Artykuły

"Pragmatyści", sztuka w 3 aktach Stanisława Jerzego[!] Witkiewicza, w teatrze "Elsynor". (Korespondencya własna "Gazety Wieczornej").

Warszawa, w styczniu.

Przeżywamy rewolucyę w sztuce. Lecz i tu także daje się zaobserwować jedynie rola pomocnicza rewolucyi na rzecz rozwoju ewolucyjnego. A więc: wielki wykrok naprzód - poczem następuje niemniej spieszny półkrok wstecz. Niestety wyznać trzeba, że prawie wszyscy, tak gorączkowo i namiętnie współdziałający w rewolucyi, pozostaną jeno ofiarnymi "szczęśliwcami", którzy - "legli wśród zawodu", przygotowując tym, co po nich przyjdą drogę do czynu istotnego. Jesteśmy może tylko, jak to dosadnie Stur wypowiedział, "mięsem armetniem". Tymczasem jednak ponosi temperament rewoltucyonistów i swoboda przewrotowa dochodzi do niepohamowanej niczemu bo - abstrakcyjnej, programowości. Przyczem stwierdzić należy, że już czyny twórcze samychże teoretyków w znacznej mierze negują ich a priori budowanym konstrukcyom. Przyczyną jest właśnie niepohamowanie w burzycielstwie stanowiące w zarodku energię twórczą. Bo nawet, gdy teoretyk-odnowiciel teatru niemieckiego Lessing stworzył w "Hamburgische Dramaturgie" swój pozytywny program przed czynem twórczym, okazało się, że mimo pozytwności tego programu utwory Lessinga nie odpowiadały jeszcze jego teoryi, były one jedynie wskaźnikami dla Schillera, Goethego, Grillparzera. Negatywność zaś, cechująca współczesnych teoretyków, w mniejszym jeszcze stopniu sprzyja ich twórczemu wypowiedzeniu się.

Nikt jednak zaprzeczyć nie może, że teatr i dramatyczne dlań tworzywo doszły już do błędnego koła, z którego koniecznie wyjść należy. Doskonale do sztuk realistycznych przystosowany teatr współczesny, nie umie już jednak w swych zbyt ciasnych ramach pomieścić ani Szekspira ani Calderona, a u nas męczy się tragicznie inscenizacyą Słowackiego czy Wyspiańskiego. Tzw. "wielkiemu dramatowi" nie przydały się na nic techniczne ulepszenia, nie podniosła jego scenicznej wartości nawet - scena rotacyjna, skracająca jedynie antrakty. Ciekawe dekoracye jednostronnie więżące uwagę widza, czy precyzyjna i pomysłowa gra aktorska odsuwająca na dalszy plan wartość utworu, zdają się raczej grozić upadkiem literaturze scenicznej. Współdziałanie równomierne wszystkich czynników, z których się składa teatr, dałoby może wypadkową estetycznie zadowalającą, dałoby teatr wzorowy, operujący jednak tylko pewną ilością kombinacyi reżyserskich, które po pewnym czasie stałyby się szablonem. Odnowicielem teatru mógłby więc być tylko geniusz dramatyczny, odkrywca przeczuwanego jedynie potąd nowego wymiaru, geniusz, któryby gruntowną przemianę plastyczną i ekspresyjną narzucił teatrowi.

Nie jest nim St. J. Witkiewicz, poszukiwacz czystej formy na scenie, rewolucyjny propagator, "bezsensu". Już bowiem grany w Krakowie utwór Witkiewicza "Tumor Mózgowicz" stanął naopak teoretycznym wywodom Witkiewicza (patrz ,,Skamander") i nie można tak zupełnie winić krakowskich aktorów i reżysera o nadanie "Tumorowi" form realistycznych skoro Witkiewicz sam poza ich ramy nie wyszedł, zarówno w zewnętrznej budowie scen, jak i w samym dyalogu.

Teatr warszawski "Elsynor", któremu gościny i poparcia użyczył dyr. Szyfman w teatrze Małym (przedstawienia rozpoczynają się o godz. 11 w nocy), - dając tem jeszcze jeden dowód miłości teatru i bezstronności w szukaniu dróg, - wystawił jako pierwszą w swym repertuarze sztukę "Pragmatystów" St. J. Witkiewicza. Sam teatr "Elsynor" stworzony przez garstkę ludzi "poszukujących", jest sceną eksperymentalną, próbującą nowych form, chcącą unaocznić nie tylko widzom ale sobie samej możliwości dotąd jedynie teoretycznie wykoncypowane.

Rozpoczynając swe istnienie od krańcowej sztuki Witkiewicza, uczynił Elsynor krok ryzykowny ale słuszny. Bowiem Witkiewicz poniósł wprawdzie porażkę, ale to pewna, że nie przejdzie niespostrzeżenie. Porażka zaś Witkiewicza jest dwojakiego rodzaju: 1) reagowanie widza (przyczem zaznaczyć należy, że publiczność premierowa składała się w znacznej części z sfer artystyczno-literackich), które nie świadczyło nawet o zainteresowaniu się a objawiało się li tylko wyławianiem humorystyki domniemanego bezsensu; 2) częściowe fiasco teoryi autora, które polegało na tem, że sztuka jego raczej szukała wyjścia z bezsensu, szukała po prostu ratunku w filozoficznych dociekaniach.

Wprawdzie w "Bliższych wyjaśnieniach w kwestyi czystej formy w teatrze" stwierdza sam Witkiewicz, że dana sztuka lub poemat nie powinny być obowiązkowo od góry do dołu pozbawione sensu, ale stwierdza też dalej niemożliwość kryteryum, czy bezsens jest sztuczny, czy też z nakazu twórczego wynikający. Otóż bezsens "Pragmatystów" jest bezwarunkowo sztuczny, choćby ze względu na swą celowość przykładową, jak tworzyć według Witkiewicza należy. Ponadto nie można darować autorowi jako "odnowicielowi" że tyrady filozoficzne "Pragmatystów" grzeszą przestarzałą, częstokroć naiwną frazeologią, czego w pierwszym rzędzie nowator unikać powinien. Co "gorsza" przy - pewnym wysiłku - możnaby nawet treść sztuki opowiedzieć, związać w logiczne następstwo poszczególne sceny, które ostatecznie są poniekąd odbiciem życia (strzela się z rewolweru, pije kawę, wchodzi policya itd.).

Reżyserya teatru "Elsynor" nie poszła również po linii teoryi Witkiewicza, zacierała bowiem bezsens - zapewne mimowoli, tak z nawyku atawistycznego. Zewnętrznie "stylizowała" niejako - kubistycznie, formistycznie, futurystycznie i ekspresyonistycznie.

Bądź co bądź eksperyment "Elsynoru" był wywołany koniecznością wyjścia z nieuchwytności teoryi. I to należy poczytać za zasługę eksperymentatorom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji