Artykuły

Anna Frank oswaja piekło. Rzecz o godności w rozpaczy

"Dziennik Anny Frank" Erica-Emmanuela Schmitta w reż. Krzysztofa Prusa w Teatrze Nowym w Zabrzu. Pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.

Nazwisko Anny Frank kojarzymy natychmiast: z ucieczką przed nazistami i tragiczną śmiercią. Jej zapiski z czasów, gdy ukrywała się z rodziną w Amsterdamie, tak naprawdę zna jednak niewielu. Jest okazja, by to nadrobić. Gdzie? W Teatrze Nowym w Zabrzu

"Dziennik Anny Frank" warto oglądać uważnie. Bo to, co jest jego esencją, okrucieństwo wojny, na scenie właściwie... nie istnieje. I choć w podświadomości bohaterów, tragedia czai się nieustannie, widzów atakuje tylko raz - gdy wchodzą na widownię przez ciemne korytarze i strome schody teatralnego zaplecza. Taki symbol "drogi do piekła" ukrywających się Żydów mógłby się wydawać zbyt spektakularny, gdyby nie fakt, że po tym trudnym do pokonania szlaku, wchodzimy w akcję zgoła zaskakującą. W nieomal familijną opowieść o kłopotach dnia codziennego dwóch rodzin, którym brakuje jedzenia, wody, światła i jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa, ale które mimo to żyją w miarę normalnie. Spektakl nie epatuje krzykiem, brudem czy uzewnętrznionym strachem. Co nie oznacza, że ci ludzie się nie boją.

Istotą sztuki Erica-Emmanuela Schmitta (opartej na dzienniku Anny Frank), nie jest jednak sam strach, ale to, jak człowiek próbuje się z nim zmierzyć. Wyprzeć z codzienności, obłaskawić milczeniem, lub "zagadywaniem", jak przetrwać noce, gdy jednak w ciemności dopada ofiarę ze zdwojoną mocą....Z delikatnej, czasem wręcz ukrytej pod pozornym banałem materii dramatu, reżyser Krzysztof Prus tworzy przedstawienie równie subtelne, ale jednoznaczne. Od początku wiemy, że świat przez nas oglądany nie jest dokumentalnym zapisem. To świat równoległy do rzeczywistego. Na poły prawdziwy, na poły wymyślony przez nastolatkę. Wykreowany na potrzeby jej marzenia - stworzenia powieści. Ów alternatywny świat wydaje się jednak jej krewnym i znajomym balsamem na własne przerażenie. Entuzjastycznie mówi o tym Augusta - świetna w tej roli Danuta Lewandowska - wtedy, gdy groza sytuacji jeszcze do niej nie dociera. Ale i ona, i jej późniejsi współtowarzysze w ukryciu, będą się trzymać takiej linii samoobrony do końca. I tylko raz złamie ją, pomagająca im w przetrwaniu Miep, przynosząc wieść o wzmożonych prześladowaniach Żydów. Scena trwa kilka minut, ale Renata Spinek wkłada w nią tyle emocji, że ja zapamiętam ją na lata. Osią narracyjną sztuki są przeżycia ojca Anny, Otto Franka, który po wojnie czyta zapiski córki i przywołuje wspomnienia. Ten pomysł dramaturgiczny podoba mi się najmniej, bo nie równoważy swoją dosłownością subtelnej opowieści Anny. A i Jarosław Karpuk, w roli ojca, bardziej przekonuje w scenach retrospekcji niż siedząc (wciąż w tej samej pozie), z zeszytem w ręku. Otto jest jedynym ocalałym z ośmiorga ludzi, o których pisze Anna, ale jego rozpacz nie do końca przebija się do widza. Za to Anna, w interpretacji młodziutkiej Anny Nowak (tę postać gra też Julia Kuzber), podbija serce widzów spontanicznością. Jej przyspieszone, emocjonalne i fizyczne, dojrzewanie w klaustrofobicz-nej pułapce życia i śmierci, jest po prostu przejmujące.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji