>>Mąż idealny<<
KOMEDIE Oscara Wildera stanowią bardzo specjalny gatunek teatralny - kiedyś modne i nie schodzące ze scen, dziś pojawiają się z rzadka. Straciły wiele ze swych walorów.
To co w nich pozostało, świetny język, dowcip, błyskotliwy humor i owe przysłowiowe paradoksy, a także dobre role dla aktorów i pełnowymiarowe postacie - to wszystko może nas bawić tylko wówczas, gdy będzie potraktowane z jeszcze większym dystansem niż zostało napisane.
W Teatrze TV przedstawiono nam parę - lordostwo Chiltern. Kryształowe dusze, bez skazy, wzory prawości i uczciwości, którym zły los i ślepy przypadek chciał popsuć szczęście domowe i publiczne, tylko dlatego, że pewna zła kobieta wykryła lordowski grzech młodości. Ale przecież Wilde wykpiwa, ośmiesza i wyśmiewa tę nieskazitelność, prawość, niezłomne zasady. Pokazuje pozory i paradoksy wielkoświatowego życia, zakulisowe machlojki i wysoko podniesione czoła. Lord Goring prowadzi grę z pozycji człowieka, który dobrze zna świat, do którego należy i wcale go nie poważa. Maksymy wypowiada z pełnym cynizmem, a nie z dobrego, uczciwego serca.
Tylko pani Cheweley gra tu w otwarte karty, nic nie ma do ukrycia, nic do stracenia. Pod tym względem w swojej nikczemności jest najuczciwsza z całego towarzystwa. I tu także tkwi wildowski paradoks.
"Mąż idealny" nie został trafnie odczytany w telewizji. Zamiast lekkiej, błyskotliwej, ironicznej i szyderczej komedii, otrzymaliśmy melodramat z happy-endem.
Ciągnął się ten melodramat prawie dwie godziny, o dobre pół - za długo. Reżyser poskąpił ołówka. Ale i to byśmy wybaczyli, gdyby rzecz cała me była tak poważnie potraktowana.
Spektakl otrzymał świetną obsadę z Zofią Małynicz, Zofią Mrozowską, Barbarą Horowianką, Ignacym Gogolewskim, Zdzisławem Mrożewskim, Mieczysławem Voitem na czele licznego zespołu.
Reżyseria Maryny Broniewskiej. Reż. TV Elżbiety Klekow. Scenografia Andrzeja Sadowskiego. Przekład Jerzego Macierakowskiego i Bronisława Zielińskiego.