Artykuły

Gnieźnieńskie "Tango"

Teatr im. Al. Fredry w Gnieźnie wystawił w 25 rocznicę swego upaństwowienia. "Tango" Sławomira Mrożka. Jakby dokumentując rzucone w "Małych listach" rozważania o prowincji artysty. O zaletach prowincji jako układu kształtującego artystę i równocześnie o konieczności wyrwania się z niej. Mrożek tę prowincję rozumie w sposób dość specyficzny i jednocześnie głęboko prawdziwy, jest nią nie tylko Gniezno, jest nią i Warszawa, zmienia się tylko za każdym razem układ odniesienia. Nienawidzi się swojej prowincji, kiedy się w niej tkwi i robi się wszystko, żeby przejść do Wielkiego Świata. Ściślej mówiąc, nienawidzi się swojej prowincjonalności. Otóż to - działając w ściśle określonym geograficznie powiatowym ośrodku nie być prowincjonalnym - to maksyma przyświecająca pracy Wojciecha Boratyńskiego, i jak sądzę, każdego z dotychczasowych dyrektorów tego teatru, i jest to zadanie godne prawdziwego artysty zmagać się nie tylko z materią sztuki, ale i z prawdziwym życiem. Problem ten przecież rozpatruje tu Mrożek tylko w jednym aspekcie, bardzo wzniosłym: zawsze tylko ów obszar zamknięty, mój, o granicach ginących i zatartych, wciąż płynnych i zmiennych, ale niewątpliwych. (...) Tęsknota za Wielkim Światem, tak właściwa prowincji, jest modelem tęsknoty za transcendencją.

A przecież jednak Mrożek i Gniezno, "Tango" i prowincja "Małych listów". I niewątpliwie zupełnie konkretne konsekwencje takiego układu. Określony model publiczności brak środowiska studenckiego przewaga środowiska mieszczańskiego i młodzieżowego szkół średnich w objeździe mieszkańcy małych ośrodków wiejskich i przemysłowych. Wymaga to konstruowania konkretnego modelu teatru, modelu, który nie zamykałby kontaktu. Taki układ często ogranicza artystę, ale jednocześnie zmusza go do wzmożonego wysiłku, aby go przełamać, przebić, zdobyć dla "Wielkiego Świata". Dla tego wszystkiego, co w sztuce nowe i najnowsze.

Układ ten wymaga, co nie jest tajemnicą, mówiąc najogólniej - formuły realistycznej, nie deformowanej zbyt daleko i zbyt metaforycznie. Taka zasada spektaklu zawiera dwa zasadnicze momenty - pierwszy dotyczy stosunku sceny i aktora do widowni, drugi - aktora do postaci. I drugi jest często modyfikowany przez ten element zewnętrzności - realistycznej prawdy.

Dziś groteskę skłonni jesteśmy uważać za szczególny typ realizmu, odbijający jednak nit zewnętrzność, lecz ukrytą istotę współczesności. Groteska ukazuje dwa zasadnicze aspekty rzeczywistości, bądź formy - przerażający, demoniczny, niepokojący i drugi - śmieszny, komiczny. Mrożkowska groteska w "Tangu" Boratyńskiego zredukowała się częściowo do tego jej drugiego sensu, a w swym kształcie teatralnym próbowała przybrać oblicze niemal realistyczne. Takie było, chyba jedynie słuszne, założenie inscenizatorów - Wojciecha Boratyńskiego, reżysera i Janusza Warpechowskiego, scenografa. Zawierzyć dialogom. Na działaniach naturalniejszych przekazywać swojej widowni cały miąższ dramatu. Na tym założeniu zasadza się też sukces tego spektaklu u własnej publiczności.

Szczególnie uroczystym akcentem tego spektaklu i niewątpliwie ogromnym magnesem są występy gościnne Danuty Szaflarskiej w roli Eleonory. Świetna aktorka nie "gwiazdoruje", gra z dużą kulturą i niewątpliwie bardzo mobilizuje zespół. Artura i Alę gra para utalentowanych adeptów - Sławomir Lewandowski i Maria Skowrońska, dobre są role Marii Deskur (bardzo podobająca się publiczności Babcia Eugenia), Józefa Chrobaka (Stomil), Leona Łabędzkiego (wujek Eugeniusz) i Macieja Ferlaka (Edek). Przy tej ostatniej postaci może trochę szkoda, że Mrożkowskiej grotesce nie stało grozy i demoniczności. Danuta Szaflarska przyrzekła także pojechać w objazd z "Tangiem", czym zapewne Teatr Al. Fredry nagrodzi swoich odbiorców w terenie za lata sympatii. Oprócz rzetelnej pracy od czasu do czasu liczą się przecież bardzo takie gesty.

Dotąd, w ciągu 28 lat swej działalności (Teatr Miejski powstał w Gnieźnie 27 listopada 1945 r. a upaństwowiony został 1 grudnia 1949 roku) dał 222 premiery, 1154 przedstawienia, które obejrzało blisko 4 miliony widzów. Tradycje kulturalne Gniezna nie wymagają bliższego uzasadnienia decyzji o własnym teatrze. Te tradycje mają też duży wpływ na jego oblicze, nie tylko model formalny, ale i repertuar. Wydaje się, że Boratyński znalazł dobrą formułę symbiozy tego miasta ze sztuką.

Osobną sprawą jest praca z aktorem. Boratyński poświęca jej wiele czasu i zachodu, i rozmaitych sposobami osiąga podwyższenie sprawności zespołu.

Ostatnio wystawił w teatrze "Bolka i Lolka", który stanowi szereg etiud sprawnościowych dla młodych aktorów, a młodym widzom pozwala grać z zespołem w piłkę, śpiewać "Po zielonej trawie piłka goni" i decydować o długości spektaklu (oczywiście do zaprogramowanych granic). Dzieci nie chcą przecież opuszczać teatru. Sukces "Bolka i Lolka" polega nie tylko na popularności telewizyjnej pary, ale na prawdziwym przeniesieniu bohaterów do teatru. Wprowadzenie Bolka w sprawy teatru ma miejsce w pierwszej scenie, kiedy to Lolek przekonuje go, jakie korzyści płyną z teatralnej egzystencji. Przekonuje przecież nie tylko Bolka, ale i młodą widownię gnieźnieńskiego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji