Artykuły

Fredro nad wyraz współczesny

"Prędko, prędko..." wg Aleksandra Fredry w reż. Mikołaja Grabowskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Krzysztof Krzak w Blasting News.

"Prędko, prędko..." jest trzydziestą realizacją twórczości Aleksandra Fredry w powojennych dziejach Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach.

Tym razem Mikołaj Grabowski, reżyser spektaklu, którego premiera odbyła się 21 kwietnia 2018 roku, sięgnął po te mniej znane i rzadziej wystawiane teksty Aleksandra hrabiego Fredry. Na dodatek zarówno komedia w dwóch aktach "Z Przemyśla do Przeszowy", jak i jednoaktowy szkic dramatyczny (jak go określił sam autor), zatytułowany "Teraz" pochodzą z późnego okresu twórczości autora "Pana Jowialskiego" i pokazują mało znane oblicze tego czołowego, XIX-wiecznego polskiego komediopisarza.

Próżno tu szukać lekkości salonowych figlików, niewinnych flirtów, dialogów skrzących się błyskotliwym dowcipem i facecjami z obowiązkowym happy endem, co wszyscy znamy choćby z takich lektur szkolnych, jak "Zemsta" czy "Śluby panieńskie".

W obu tych drobiazgach scenicznych Aleksander Fredro mówi o przemianach w mentalności człowieka, wywołanych zmianami charakterystycznymi dla zbliżającego się końca wieku, gdy życie ludzkie nabiera tempa, a pieniądz staje się jedną z podstawowych wartości. Jakież to charakterystyczne dla współczesnego człowieka!

Czas biegnie, zmienia ludzi

Wyznacznikiem nowych czasów za życia Fredry stały się również galicyjskie koleje, których hrabia był ogromnym zwolennikiem. Nic więc dziwnego, że autor "Dyliżansu" fabułę swej dwuaktowej komedii umieścił na dwóch stacjach kolejowych: Przemyśl i Przeszów.

Pociągiem, kursującym między nimi, podróżują ludzie różnych klas społecznych i narodowości. Ta podróż staje się we fredrowskim ujęciu metaforą nowoczesnych czasów: tak szybko jak ona przebiega, tak szybko zmieniają się charaktery i postawy ludzi.

U celu podróży z pociągu wysiądą oni odmienieni, nie zawsze na dobrze. Ci, którzy się rozwiedli - znów będą razem, a młodzi, pijący sobie z dzióbków w Przemyślu - w Przeszowie nie będą mogli na siebie patrzeć; zakochani szybko znajdą pocieszenie u boku innych porzuconych, a wrogowie stają się przyjaciółmi. Oczywiście będą i tacy, jak roztargniony Gamciewicz (bardzo dynamicznie grany przez Mirosława Bielińskiego), którzy zachowają constans w swoim postępowaniu.

Natomiast fabuła jednoaktówki "Teraz" tylko na pozór zdaje się przypominać atmosferę, która występowała w tych najbardziej znanych komediach Aleksandra Fredry. Akcja dzieje się w miejskim salonie ówczesnej arystokracji. Są tu piękne panny na wydaniu i szarmanccy na pierwszy rzut oka gentelmani. Ale bynajmniej nie toczą rozmów o uczuciach - lecz o interesach, pieniądzach, tajemniczych zbiórkach funduszy. Nawet jeśli mówią o potencjalnym małżeństwie, to raczej w kontekście dobrego biznesu, dokładnie skalkulowanego, szybkiego kontraktu, jak to ma miejsce w przypadku Agaty i Winera czy też Johanny i Wirskiego.

Za grosz w tym romantyzmu, sam czysty materializm, znak nowoczesnych czasów, za którymi Fredro zdaje się nie przepadać. Bliższa mu jest postawa Leona Chwiejskiego, kierującego się nieśpiesznym namysłem i uczuciami, nienawidzącego słowa "prędko".

A może by zwolnić?

Mikołaj Grabowski, wykorzystując dwie ramotki sceniczne Fredry, tworzy opowieść o kondycji człowieka jak najbardziej współczesnego, żyjącego w ogromnym tempie, podejmującego fundamentalne decyzje pod wpływem i naporem mijającego czasu.

Reżyser przenosi akcję w lata 30. minionego stulecia, na co wskazywać mogą utwory, wybrane przez Grabowskiego jako ilustracja muzyczna spektaklu, tudzież stylowe kostiumy i scenografia Zuzanny Markiewicz. Pozostaje wierny autorowi w warstwie tekstowej (poza jednym dopiskiem autorskim i zamianą bodaj jednego słowa na bardziej zrozumiałe przez współczesnego widza).

Reżyserską rękę autora kultowego przedstawienia "Opisu obyczajów" według Jędrzeja Kitowicza w krakowskim Teatrze STU widać w prowadzeniu kieleckich aktorów. Kilkoro z nich gra w obydwu częściach "Prędko, prędko...", paru tworzy bardzo udane kreacje. Wśród nich jest przede wszystkim Bartłomiej Cabaj, który jako Leon Chwiejski dość skromnymi środkami wyrazu tworzy niezwykle przekonującą postać ofiary niedostosowania do nowoczesnych, pędzących czasów. Bardzo wyrazista jest Beata Pszeniczna jako Madame Sztok i Anna Antoniewicz jako jej córka Wilhelmina; trudno też nie docenić komicznego talentu Andrzeja Platy w roli Kropoczka, Wojciecha Niemczyka jako Kazimierza Alińskiego czy Magdy Grąziowskiej w charakterystycznym epizodzie Nani, zagranym zupełnie inaczej niż rola Agaty w "Teraz". Sprawnie radzi sobie jako Cezar Fajt i Ernest Wirski tegoroczny absolwent Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, Marcin Sztendel, którego Mikołaj Grabowski zaangażował wraz z koleżanką z roku, Klaudią Bełcik, do gościnnych występów na kieleckiej scenie (Grabowski reżyserował ich dyplom w AST - "Wspomnienia polskie" według Gombrowicza).

Mamy zatem w "Żeromskim" klasyczne przedstawienie, dzięki któremu można spędzić w teatrze całkiem sympatyczny wieczór i może pod jego wpływem zwolnić nieco tempo własnego życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji