Artykuły

Bez gilotyny

"Śmierć Dantona" Georga Büchnera w reż. Barbary Wysockiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Barbara Wysocka, wystawiając "Śmierć Dantona", stara się otworzyć dyskusję na temat rewolucji francuskiej i aktualności tamtych wydarzeń w dzisiejszym świecie. Czyni to jednak nieco inaczej niż było to w "Juliuszu Cezarze" w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Przede wszystkim dlatego, że rezygnuje z zabiegów rozbijania tekstu efektami postdramatycznymi. I może dlatego dramat Büchnera wydaje się ostatecznie - również pod względem estetycznym - spektaklem jednak przeciętnym, nie do końca intrygującym, dyplomatycznym, komponowanym jakby słowo w słowo. W rezultacie komentarze do współczesności bardzo często zatrzymują się na poziomie ślizgania się po powierzchni retoryki zawartej w tekście, nie posiadają dramatycznej siły i pozbawione są wewnętrznego rytmu.

Aktorów widzimy od momentu, kiedy wchodzimy na widownię. Scena zajadania się tortem przez towarzystwo Dantona i jego żony Julii (ciekawa Wiktoria Gorodeckaja) jest jakby uwerturą, która podkreśla wulgarność i erotykę całej sytuacji. Jest w tym wszystkim intensywność, zmysłowość i zwierzęce pożądanie, jest też jakiś rodzaj mechaniczności i okrucieństwa. Ale jest również w tym obrazie jakiś pierwiastek poezji. Przestrzeń wykreowana przez Barbarę Hanicką została otwarta, może być jednocześnie ulicą i pokojem, jest jak obracająca się maszyna śmierci. Publiczność siedzi na nadstawce, która zmniejsza dystans i jest jakby częścią tego świata z rewolucją niczym wielkim spektaklem. Ta sekwencja otwierająca widowisko, wykorzystująca motywy hańbiącej miłości, konania i apatii, ale i gry, jest bardzo obiecująca, ma w sobie coś z jednej strony anarchicznego, bezwstydnego, z drugiej jest w tym wszystkim coś jakby onieśmielającego. Dochodzi do konfrontacji polityki z erotyką, ale te granice co i rusz się zacierają. Widać, że Wysocka stara się wychodzić poza samą retorykę, by uniknąć tego, co mogłoby utonąć w konwencjonalności. Ale z różnych powodów nie zawsze się to udaje. Oskar Hamerski w roli Dantona tworzy postać mięsistą, to ulubieniec ludu i hedonista, biologicznie zdeterminowany, nie pozbawiony świadomości bliskości śmierci, nie ma w sobie nic z bezkrwistej marionetki, którą władza czy historia, a może natura czy Bóg (?) napędzają do czynów mgławicową siłą czy koniecznością. Przy nim Robespierre w interpretacji Przemysława Stippy to zaledwie anemiczny figurant o marmurowym obliczu. Szkoda też, że pozostali protagoniści są już dużo mniej intensywni i sugestywni, ograniczają się do wygłaszania tyrad, w które trudno uwierzyć. Jeśli już się bronią, to raczej entuzjazmem młodych ludzi, niż śmiałością konstruowania postaci. Dlatego teatralna metaforyka zastosowana przez Wysocką bardzo szybko się zużywa.

Wciąż zastanawiam się dlaczego tak się stało. Można odnieść wrażenie, że zabrakło koncepcji na inscenizację całości. Choć z drugiej strony trzeba przyznać, że Wysocka potrafi wnikliwie czytać tekst, umie korzystać z różnych form teatru, z elementów ironii czy modyfikacji, a także z komentarzy czy przerywników muzycznych. Tyle że ten stylistyczny konglomerat u autora czerpiący z Szekspira, Heinego, Lessinga, Goethego czy Schillera, do niczego odkrywczego nie prowadzi, nie rozpoznaje nowych perspektyw interpretacyjnych. Pozbawiony jest siły wyrazu, w konsekwencji dla mnie, jako widza, martwy. Zabrakło w tym spektaklu syntezy, która z ciała uczyniłaby w tej inscenizacji pole bitwy, a ze śmierci zjawisko tyleż patetyczne, co cuchnące. Myślę, że dramat Büchnera ma w swoim posiadaniu wiele innych złożonych aspektów, których w Narodowym dotknąć się nie udało. Dlatego cały spektakl rozpada się na sceny lepsze lub gorsze, w których polityka tylko od czasu do czasu próbuje być niekontrolowanym szaleństwem, a rewolucja jarmarczną rozrywką. Tym samym spektakl Wysockiej - w moim mniemaniu - nie wchodzi w dialog z tradycyjną wizją rewolucji i historii. Historii, która jak spadające "głowy" w finale przebiega po równi pochyłej, tyle że jeśli nawet jej tempo wzrasta, ostatecznie jest przyczółkiem zabłąkanym w ciemności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji