Artykuły

Gdy zabito jej syna, pozbawiono ją właściwie sensu życia

- Największym wyzwaniem było uczciwe stworzenie roli bez obarczania się tym wielkim cierpieniem i bez przymusu odpowiadania sobie na pytanie, czy wyobrażam sobie, co bym czuła, gdyby ktoś zrobił krzywdę mojemu synowi - Agnieszka Przepiórska w rozmowie z Mikem Urbaniakiem opowiada o roli Barbary Sadowskiej w spektaklu "Żeby nie było śladów" w Teatrze Polonia.

W teczkach IPN są straszne opisy tego, jak kilka dni przed śmiercią Grzegorza Przemyka Barbarze Sadowskiej łamano krzesłem ręce. Prawdziwy koszmar. Kiedy obie ręce miała w gipsie, spódnice prał jej syn.

Mike Urbaniak: Stół mi został w głowie.

Agnieszka Przepiórska: Stół z powyłamywanymi nogami. Wielu nie mogło się nadziwić, że można nie mieć w domu stołu. Bardzo to niestandardowe, żeby nie powiedzieć intrygujące. Ale Barbara Sadowska, matka Grzegorza Przemyka, taka właśnie była - intrygująca, fascynująca i niemieszcząca się w żadnym szablonie. Nawet w szablonie matki Polki.

Albo piety.

- Matka z zabitym synem to święty obrazek. I na nagraniach wideo widać Barbarę Sadowską z wielkim, rzemiennym krzyżem na szyi. Była wierząca, to prawda. Jednak z drugiej strony się bawiła, piła wino, miała kochanków. Wszystko to łączyło się w jednej osobie.

Najpierw była lektura "Żeby nie było śladów" Cezarego Łazarewicza?

- Tak, ale jeszcze wcześniej przeczytałam reportaż Hanny Krall w "Dużym Formacie" i już wtedy pomyślałam, że chciałabym Barbarę Sadowską zagrać w teatrze.

Długo byłem przekonany, że urodzi się z tego twój kolejny monodram.

- Taka była pierwsza myśl, przyznaję. Ale byłam spragniona pracy zespołowej poza Pożarem w Burdelu, w którym gram od kilku lat. I się udało.

Adaptację książki napisał Piotr Rowicki, a spektakl wyreżyserował Piotr Ratajczak - z jednym i drugim pracujesz od lat. Nowością jest natomiast Teatr Polonia.

- Teatr Polonia wydał mi się najlepszym adresem do realizacji tego pomysłu, bo to scena Krystyny Jandy, którą podziwiam za odwagę, z jaką broni ważnych wartości, występując publicznie. Ta obywatelska postawa łączy ją z Barbarą Sadowską.

A ciebie coś z nią łączy?

- Bycie matką w symbiotycznej relacji z synem. Kiedy o niej czytałam, czułam tę jej macierzyńską miłość. Bardzo była w niej silna. Gdy zabito jej syna, pozbawiono ją właściwie sensu życia. Największym wyzwaniem było uczciwe stworzenie roli bez obarczania się tym wielkim cierpieniem i bez przymusu odpowiadania sobie na pytanie, czy wyobrażam sobie, co bym czuła, gdyby ktoś zrobił krzywdę mojemu synowi. To było trudne.

Granie postaci, którą osobiście znali ludzie przychodzący na spektakl, to dla ciebie obciążenie czy niekoniecznie?

- Długo się martwiłam znajomymi Barbary Sadowskiej, którzy powiedzą, że jestem do niej niepodobna, że ktoś powie: "Czemu ona ją gra?". A nie chciałam się "przebierać za Sadowską". Potem już mi przeszło, poczułam, że ją rozumiem, że nie uzurpuję sobie niczego na scenie, że jestem uczciwa. Odetchnęłam jednak dopiero po premierze, kiedy usłyszałam miłe słowa od osób, które znały panią Barbarę.

Kobietę pełną paradoksów: z jednej strony kruchą istotę, z drugiej - nieprawdopodobnie dzielną kobietę.

- Jej fizyczna kruchość miała niewiele wspólnego z siłą ducha. W teczkach IPN są straszne opisy tego, jak kilka dni przed śmiercią Grzegorza Przemyka łamane są krzesłem jej ręce. Prawdziwy koszmar. Kiedy obie ręce miała w gipsie, spódnice prał jej syn.

Jaka jest tajemnica jej mocy?

- Długo o tym myślałem. Pierwszą odpowiedzią, która przyszła mi do głowy, była jej wielka wiara, ale szybko z niej zrezygnowałam, bo wydała mi się zbyt oczywista. Potem doszłam do wniosku, że Barbara Sadowska miała po prostu niezmierzone pokłady empatii - to była jej siła.

Myślała o konsekwencjach, jakie za jej działalność opozycyjną może ponieść jej syn?

- A czy ja zaangażowałabym się dzisiaj politycznie, gdybym wiedziała, że mojego syna mogą za to spotkać nieprzyjemności? To nie jest pytanie z łatwą odpowiedzią i myślę, że nikt, kto nie stanie przed takim wyborem, nie umie na nie uczciwie odpowiedzieć. W Żelaznych Waginach - zespole, którego jestem członkinią - śpiewamy: "Samotna matka nie wie jeszcze/ czy ojczyzną się zająć, czy własnym dzieckiem./ Bo ojciec, oczywiście/ Ojczyzną by się zajął/ I potem order mu dają/ I go na pomnikach stawiają".

Z drugiej strony trzeba pamiętać, że śmierć Przemyka była - wszystko na to wskazuje - przypadkowa. Nieprzypadkowy był natomiast potem sfałszowany przez komunistów i wieńczący udawane śledztwo proces. Sadowska wiedziała, że jest w nim używana, że to tylko pozory prawa. Po śmierci Grzegorza ona właściwie postanowiła, że nie chce już żyć, że popełnia wewnętrzne samobójstwo, i trzy lata później umarła.

Nie chce bez syna.

- Nie, nie chce i nie umie. Ona miała z Grzegorzem niezwykłą relację, bardzo przyjacielską. Prowadziła otwarty dom, do którego chętnie wszyscy zaglądali, bo był w centrum, był otwarty i była w nim zawsze zupa, choć nie było - jak już wiemy - stołu. Lgnęli do niej także koledzy syna, bo Barbara to typ matki, powiedzielibyśmy dzisiaj - wyluzowanej. To musiał być naprawdę fajny dom.

Jestem szczęśliwa, że udaje nam się przywracać pamięci Barbarę Sadowską, która nie dała się zaszufladkować i pokazała, że tak jak inne matki tragicznych bohaterów była kobietą z krwi i kości, kobietą wychowującą dziecko według własnego pomysłu, kobietą żyjącą tak, jak chciała. A to nigdy nie było łatwe.

***

Cezary Łazarewicz "Żeby nie było śladów", reż. Piotr Ratajczak, Teatr Polonia w Warszawie; najbliższe spektakle 24-26 lutego i 27-29 marca

***

Na zdjęciu: Agnieszka Przepiórska jako Barbara Sadowska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji