Artykuły

Rupieciarnia Makbeta

Nie wiadomo do końca ani gdzie, ani kiedy toczy się akcja. Miejsce i czas nie są tu żadną stałą, ale pulsują, zmieniają się. żyją własnym rytmem wbrew zasadom logiki i prawdopodobieństwa. Baranowski nie przeniósł dramatu Szekspira w żadne znane nam realia, ale wykreował nowy, sztuczny świat. Mamy więc strzeliste makiety przypominające murowane budynki albo wieże, czy ogromną, wysoką bramę głęboko w tyle sceny - sugerujące, że jesteśmy w szkockim zamku. Ale Banquo rusza w swą ostatnią podróż na motorze... Na ścianie opuszczanej co jakiś czas z góry oglądamy komputerowe animacje oraz projekcje wideo, między innymi: Makbeta, który na spotkanie z wiedźmami udaje się do splądrowanych wagonów stojących na bocznicy dworca: zjawy ukazujące się Makbetowi - dwóch chłopców rapujących przepowiednie: wybuchy wulkanu: dokumentalne materiały z kataklizmów: metalowe beczki z toksyczną substancją wrzucone do basenu na proscenium na początku drugiego aktu. Większość mężczyzn nosi kostiumy, będące połączeniem garnituru i sutanny. Makbet cały w czerni - od stóp do głów. Najemnicy mordujący Banqua przepasani są zwierzęcymi skórami niczym jaskiniowcy. Duncan w białym mundurze i czapce przypomina kapitana morskiej żeglugi. Ale biały kolor bynajmniej nie kojarzy się tu z niewinnością (zresztą niewinnych w tym spektaklu jest dużo mniej niż u Szekspira). W postać Makbeta wcielił się angielski aktor Peter Tatę (w drugiej wersji spektaklu gra go Artur Święs), który gra w ojczystym języku Szekspira. Reżyser zbudował świat z nie pasujących do siebie elementów. Powstał chaos, który odpowiadać może chaosowi zbrodni u Szekspira. Pełno tu aluzji i symboli kryjących rozmaite interpretacyjne treści, gestów przywołujących luźne, niepotrzebne i mało ważne skojarzenia, a także zupełnie pustych, obumarłych znaków, które pozostają jednak - w przestrzeni spektaklu - namacalnymi, konkretnymi bytami.

Uczta. Przy długim stole, twarzami do widowni zasiadł dwór Duncana. Król (Adam Baumann) siedzi pośrodku. Wznosi toast. Jego ruch mechanicznie i z namaszczeniem, równo jak na komendę i bardzo ostrożnie powtarzają pozostali. Później będą też naśladować jego sposób chodzenia i gesty. Wydaje się, że podwładni są sterroryzowani, boją się wystąpić przed szereg choćby o pół kroku, pilnują się. by nie za wcześnie ani nie za późno podnieść wino do ust. Wpada goniec z wieściami z pola bitwy, w stroju przypominającym mundurek boya hotelowego. Za nim na scenę wchodzi Rosse i kontynuuje sprawozdanie przed władcą. Opowiada właściwie całym ciałem, gestami wziętymi z taichi. Skojarzenie puste - nic bowiem z niego nie wynika. W spektaklu nie ma trzech wiedźm, które miałyby odsłonić przed Makbetem jego los. Ich kwestie wypowiadają skrzeczącym głosem siedzący przy stole goście - wpadając w stan półopętania. W tym momencie przed siedzącymi przy stole przechodzi kobieta o rudych, niezwykle bujnych włosach, w długiej czarnej sukni. Toczy przed sobą kulę. To Czarny Anioł (Naomi Sorkin) - personifikacja zła, śmierci, ciemna strona ludzkiej natury, zły duch nie tylko Makbeta, ale całego tego świata. Obecny od samego początku, jest zapowiedzią zagłady, wyrokiem, który już zapadł. Lady Makbet (świetna rola Barbary Lubos) w czerwonej, opinającej ciało sukni siedzi na kanapie i czyta list od męża. Dowiaduje się o przepowiedniach i o tym, iż Duncan będzie niebawem gościem w jej domu. Jest podniecona. Nagle zza jej pleców wyłania się Czarny Anioł, zaczyna wić się wokół niej i oplatać niczym wąż. Nie uwodzi, ale zdobywa kochankę, bierze ją sobie. Żądza władzy miesza się z żądzą cielesną. Za chwilę, gdy na scenie pojawi się Makbet, zobaczymy, że jedynie seks łączy go z żoną. Przed zamordowaniem Duncana owa czarna postać podsunie Makbetowi sztylet. Później omota tych. którzy niebawem będą mieli zginąć, czerwoną nitką. Wyglądać będą jak muchy złapane w pajęczą sieć. Czarny Anioł już teraz połączył ich losy wspólną przepowiednią, naznaczając ich śmiercią.

Tych, którzy zdołali oprzeć się złu, jest tu zaledwie garstka. Macduff. który opuścił Szkocję, gdzie została jego żona z dziećmi, przebywa teraz w Anglii. Nie wiedzie jednak życia przykładnego ojca i męża. Kiedy otrzymuje wiadomość o śmierci swoich bliskich, jest w sztok pijany, plącze mu się język i nogi. Malcolm (Marek Rachoń) namawiany przez Macduffa do powrotu i ratowania ojczyzny, zasłania się i wykręca, przedstawiając siebie jako słabego człowieka, niegodziwca i lubieżnika, który nie nadaje się na przywódcę. W spektaklu nie są to jednak kłamstwa. Syn Duncana nie oczernia samego siebie przed Macduffem. ale mówi prawdę. W czasie tej rozmowy widzimy Malcolma w peruce, pończochach i damskiej bieliźnie. zabawiającego się z jakąś panienką. Od cielesnych uciech nie stroni również ojciec Malcolma. Podczas wizyty króla w zamku Makbeta. Lady Makbet zdradza męża z Dunca-nem (co widzimy na filmie). Ta dopisana przez reżysera scena sprawia, że główną przyczyną, dla której Makbet morduje Duncana. może być po prostu chęć zemsty, a nie żądza władzy. Na początku drugiego aktu w umieszczonym na proscenium basenie z wodą leżą blaszane beczki opieczętowane napisem "Toxic". Ten obraz aż nazbyt dosłownie ilustruje rozprzestrzenianie się zarazy zła w tym świecie.

Wszechogarniający chaos zaciera granice pomiędzy życiem a śmiercią. Odźwierny, którego w noc zabójstwa Duncana budzą Macduff i Lenox, wtacza się na scenę pijany. To ten sam aktor, który grał Duncana. Na białej, długiej do kostek koszuli dostrzegamy czerwone plamy. Po winie czy po krwi? To odźwierny, czy zasztyletowany przed chwilą król spaceruje jeszcze po zamku? Żywi i umarli spotykają się. Nie sposób odróżnić jednych od drugich. Wszyscy są właściwie żywymi trupami. Kiedy ostatnie przepowiednie zaczynają się spełniać, kiedy Las Birnamski rusza w stronę zamku, na scenie widzimy Makbeta. Żyje jeszcze, ale śmierć podeszła go już bardzo blisko. Towarzystwo, w jakim spędzi ostatnie chwile, nie jest przypadkowe. Lady Makbet umrze lada moment, schowana w blaszanej beczce. Po lewej stronie, na podłodze siedzi żona Macduffa - złożyła ręce tak, jakby trzymała w nich niemowlę; jest Banquo. a na fotelu wygodnie rozsiadł się Medyk, który wygląda jak nieżyjący król (gra go ten sam aktor, co Duncana i Odźwiernego). Miejsce jest dziwne, opanowane przez śmierć. Panuje bałagan, pełno tu śmieci, najrozmaitszych przedmiotów: świeczniki, trąbka, akordeon, blaszane beczki, szafa, wieża z ponakładanych na siebie drewnianych krzeseł. Strych, rupieciarnia, cmentarzysko ludzi i rzeczy. Ale i teatr pełen rekwizytów, półżywych, pół martwych istnień. Makieta rzeczywistości. Zbawienia nie ma i być nie może. Jest tylko letarg, niebyt, bo śmierć jest pułapką wiecznego trwania. Pułapką jest też mierzenie się ze śmiercią w teatrze, choć ten w swej naturze zawieszony jest pomiędzy życiem a śmiercią. Kiedy na scenę wpada Macduff, by zabić Makbeta, zatrzymuje się niespodziewanie, jakby nagle zapomniał, co ma robić. Wychodzi za kulisy i wraca po chwili z książką w ręce. To dramat Szekspira. Macduff i Makbet czytają swoje kwestie. Lady Makbet wychodzi z beczki, pozostali aktorzy przestają grać. Nie ma już Banqua, Lady Macduff, Medyka-Duncana. Przed nami stoją teraz aktorzy. Koniec udawania. To tylko teatr, który przegrywa konfrontację z tym. co ostateczne. Po słowach "powracają walcząc. Makbet ginie", Makbet podchodzi do ściany, przypina się do zwisającej z góry liny i, wciągany, zaczyna wchodzić na ścianę. Po co? - Nie ma sensu nawet próbować odpowiedzieć na to pytanie. Co to oznacza? Bardzo możliwe, że nic. Ot, ślepy zaułek, pułapka zastawiona na widza przyzwyczajonego do dekodowania teatralnych znaków.

Totalne zniszczenie tego świata jest nieuniknione. Na drugim planie, w głębi sceny widzimy ten sam stół. co na początku. Dwór, uczta, a raczej ostra libacja. Zmienił się władca, zmienił się też charakter towarzyskich uroczystości. Goście nie siedzą, jak za panowania Duncana, zdenerwowani i wystraszeni. Co bardziej pijani leżą na stole i na ziemi. Malcolm. zataczając się, wchodzi na stół. wyciąga pistolet, strzela najpierw do tego. kto właśnie przed chwilą przyniósł mu wiadomość

O zdobyciu zamku i klęsce Makbeta. Później po kolei zabija wszystkich. Jeszcze projekcje wideo: erupcja wulkanu, woda zalewająca miasto. Po chwili na pokrytą trupami scenę na fortepianie zstępuje z góry z pieśnią na ustach kobieta w białej sukni - Biały Anioł. Symbol zmartwychwstania, w które nie sposób uwierzyć.

Szaleństwo zbrodni i śmierci rozsadza ten świat, spektakl pęka w szwach. Reżyser nie próbuje go zszywać ani sprzątać. Pozostawia śmieci, dziwne (jakby każdy z innej bajki) rekwizyty, trywialne aluzje i skojarzenia. Niektóre zbyt banalne i niepotrzebne. Szkoda jednak przede wszystkim rozwlekłych, przegadanych i nudnych fragmentów drugiego aktu (morderstwo Banqua. uczta u Makbeta, na której pojawia się duch zamordowanego), które są jedynie streszczeniem wydarzeń. Ich obecność wytłumaczyć można chyba jedynie próbą łączenia nie pasujących elementów: a więc tego, co interesujące, z tym. co banalne. Ale to kiepskie wytłumaczenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji