwukrotnie. Ale i czas był wyjątkowy, bo Jasną Górę odwiedził wtedy autor sztuki, papież Jan Paweł II.

Nie planowała zostać w Płocku. Myślała o Szczecinie, Łodzi, gdzie mieszkała matka. - Miałam zostać tutaj tylko dwa lata, zostałam o wiele dłużej. W tym mieście czuję się dobrze. I niech tak będzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji