Artykuły

O powodach sięgnięcia do "Parawanów"

"Parawany" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Wojciech Owczarski w Odrze.

Istnieje co najmniej kilka powodów, dla których warto dziś sięgnąć po "Parawany" Geneta. Po pierwsze, można w nich wyczytać historie o konflikcie cywilizacji Zachodu i islamu. Po drugie, obecna jest w tym dramacie wizja terroryzmu, tak bezwzględnie spędzającego nam sen z powiek ostatnimi laty. Po trzecie, Genetowski teatr okrucieństwa bije na głowę najwymyślniejsze wyczyny "nowych brutalistów", uważających się za proroków i reformatorów. Po czwarte, główny bohater, Said, to buntownik-indywidualista (w jego imieniu słychać aluzję do angielskiego "outsidera"), którego romantyczne korzenie splatają się z nihilizmem i radykalizmem dzisiejszych skłóconych ze światem desperatów. Po piąte, tenże Said uwikłany jest w niejednoznaczny i, jak to się dzisiaj mówi, "toksyczny" związek z władczą matką i wyjątkowo brzydką żoną, co pozwala dostrzec w sztuce Geneta tak chętnie dziś eksploatowany wątek psychopatologii życia rodzinnego. Po szóste, "Parawany" przynoszą niezwykle ciekawy fantazmat zaświatów. Umarli, spokojni i pogodzeni ze sobą nawzajem, siedzą razem w jakiejś niby-to poczekalni, przyglądają się własnym, pozostawionym na ziemi ciałom i powoli ulegają rozproszeniu, stopniowo przechodząc w niebyt. Polskiemu widzowi-czytelnikowi przypomnieć się może "zaświat" Leśmiana, gdzie "nigdy dość się nie umiera", a już na pewno Kantorowski Teatr Śmierci, w którym "drodzy nieobecni" ożywali i umierali w nieskończoność. Wizja francuskiego dramaturga wpisuje się więc znakomicie w głośną u nas koncepcję Leszka Kolankiewicza opisaną w książce Dziady. Teatr Święta Zmarłych. Po siódme, staroświecki, wydawałoby się, pomysł Geneta, żeby za dekoracje służyły tytułowe parawany i narysowane na nich pejzaże, obiekty czy rekwizyty, nabiera świeżości w epoce kultury obrazkowej, w wirtualnej erze komiksów, gier komputerowych czy powstających gdzie popadnie graffiti.

Powodów wracania do Geneta znaleźć można, rzecz jasna, więcej. Nie mam jednak pojęcia, z jakiego powodu wziął się za "Parawany" Krzysztof Babicki. W jego przedstawieniu na próżno szukać scalającej myśli. Nie chodzi tu ani o islam, ani o terroryzm, ani o bunt, ani o miłość. Właściwie - nie chodzi o nic. Ascetyczna, ciemna przestrzeń sugeruje, że rzecz dzieje się "zawsze i wszędzie". I dobrze. Tylko dlaczego w takim razie Said bawi się makietami odrzutowców, a jedna ze scen, ni w pięć, ni w dziewięć, toczy się w pasażerskim samolocie? Czy ta nachalna aluzja do 11 września nie kłóci się z ogólną koncepcją spektaklu, w którym "arabskość" bohaterów nie została silnie wyeksponowana? Trzeba się na coś zdecydować: albo koloryt lokalny, albo uniwersalizm. Pojawiające się w drugiej części widowiska wypalone wraki samochodów to signum temporis. Więcej - ikona współczesności, jeśli zważyć, że trudno dziś trafić na serwis informacyjny, w którym nie byłoby materiału o jakimś bombowym zamachu. Pomysł sam w sobie ciekawy, szkoda tylko, że nic z niego w spektaklu nie wynika. Samochodowe wraki mają się bowiem nijak do podniosłej, miejscami niemal hieratycznej atmosfery, która - między innymi dzięki znakomitej muzyce Marka Kuczyńskiego - towarzyszy przedstawianym wydarzeniom. Znów widać brak konsekwencji: albo reportażowa dosłowność, albo dostojeństwo mitu.

Wrażenie niepewności co do charakteru opowiedzianej historii potęgują aktorzy. Piotr Jankowski jako Said jest pełen buntu i młodzieńczej zapalczywości, ale zupełnie nie wiadomo, z jakiej przyczyny. Nie wiadomo też, co czuje do matki, dlaczego nie znosi żony ani jaki jest jego stosunek do przyjaciół. Po trosze zresztą winna jest temu niedbale prowadzona przez reżysera linia fabularna - bez znajomości tekstu związki między wydarzeniami mogą wydać się niejasne. Dorota Kolak, która najwyraźniej awansowała już do funkcji pierwszej matrony Teatru Wybrzeże, gra Matkę zgodnie z receptą wypróbowaną w swoich poprzednich rolach (zwłaszcza w "Matce" Witkacego): trochę "kloszardowskiego" liryzmu i dużo groteskowej infantylności. Dobre to, żeby rozruszać gimnazjalną publiczność, ale na postać Genetowską - zdecydowanie za mało.

Spośród protagonistów najlepiej radzi sobie Monika Chomicka. Jej Leila jest wyrazista i, w swoim pełnym miłości oddaniu mężowi, wiarygodna. Bije z niej ciepło i jakiś witalistyczny optymizm, który zachowuje do końca, mimo tylu upokorzeń. Z postaci drugoplanowych na uwagę zasługuje Porucznik Mirosława Baki. Aktor ten, który - jak się wydawało - na dobre ugrzązł w nieznośnej manierze zblazowanego nihilisty, zdołał pozbyć się karykaturalnej maski i zagrać zabawną, bezpretensjonalną postać żołnierza-geja, nie uciekając się do farsowych grepsów i nie powielając tanich stereotypów. Nawiasem mówiąc, scena śmierci Porucznika, kiedy to podwładni okadzają go wiatrami z własnych trzewi, twierdząc, że zachował się w nich powiew Ojczyzny (następnie zaś śpiewają "Marsyliankę") - należy do najlepszych w spektaklu. Bluźniercza kpina z patriotycznych uniesień brzmi ożywczo w dobie nacjonalizacji życia politycznego.

Szkoda, że Krzysztof Babicki nie potrafił zadecydować, o czym chce opowiedzieć. Bo przecież są w tym przedstawieniu sceny poruszające, są obrazy o dużej urodzie. Całość zaś, mimo inscenizacyjnej niekonsekwencji, ogląda się bez znużenia. Babicki zawsze najlepiej czuł się w poetyce wizyjno-onirycznej. Sądzę, że - zachowując umiar i wystrzegając się kiczu - powinien pozostać jej wierny. W "Parawanach" duże wrażenie robią na przykład trzy płaczki, zastygłe w posągowej pozie, wyniosłe niczym mityczne mojry, wybuchające co chwila demonicznym śmiechem władczyń życia i śmierci. Obiecująca jest scena inicjalna, kiedy to Said, wędrując z matką przez pustkowia, słania się ze zmęczenia i ledwie powłóczy nogami. Pielgrzym, wygnaniec, wieczny tułacz - przychodzą na myśl skojarzenia z archetypem. (Niestety, po chwili sen pryska, Said odzyskuje siły i zamienia się w krzepkiego młodzieniaszka). A kiedy ubrani na czarno terroryści stają w szeregu naprzeciw publiczności i wpatrują się w nią, połyskując oczami przez otwory w kominiarkach - pradawne monstra, współczesne bestie albo przybysze z obcych galaktyk - po plecach przechodzi dreszcz. I gdybyż jeszcze wypływała z tego jakaś refleksja...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji