Artykuły

Kulturalni w głuszy

Co takiego mają w sobie Rudy, że Paweł Pawlikowski zdecydował się kręcić tu "Zimną wojnę"? Najlepiej zapytać o to Dariusza Jezierskiego, który przeniósł się z Gliwic, by robić tu teatr - pisze Anna Malinowska w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Z Dariuszem Jezierskim umówiłam się telefonicznie. Pokierował mnie do Domu Seniora "Buk", a tam zaraz przy wejściu siedzą starsi ludzie na wózkach. Wpatrują się we mnie zaciekawione twarze. Pytam o Jezierskiego.

- Proszę iść do leśniczówki - mówi pielęgniarka.

Co pan robi w tej głuszy?

Do leśniczówki? Od znajomych dowiedziałam się, że Jezierski, reżyser, szef Teatru Nowej Sztuki, rok temu opuścił Gliwice i zaszył się w Rudach. Dwadzieścia pięć minut jazdy autem z Gliwic, o piętnaście dłużej z Katowic.

Wąską dróżką między drzewami dojeżdżam pod potężny drewniany dom. W drzwiach pojawia się gospodarz w towarzystwie dwóch czarnych sznaucerów. Jeden, Guidon, jest miniaturowy, wielki to Gunnar. Obszczekując, wpuszczają mnie do leśniczówki. W środku wita mnie półmrok i chłód, choć dzień jest upalny.

- Trudno do pana trafić - mówię i wypytuję o dom seniora i jego mieszkańców.

- To, co pani zauważyła przy wejściu, może dziwić kogoś z zewnątrz, ale dla nas jest zupełnie zrozumiałe. Rytm życia starszych osób, a u nas są osoby powyżej 80. roku życia, wyznaczają posiłki. Każdy z nich to wielkie wydarzenie. Teraz seniorzy czekali na drugie śniadanie. Ci najbardziej wytrwali potrafią czekać już półtorej godziny przed posiłkiem. Jadalnia jest przy wejściu. A przy wejściu zawsze coś się dzieje. Widać kto przychodzi, wychodzi, a to atrakcja - wyjaśnia mi Jezierski.

Do Guidona i Gunnara dołącza para kotów. Całe towarzystwo zaczyna się gonić po ogromnym drewnianym salonie. Przez okna zaglądają potężne konary drzew, słychać śpiew ptaków. Idyllicznie? Niekoniecznie. Wyobrażam sobie, że jest zima. Dom okalają zwały śniegu, mróz wdziera się do środka. Albo że jest noc i w potwornych ciemnościach, w kompletnej ciszy, stary dom skrzypi, trzeszczy. - Co pan robi w tej głuszy? - pytam wprost.

- To samo co wcześniej albo i więcej. Każda nowa czynność ma głęboki sens. Jak odśnieżanie zimą czy palenie w kominku - Jezierski jakby czytał mi w myślach.

Zrujnowany górniczy ośrodek stał się centrum gry

Przez niemal 50 lat żył w Gliwicach. Ostatnio w małym mieszkanku nieopodal rynku. Pracował w Zakładzie Konstrukcji Spawanej w Łabędach.

- Pewnego dnia powiedziałem dość. Coś we mnie pękło. I założyłem teatr. W domu miałem sześcioro rodzeństwa, byłem najstarszy. Miałem kim dyrygować, rządzić, nauczyłem się głośno mówić. Zawsze lubiłem pisać, czytać, w szkole angażowałem się w przedstawienia. I zdecydowałem się zostać reżyserem teatralnym - wspomina.

Teatralna grupa, którą założył, grania na scenie uczyła się w gliwickim Kinoteatrze X. Później Teatr Sztuki Nowej, bo tak się nazwali, pojechał na przegląd przedstawień do Moskwy i wrócił z wygraną.

W Rosji widzieli go ludzie z Mińska, zaprosili na swój festiwal, który Teatr Sztuki Nowej też wygrał. Potem występowali w Gruzji. Ich "Policja" Sławomira Mrożka zebrała tam bardzo pochlebne recenzje. Kolejna sztuka Mrożka "Imigranci", też wystawiona w Gruzji, znów spotkała się z uznaniem. Teatr coraz częściej wyjeżdżał na wschód, kilka razy występował też na Bałkanach.

- W pewnym momencie zaczęło mnie męczyć życie na walizkach. I wtedy przyszła propozycja od Jadwigi Rybak - właścicielki dawnego ośrodka wczasowego w Rudach. Szukała kogoś, kto będzie nie tylko administratorem, ale będzie miał pomysł na to miejsce. To było sześć lat temu. Chyba potrzebowałem czasu, żeby dojrzeć do tej decyzji. W końcu miałem trafić w miejsce zupełnie inne, tak niepodobne do wszystkiego, czego doświadczyłem wcześniej - przyznaje.

Kiedyś był tu ośrodek wypoczynkowy

"Miejsce" to dawny górniczy ośrodek wczasowy w Rudach, który od pewnego czasu ma prywatnego właściciela. Wcześniej ludzie z całego Górnego Śląska przyjeżdżali tu na koncerty do amfiteatru, na basen. Nocowali w hotelu, w którym dziś znajduje się dom seniora, jadali w restauracji. W leśniczówce też była restauracja, ale najczęściej odbywały się w niej zamknięte imprezy dla dygnitarzy.

- Budynek na dom seniora był już gotowy, wyremontowany. Ale reszta, to była ruina. Leśniczówka, amfiteatr, basen były w opłakanym stanie - przyznaje.

- Ale w tej ruinie pan zamieszkał. Rozumiem, że można pracować, remontować coś, a później wracać do wygodnego domu. No bo jak inaczej nie zwariować?

- Przez cały czas mieszkałem w mieście, ale nigdy nie czułem się mieszczuchem. Ciągła praca tu na miejscu to jest część gry, w którą tak bardzo się wciągnąłem - przyznaje Jezierski.

Amfiteatr, basen i seniorzy

Wychodzimy z leśniczówki. Tuż przy niej stoi amfiteatr. Jezierski szczegółowo opowiada jak wyglądał jego remont, że m.in. położono 240 m kw. nowej papy.

- Ale przecież takie odnowione miejsce nie może stać puste - zauważam.

- Nie stoi - zapewnia reżyser. I zaczyna wyliczać. Na scenie wśród wiekowych drzew występowała już z recitalem Joanna Trzepiecińska i był Mirosław Czyżykiewicz. W amfiteatrze zagościli też filmowcy. I to z najwyższej półki. Paweł Pawlikowski wraz z Joanną Kulig i Tomaszem Kotem. To tu była kręcona jedna ze scen "Zimnej wojny".

- Filmowcy mówili mi, że scena miała zostać nakręcona w Zgorzelcu, ale Pawlikowski ostatecznie wybrał nas. Sam zresztą powiedział mi, że to miejsce jest magiczne. Więc jeśli ktoś tak to czuje, to przecież nie może być inaczej - przekonuje mnie gospodarz. I prowadzi do niepozornego budynku, zaplecza amfiteatru. Jedno z pomieszczeń wyremontowano już i służy jako garderoba. Wąskim korytarzem wchodzimy nagle na schody, które prowadzą w dół monumentalnego pomieszczenia.

- Czy to nie świetna przestrzeń na spektakle teatralne? - pyta Jezierski.

Rzeczywiście, choć nie jest odnowione, miejsce aż prosi się o zagospodarowanie. Spektakle? Czemu nie.

Obok amfiteatru stoi zrujnowany basen. Jezierski marzy, że uda się zdemontować betonową nieckę i stworzyć w tym miejscu zbiornik naturalny. To może wcale nie będzie tak trudne, bo wodę można będzie doprowadzić z leśnego potoku, tak jak kiedyś do basenu, zanim został zrujnowany.

Nad całością góruje olbrzymi taras, który lata świetności również ma za sobą. Jezierski mówi, że często spotyka tu wygrzewające się w słońcu zaskrońce. - Dobrze, że tu są, bo wtedy na tym samym terenie nie występują żmije - wyjaśnia, widząc, że się krzywię.

Przechodzimy do stojącego w oddali domu seniora. Jezierski wyjaśnia, że różni się od klasycznego Domu Pomocy Społecznej. Pensjonariusze są najczęściej niesprawni ruchowo, cierpią na demencję, mają problemy z koncentracją. - W DPS często organizuje się np. zajęcia teatralne dla seniorów. Dla naszych to niewykonalne. Najlepszą terapią jest u nas normalność, spowodowanie, że człowiek czuje się pomocny, potrzebny. Nasi pensjonariusze lubią obierać ziemniaki czy sprzątać naczynia po posiłku. Uwielbiają spacery i rozmowę. Inna aktywność w ich przypadku skończyłaby się infantylnie - mówi Jezierski.

- Wydarzenia kulturalne, opieka nad seniorami. Czym jeszcze się pan zajmuje?

- Do Rud sprowadziłem się razem z moją partnerką Anią. Jest fizjoterapeutką, występuje też w teatrze. Nasze życie tu wbrew pozorom nie różni się tak bardzo od poprzedniego. A w życiu czasem trzeba równolegle zajmować się różnymi rzeczami - mówi Jezierski.

Chcę, żeby Rudy były już moim miejscem na zawsze

Wracamy do leśniczówki. Cały czas towarzyszą nam Guidon i Gunnar. Widać, że psy znają każdy kąt w okolicy i ich dom nie ogranicza się jedynie do leśniczówki. Po spacerze w upale z ulgą wchodzę do chłodnego półmroku.

- W zimie w salonie mieliśmy dziewięć stopni. Musimy usprawnić kominek, żeby było cieplej - Jezierski zaparza kawę. I opowiada, że 21 czerwca, w Noc Kupały, organizuje Festiwal Słowiański. Potrwa cztery dni. Do Rud przyjedzie na występy m.in. Karolina Skrzyńska, piosenkarka z pogranicza folku i popu. Na jesieni z kolei występować ma Artur Andrus.

- Artyści, których zapraszamy, chętnie się godzą. Występ tutaj jest dla nich pewną ucieczką od blichtru, od bieganiny - zapewnia.

- Nie pytają, a kto tu na występ przyjdzie? - dopytuję.

- Czasem. Ale nie mamy problemu z publicznością. W dobie portali społecznościowych dziś nie trzeba mieć rozbuchanej promocji - zauważa Jezierski. I opowiada o swojej wizji. Chce w Rudach wskrzesić pogórniczy ośrodek, ale już z nowymi funkcjami.

- Skąd na to wszystko pieniądze?

- Jasne, że musimy na razie do wszystkiego dokładać. Zresztą powiedzmy sobie uczciwie, że na kulturze nie można zarabiać. Staramy się o dofinansowanie z różnych źródeł. To wszystko trwa. A ja sam jestem w epicentrum tych zmian. Muszę myśleć o finansach, programie artystycznym, czuwać nad remontem, opieką nad seniorami, często sam pracuję fizycznie. Tak jak mówiłem wcześniej, to wszystko elementy tej samej gry. Gram w nią i widzę efekty, choć czasami muszę na nie długo czekać - zaznacza gospodarz.

- To Pana miejsce na zawsze?

- Chciałbym. Ale życie nauczyło mnie już, że nie ma nic pewnego, że dzieją się czasem przykre niespodzianki. Jestem na to gotowy. Ale po co miałbym się w to wszystko angażować na chwilę? Scenariusza, że nie wyjdzie, nie zakładam. Mam go jedynie z tyłu głowy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji