Artykuły

Rozrywka na najwyższym poziomie

"Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem" w reż. Marty Ogrodzińskiej w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Katarzyna Grabowska w portalu TVP.

Trudno znaleźć w najnowszej produkcji Teatru Polonia - monodramie Ewy Kasprzyk "Marilyn i papież..." jakieś błędy, zafałszowanie, niespójność. Wszystko w tym spektaklu zasługuje na uznanie, a fenomenalna kreacja Kasprzyk potwierdza jej wysoką pozycję na aktorskim firnamencie.

Monodram jest uważany za najtrudniejszą ze scenicznych form - decydują się na nią tylko aktorzy znani, o wyrobionej renomie i potwierdzonej sympatii widzów. Bo utrzymanie uwagi publiczności przez ponad godzinę, gdy trzeba "wypełnić scenę" wyłącznie własną osobą, jest prawdziwym sprawdzianem aktorskiej siły i talentu. Ewie Kasprzyk ta sztuka udała się już po raz drugi - po sukcesie poprzedniego monodramu "Patty Diphusa", "Marilyn" to kolejne arcydzieło w jej wykonaniu.

"Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem" to przejmująca historia kobiety-ikony, skandalistki i symbolu seksu, podziwianej i znienawidzonej jednocześnie. Trudno znaleźć w historii osobę wzbudzającą tak skrajne uczucia i emocje, jak robiła to Marilyn Monroe.

Jaka jest MM w wykonaniu Ewy Kasprzyk? Przede wszystkim... ludzka. "Zwykłość", do której tak dążyła hollywoodzka gwiazda, została doskonale nakreślona w inscenizacji dramatu Niemki Dorothei Kuehl-Martini. Lecz tej zwykłości w sztuce doświadcza Marilyn dopiero po śmierci. Za życia nie dane jej było ani stworzyć udanego związku z mężczyznami, ani doczekać się dzieci, ani znaleźć zrozumienia i akceptacji otoczenia. Nigdy też nie potrafiła do końca "poczuć" samej siebie - jak mówiła: "mieszka we mnie cały tłum ludzi".

Co blondyneczka o obfitym biuście i podkreślonych ustach może mieć wspólnego z papieżem? Gdzie mogłyby się spotkać tak różne osoby? Co miałyby sobie do powiedzenia? W sztuce spotykają się między piekłem a niebem właśnie. Na uznanie zasługuje reżyserska sztuczka Marty Ogrodzińskiej, która dowcipnie i inteligentnie "wprowadza" na scenę papieża Jana XXIII. Jego zadanie jest bardzo trudne - ma wysłuchać swoistej spowiedzi największej aktorki wszechczasów. A MM ma dużo do powiedzenia, burząc stereotyp naiwnej kobietki, jaki tak chętnie - zwłaszcza mężczyźni - próbowali jej narzucać.

Marilyn w wykonaniu Ewy Kasprzyk próbuje znaleźć odpowiedzi na trudne pytania: o grzech, o granicę przebaczenia, o sens wiary czy miłości. Próbuje zrozumieć i znaleźć zrozumienie, za wszelką cenę szuka też swojej tożsamości. Nawet własną śmierć potrafi wytłumaczyć wymogami popkultury - przecież ludzie kochają tylko gwiazdy, które umierają młodo...

Ewa Kasprzyk znakomicie oddaje wszelkie niuanse i niedopowiedzenia psychiki swojej bohaterki - choć jej gra jest oszczędna, ma wielką siłę wyrazu. Jej Marilyn jest na przemian łagodna i buńczuczna, silna i krucha, błyskotliwa i naiwna. Nie daje szans na znudzenie się postacią - gdy znika za kurtyną, mamy nieodparte wrażenie, że nie powiedziała wszystkiego, nie odkryła się do końca. To ogromna zaleta tej sztuki, ponieważ widz nie przestaje myśleć jeszcze długo po tym, jak umilkną brawa. Zasłużone brawa.

Sztuka nie tylko z powodu dobrego tekstu i wyśmienitej kreacji aktorskiej jest rozrywką na najwyższym poziomie - warto zwrócić uwagę również na przekład Magdaleny Mijalskiej i adaptację Remigiusza Grzeli. Zresztą trio: Ogrodzińska-Grzela-Kasprzyk już przy "Patty Diphusa" pokazało, że współpraca w ich wykonaniu to połączenie kunsztu, talentu i zrozumienia dla współczesnej kultury. Spektakl został przygotowany w koprodukcji z Teatrem Rozrywki w Chorzowie. Tamtejszą premierę przewidziano na 26 maja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji