Artykuły

Ewa Pilawska: Wolność jest warunkiem twórczości

- Wolność jest warunkiem twórczości. Każde podporządkowanie się czy poddanie manipulacjom wyniszcza artystę. A interpretację dzieła pozostawmy publiczności - z Ewą Pilawską, dyrektorką łódzkiego Teatru Powszechnego i Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, rozmawia Justyna Arabska w portalu magazyn.o.pl.

Justyna Arabska: Dlaczego "niebezpiecznie jest schodzić ze sceny"? Ewa Pilawska: Scena jest tyglem myśli, a teatr jest przestrzenią ścierania się poglądów. Niebezpiecznie jest schodzić ze sceny, bo zejście jest ucieczką i wycofaniem się. Oznacza hipokryzję i konformizm, a w każdej sytuacji powinno się rozmawiać. My, Polacy, nie chcemy ze sobą rozmawiać, wolimy się konfliktować, zderzać, konfrontować. Uważam, że teatr przypomina nam, że możemy się pięknie różnić; że nie musimy opowiadać się po jednej ze stron po to, żeby eskalować konflikty.

Scena powinna prezentować różne światopoglądy, tematy i gatunki. Sztuka powinna nas otwierać, dystansować od napastliwości i agresji. Dlatego Festiwal mówi wieloma językami, repertuar jest różnorodny. Widzowie bardzo często podkreślają, że w ciągu kilku tygodni mogą oglądać tak różne spektakle. Program Festiwalu świadczy o wolności twórcy i wolności wyboru odbiorcy. Moim celem jest, aby Festiwal pokazywał wszystkie oblicza teatru, który jest przecież zwierciadłem współczesnego świata. Festiwal nie stwarza problemów i zjawisk, on pokazuje te zjawiska i problemy, które podejmują twórcy teatralni - teatr zawsze reaguje na rzeczywistość. Oczywiście, mogłabym cenzurować i udawać, że niektóre spektakle wcale nie powstały. Ale to oznaczałoby zajęcie stanowiska i dążenie do konfliktu.

Scena chroni artystę czy go ogranicza?

- Scena nie chroni artysty, może co najwyżej chronić rzemieślnika, który na scenie odgrywa określoną rolę. Prawdziwy artysta nie myśli o poczuciu bezpieczeństwa i komforcie, on anektuje scenę, używa jej, by stworzyć dzieło.

Artysta powinien być apolityczny?

- To wybór artysty. Czy powinien? Nie wiem, ale mam wrażenie, że demonizujemy polityczne podejście teatru. Często zdarza się, że wraz ze zmianą kontekstu inaczej czytamy teksty, które nie były polityczne. Dostrzegamy w nich to, czego chcielibyśmy oczekiwać od politycznie zaangażowanego teatru. Przypomnijmy sobie słynne Dziady Kazimierza Dejmka - wybrzmiały politycznie, ale to wcale nie było intencją twórcy. Myślę, że artysta powinien być wolny. Wolność jest warunkiem twórczości. Każde podporządkowanie się czy poddanie manipulacjom wyniszcza artystę. A interpretację dzieła pozostawmy publiczności.

Jakimi kryteriami kierowała się Pani przy wyborze festiwalowych spektakli? Co jest ich punktem wspólnym?

- Zawsze kieruję się poziomem artystycznym. Przez cały rok oglądam spektakle, spośród których wybieram kilka lub kilkanaście. Potem pojawia się temat, który w pewnej mierze również determinuje wybór. W tym roku temat brzmi Niebezpiecznie jest schodzić ze sceny i nie wyobrażałam sobie, żeby nie zaprosić niektórych tytułów. Oczywiście widzowie mogą się nie zgadzać z tymi spektaklami, ale uważam, że muszą mieć możliwość obejrzenia ich i wyrobienia sobie własnego poglądu. Jeśli ktoś uczestniczy w całym Festiwalu, ogląda wszystkie spektakle i bierze udział w dyskusjach, doświadcza różnych stylistyk i otwiera się na różnorodność. To fantastyczne, że żyjemy w czasach, w których teatr jest tak zróżnicowany. To powinno przypominać nam, że dla budowania normalnych relacji międzyludzkich potrzebujemy dialogu. Nie powinniśmy budować dwóch opozycyjnych obozów, wykorzystując do tego sztukę. Nie powinniśmy traktować teatru instrumentalnie. Takie zawłaszczenie przestrzeni sztuki dla potrzeb jakichkolwiek układów politycznych nie stwarza żadnej wartości, a najbardziej poszkodowany w wyniku takich przepychanek jest widz. Zapominamy o nim i nie bierzemy pod uwagę tego, że wcale nie chce uczestniczyć w takich rozgrywkach.

Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych obok wydarzeń artystycznych składa się z wielu spotkań z twórcami. Dlaczego te spotkania i rozmowy są takie ważne?

- Udało nam się zbudować silną wspólnotę z widzami, którzy są bardzo wymagający, a spotkania po spektaklach są czymś naturalnym - teatr polega na wymianie myśli, rozmowy po przedstawieniach pozwalają zgłębić istotę spektakli, postawić pytania. Także twórcy potrzebują konfrontacji z widzami, są ciekawi przeżyć i opinii.

Jako osoba, która wychowała się w Łodzi uważam, że Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych znacząco wpłynął na życie kulturalne miasta. Łodzianie chętnie biorą w nim udział? Czy Festiwal przyczynił się do rzeczywistych zmian w łódzkim środowisku teatralnym?

- Dziękuje za te słowa. Powiedziałabym: "warto było"! Warto było robić przez 15 lat festiwal bez stałej dotacji, spać kątem u przyjaciół, żeby móc obejrzeć spektakle. Warto było przejść przez wszystkie upokorzenia, żeby dojść do miejsca, w którym jesteśmy teraz. Taka droga świadczy o wykonanej pracy, buduje wspólnotę. Łodzianie co roku oczekują na Festiwal, pytają mnie już o kolejną edycję. Wiele osób mówi, że jest "niezbędny" Łodzi. Z kolei środowisku teatralnemu stwarza możliwość konfrontacji, która pozwala się rozwijać. Niektórzy z tej możliwości korzystają, niektórzy nie. Mają wybór. Przyznam, że niezwykle mnie wzrusza obecność małżeństwa, które ma trójkę dzieci i przychodzi oglądać spektakle wymiennie - to fantastyczne i budujące.

Otrzymała Pani tytuł Łodzianina roku (2017). Niewątpliwie świadczy to o zaufaniu, jakim darzą Panią mieszkańcy miasta. Czy to z myślą o nich przygotowuje Pani kolejne edycje Festiwalu?

- Teatr Powszechny jest bardzo mocno zakorzeniony w Łodzi - potwierdza to zaufanie widzów i ogromna frekwencja. Budując repertuar Teatru i kolejne projekty zawsze myślę o łodzianach. Nie bez przyczyny naszym hasłem jest Teatr blisko ludzi - na tym przecież polega misyjność teatru. Kilka dni temu, podczas festiwalowej dyskusji o cenzurze, dyrektor Teatru Współczesnego w Warszawie, Maciej Englert, powiedział, że "teatr publiczny powinien być jak sklep, czyli dostępny i otwarty niemal codziennie". Niektórzy o tym zapominają.

Często mówi Pani o komedii, jako o ważnym, ale zapomnianym gatunku teatralnym. Może to właśnie komedia byłaby najlepszym medium do mówienia o współczesności?

- W Teatrze Powszechnym w Łodzi, które jest Polskim Centrum Komedii, szukamy nowoczesnego języka polskiej komedii. Komedia jest doskonałym gatunkiem, który pozwala mówić o współczesności. Genialnie robią to Francuzi, bardzo podobnie pisze Juliusz Machulski, który sztuki teatralne zaczął pisać właśnie dla nas. Żałuję, że inni polscy autorzy, na przykład Paweł Demirski, rzadko sięgają do języka komedii.

Podczas Festiwalu odbyły się także dwie premiery Teatru Powszechnego, m.in. spektaklu "Hannah Arendt: Ucieczka", czyli opowieści o fikcyjnym spotkaniu Hannah Arendt, Martina Heideggera, Karla Jaspersa i Waltera Benjamina w koprodukcji z Komuną Warszawą. Jak narodziła się ta współpraca?

Komuna Warszawa, a wcześniej Komuna Otwock, to bardzo ważne miejsce na teatralnej mapie. Zaprosiłam Grzegorza Laszuka do współpracy, bardzo chciałam, żeby przygotował spektakl z zespołem Powszechnego. Spotkania twórców z różnych przestrzeni artystycznych są zawsze niezwykle rozwijające dla dwóch stron, a Festiwal pozwala otwierać się na nowe rozwiązania i doświadczenia - kilka lat temu na przykład, w ramach Festiwalu prapremierę przygotowała Maja Kleczewska. W tym roku weszliśmy w koprodukcję z Komuną.

"Lovebook" to drugi premierowy spektakl Powszechnego. Jak sama nazwa wskazuje, dotyczy miłości, a jego punktem wyjścia jest powieść Matthew Quicka Poradnik pozytywnego myślenia oraz jej filmowa adaptacja. Jak mówić o uczuciach w czasie wszechobecnej ironii?

- Nie ma złego czasu na mówienie o miłości. Miłość jest najważniejsza, czyni człowieka dobrym, ulepsza świat, stymuluje nas do działania. Myślę, że od tej myśli wyszedł reżyser spektaklu Michał Siegoczyński.

W przyszłym roku czeka nas jubileuszowa, XXV edycja Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Czy myśli Pani już o niej?

- Oczywiście, nad Festiwalem pracuję przez cały rok. Kiedy kończę przygotowania jednej edycji, zaczynam prace nad kolejną. Oglądam premiery, rozmawiam, czytam - teatr jest moją pasją, więc jest to czysta przyjemność. Za kilkanaście dni jadę podpisać umowę na koprodukcję, o której rozmawiam już od prawie roku. Premiera odbędzie się podczas XXV Festiwalu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji