Artykuły

Lalka prawdę ci powie

XXVIII Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej. Pisze Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej Katowice.

Mroczna opowieść o piromanie podpalającym rodzinne miasteczko przeplatana historią pisarza wędrującego po meandrach swojej pamięci zdobyła Grand Prix 28. Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej, organizowanego co dwa lata przez Teatr Lalek "Banialuka". "Popioły" [na zdjęciu], bo taki tytuł nosi ten spektakl w wykonaniu francusko-norweskiej grupy Plexus Polaire, zachwyciły widzów maestrią animacji, nieoczywistym sposobem prowadzenia dwutorowej narracji i niebywale realistycznymi lalkami.

Między bajki należy jak najprędzej włożyć hasła o tym, że teatr lalek jest tylko dla dzieci i że opowiada same... bajki. Miłośnicy sztuki lalkarskiej wiedzą o tym nie od dziś, a zakończony w minioną sobotę 28. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej dał zadowalające świadectwo tego, że teatr ten - korzystający z dobrodziejstw animacji - potrafi zajmująco, pomysłowo, z humorem, ale i na poważnie opowiadać o istotnych dla nas sprawach.

Bardzo ważna jest forma

Dostrzega coraz większy poziom skomplikowania naszej rzeczywistości i próbuje pokazać jej fragmenty na scenie. Zauważa odwieczną złożoność ludzkiej natury i chce ją choć troszkę uchwycić, byśmy mogli siebie poprzez teatr zrozumieć. Odkrywa nam bogactwo innych kultur i obcych, ale jakże ciekawych tradycji, jak również przypomina mniej lub bardziej znane nam lub zasłyszane historie z przeszłości. Korzysta z bogactwa tekstów napisanych z myślą o teatrze (w szczególności teatr rodzimy), ale inspiruje się również po prostu życiem (tu prym wiedzie teatr europejski).

Przykłady? Emigracja, wojna, śmierć, okrucieństwo ludzi wobec siebie samych i zwierząt, nietolerancja, szaleństwo, katastrofy ekologiczne, samotność, ale i pragnienie miłości, akceptacji, pochwała zwyczajności czy dążenie do realizacji marzeń. Te tematy znalazły się w kręgu zainteresowań zaproszonych do Bielska-Białej lalkarzy.

Nie bez znaczenia była oczywiście wielość form użytych do wyrażenia owych rozlicznych problemów. Właściwie to forma była bardzo ważna, ponieważ jesteśmy w kręgu teatru lalek, a więc eksperymentów z materią nieożywioną. Dziś jest to prawdziwy "poligon doświadczalny" dla artystów. Zatem - mieliśmy okazję podziwiać z szeroko otwartymi oczyma zarówno mistrzowskie animacje różnymi typami lalek, w tym zabawek czy takich w rodzaju "do it yourself". Mogliśmy śledzić najnowsze "trendy" wykorzystywane przez artystów, jak manipulowanie dźwiękami i wizualizacjami, oraz dać się zabawiać niemalże cyrkową ekwilibrystyką. Nie brakło też spektakli w żywym planie z użyciem scenografii ożywianej przez aktorów. Był też teatr cieni, tradycyjne lalki z Japonii (bun'ya) i "proeuropejskie" lalki-wilki teatru Khayal aż z Libanu.

Pożary, demony i umarlaki

Zwycięskie "Popioły" Plexus Polaire, adresowane do starszych odbiorców, to przykład teatru, w którym najważniejsza jest sfera wizualna, a właściwie animacja lalką. Tu doprowadzona została ona przez lalkarzy po prostu do perfekcji. Lalkarzy - dodajmy - ukrytych możliwie jak najbardziej w mroku sceny, by ruchy ich do złudzenia przypominających ludzi lalek były jak najbardziej realne dla widza. I do tego tylko trzech (a udało im się powołać do życia całe miasteczko)! Złudzenie tego, że owe lalki poruszają się po scenie same, dawał również ich sposób konstrukcji - miały wzrost człowieka, zamykały oczy, a paląc papierosy, wypuszczały z ust dym. Czasami miałam wrażenie, że potrafiły nawet zmieniać wyraz twarzy!

Najważniejsze informacje dwa razy dziennie na Twojej poczcie

Niespieszna, refleksyjna narracja przedstawiała widzowi osobę podpalacza oraz motywy, jakie nim kierowały, by podpalać domy w swojej wiosce. Historia ta zderzona została ze wspomnieniami z dzieciństwa pewnego pisarza. Całość była inspirowana opartą na faktach powieścią "Zanim spłonę" Gaute Heivolla i poruszała takie tematy jak: demony mieszkające w człowieku, budzenie się w nim szaleńca, niespełnione oczekiwania względem rodziny, motyw winy i kary.

Sceny z udziałem bardzo niesympatycznego piromana, płonącego od środka, umierającego człowieka wyciąganego z wnętrza zabitego jelenia, ujadającego wielkiego, kudłatego psa, płaczącej dziewczynki na tle jej płonącego domu zostaną na długo w mojej pamięci. Spektakl, prócz zasłużonego moim zdaniem Grand Prix festiwalu (był faworytem od początku), otrzymał też dyplom honorowy Polunimy za "niezwykle sugestywną kreację świata artysty oraz prawdziwy kunszt animacji" (to jedna z trzech nagród pozaregulaminowych, zaś Polunima to stowarzyszenie szeroko zajmujące się polskim teatrem lalek).

Nagród i tytułów do rozdzielenia przez jury było jednak więcej. Warto nadmienić, że w gronie tym w tym roku zasiedli: Bożena Sawicka (teatrolog), Jacek Popławski (reżyser), Pavel Hubicka (scenograf), Tadeusz Kornaś (krytyk teatralny, historyk teatru) i Francois Lazaro (reżyser).

I tak najlepszym spektaklem dla dzieci okazały się "Opowieści Małej Lipitiny Gonzalez" w wykonaniu Dory Bouzkovej z teatru Loutky bez hranic z Czech. Był to właściwie monodram, podczas którego aktorka swobodnie, energicznie i z humorem przybliżyła młodym widzom... tradycję świętowania święta zmarłych w Meksyku! Dlaczego właśnie w Meksyku? Po pierwsze dlatego, że lalkarka ma takie korzenie. Po drugie - ponieważ w tym kraju jest to bardzo wesołe święto i może właśnie poprzez zabawę da się łatwiej o tym bolesnym doświadczeniu mówić ze sceny? Na pewno. Bouzkovej, prócz jej własnego uroku osobistego, pomogły w zdystansowanym i naprawdę śmiesznym zderzeniu się z tematem ludzkiej śmiertelności maleńkie lalki animowane przez nią drucikami, które przedstawiały rzecz jasna umarlaków mieszkających na uroczym cmentarzyku, a także mnóstwo innych drobiazgów poprzyczepianych do miniaturowej sceny, która z kolei przyczepiona była do jej ramion. I oświetlona tandetnymi, ale jakże ładne wyglądającymi z widowni choinkowymi lampkami "robiącymi klimat".

Zdolna i sympatyczna aktorka z teatru Loutky bez hranic zgarnęła jeszcze jedną nagrodę. Za umiejętność zagrania i pokazania wszystkiego, czego jej było trzeba do przedstawienia tej meksykańskiej tradycji, dostała Nagrodę Aktorską ZASP im. Jerzego Zitzmana. Ten monodram oglądało się z dużą przyjemnością, poza tym miał walor edukacyjny. No i co tu dużo mówić - makabra, żywi martwi, życie po życiu - to dziś popularna estetyka wykorzystywana przez pisarzy, filmowców, więc dlaczego by nie przez reżyserów?

Zaświaty, wojna, uchodźcy

Dwie nagrody specjalne przyznane przez jurorów trafiły - co ciekawe - w ręce artystów z polskich teatrów. Pierwsza - do Wrocławskiego Teatru Lalek za spektakl "Piekło-Niebo", druga - do Teatru Figur z Krakowa za przedstawienie "Huljet Huljet".

Ten pierwszy tytuł był również poświęcony problemowi umierania. Przypuszczam, że nagrodę otrzymał właśnie za poruszenie tego wątku, i to w dodatku zajmująco i nawet dowcipnie, bo przecież nie za animację, której tu ze świecą szukać. Rozumiem, że spektakl trafił do konkursu właśnie po to, by pokazać, że polski teatr lalek nie boi się podejmowania takich tematów, a jego aktorzy potrafią być nieźli, jeśli chodzi o sztukę gry dramatycznej. W warstwie fabularnej "Piekło-Niebo" był historią o mamie siedmioletniego Tadzia, która zginęła w drodze do domu (była DJ-ką) i chcąc wrócić na ziemię, poruszyła całe niebo oraz piekło.

W warstwie ideowej był to spektakl o radzeniu sobie dziecka ze śmiercią, ale też o rodzicach, którzy może czasem są zbyt nadopiekuńczy? W warstwie wizualnej lalek nie było, ale była za to żywiołowa gra zespołu, intrygująco wyglądające zaświaty zamieszkałe przez rozanielone anioły i Boga grającego w scrabble u góry, a niezbyt rozgarnięte, za to dobrze wyglądające diabły na dole. Świetnie zagrały też trójwymiarowe wizualizacje w trakcie koncertów mamy i dorosłego już potem Tadzia, które dawały efekt, jakbyśmy znajdowali się nie w teatrze, a na jakimś szalonym spędzie miłośników muzyki klubowej.

"Huljet Huljet" Teatru Figur z kolei była kameralną, wyciszoną opowieścią w konwencji teatru cieni i instalacji muzealnej o mieszkańcach Krakowa - Żydach, którzy podczas wojny zginęli w obozach. Inspiracją do jej powstania były m.in. zdjęcia z wystawy w Muzeum Emalii Fabryka im. Oskara Schindlera. Trzeba przyznać, że udało się aktorom stworzyć paranoiczny, klaustrofobiczny wręcz, nastroszony niepokojem i smutkiem nastrój. I przywrócić na chwilę pamięć o tak potraktowanych przez los ludziach.

Szkoda, że przepadły "Sznury"

Podczas zamknięcia festiwalu przyznano jeszcze jedną (pozaregulaminową, tak jak dyplom oraz nagrodę dla aktorki) nagrodę. To Nagroda Dyrektora 28. Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Lalkarskiej, którą otrzymała formacja Livsmedlet z Finlandii za przedstawienie "Niewidzialne kraje" - podejmujące problematykę emigrantów, wykorzystujące niewielkich rozmiarów figurki i... ciała aktorów jako scenografię.

Szkoda, że w wyścigu po nagrody przepadł spektakl, a właściwie niesamowity performance "Sznury" Cie Alexis Rouvre (Bruksela / Belgia), gdzie jeden aktor (Rouvre) przez prawie godzinę "walczył" ze sznurami (wbrew opisowi oglądanie tego było bardzo zajmujące, przynajmniej dla części widowni). Z uśmiechem na twarzy zaś będę wspominała chyba najzabawniejszy spektakl tej edycji festiwalu, czyli "Historię latania" węgierskiego MárkusZinház Puppet Theatre. Nigdy nie wpadłabym na to, że z wiertarki zrobić można samolot!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji