Artykuły

Kręta ścieżyna

- Przyznaję się do tego, moje uzależnienie alkoholowe jest odzwierciedlone w tym dramacie. Dramat ukazuje pełną drogę do uzależnienia. Od uwiedzenia do trwania, z próbami przerwania procederu i nie uświadamianą potrzebą zakończenia i powrotu do zdrowia. Ale to nie jest takie po prostu. Po prostu krętą się wije ścieżyną - mówi IRENEUSZ KOZIOŁ, autor "Spuścizny", granej w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze.

Z Ireneuszem Koziołem [na zdjęciu], autorem sztuki "Spuścizna" granej w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze, rozmawia Joanna Curzytek:

Czy wystawienie sztuki na scenie to początek życia scenicznego tekstu?

Z jednej strony jest to początek sztuki teatralnej, czyli dzieła pełnego. Rola dramatopisarza kończy się wtedy właściwie, a jeszcze się nie zaczęła rola dramaturga, o ile tekst był pisany dla teatru. Tak się składa, że po ostatniej reformie teatralnej reżyserzy jakby przejęli obowiązek dramaturgów, czyli oni dramaturgizują tekst napisany przez dramatopisarza. Żeby to wyjaśnić, Mickiewicz nie był dramaturgiem, Mickiewicz był dramatopisarzem, pisał swoje dramaty do czytania. Nie miał możliwości wypróbowania swojego tekstu na scenie. Słowacki natomiast miał taką możliwość i pisał swoje utwory pod kątem dramaturgicznym. Był dramaturgiem.

Ciekawe, że tekst dramatyczny może mieć życie przed życiem; jego początek niekoniecznie zaczyna się na scenie. Jak to wyglądało w przypadku pańskiej sztuki?

Przyznaję, że w przypadku "Spuścizny" byłem dramatopisarzem do momentu, kiedy tekst nie został poddany pewnym kwalifikacjom, próbom czytanym. Do prób scenicznych nie doszło. Wszystko odbywało się w Teatrze Narodowym w Laboratorium Dramatu Tadeusza Słobodzianka w Warszawie. Doszło do wstępnego czytania dramaturgicznego w gronie reżyserów, innych autorów, aktorów, czyli fachowców od sceny. Uzmysłowiłem sobie, raczej uzmysłowiono mi, że piszę formą dramatopisarską. Dopiero po tamtych czytaniach, po tamtych próbach podjąłem kolejny trud sublimowania tekstu na scenę, czyli pisania bez jakichś szczególnych ozdobników literackich, a wyłącznie pod kątem wykorzystania tekstu na scenie. Powstało kilka wersji sztuki, ale do publikacji dopuszcza się tylko jedną. I do tej publikacji doszło w Dialogu. W numerze pierwszym, styczniowym 2005. Sztuka doczekała się nawet kilku opracowań, m.in. Polskiej Akademii Nauk.

Widz, odbiorca kojarzy tekst dramatyczny z tym, że musi być koniecznie wystawiony na scenie. Co daje autorowi koncepcja pisania - nazwijmy to - laboratoryjnego? Czyli, gdy autorowi patrzą na ręce, tak jak pan powiedział - fachowcy, reżyserzy, aktorzy, co w tej fazie może zaistnieć dobrego i dla autora, i dla tekstu?

Przyjmuje się, że taka forma prozatorska, dramaturgiczna, czyli dramat pisany prozą, współczesny, weryfikowany jest przez teatr. Bo tak naprawdę nikt dramatu nie czyta. Tylko garstka fachowców, którzy ewentualnie oceniają przydatność danego tekstu na scenę, jego nośność, pozasceniczne warunki. Natomiast dramat jest weryfikowany przez scenę. Czy dramat będzie grany, czy nie, zależy nie tylko od realizatorów, ale od tego, czy jest teatralny? Jak wiemy, dramaturgia jest różna, dramaturgia radiowa, dramaturgia telewizyjna, sceniczna również. Dramat ma w swoim założeniu wystawienie na scenie i wydaje się, że do tego trzeba dążyć - pisać tak, by dramaty były wystawiane na scenie, a nie tylko czytane.

Jaki jest stan współczesnego dramatu dzisiaj?

To bardzo szeroki problem. Do Laboratorium Dramatu, a jest to jedno z wielu miejsc, gdzie ćwiczy się takie rzeczy, w ciągu dwóch lat trafiło 500 sztuk! Z czego zakwalifikowano około 80, które można było omawiać w gronie fachowców. Laboratorium powstało m.in. ze względu na świadomość ludzi teatru - twórcy nie potrafią pisać dla teatru! I Laboratorium miało ich tego nauczyć. Z osiemdziesięciu sztuk w pierwszej fazie, 11 weszło do stałego repertuaru teatrów w Polsce. Z czego tylko dwie sztuki w Teatrze Narodowym. Mamy więc skalę problemu. Ale Laboratorium nie jest jedyne. Mamy Radom Odważny, Jest Baz@rt w Krakowie przez Starym Teatrze. Większość teatrów w Polsce organizuje czytanie nowych dramatów. Są też teatry, jak Legnica czy Wałbrzych, które nie tworzą pobocznego dla dramatu miejsca pod jakąś nazwą, jak to się dzieje w Zielonej Górze. Jest to jeden z wielu wątków repertuarowych.. Nie ma się co dziwić, w Zielonej Górze teatr jest jeden i musi docierać do szerszej widowni. Jest więc tu i klasyka, i nowy dramat.

Mamy wielu powołanych, mało wybranych.

Nazwiska powtarzają się, tzn. jest bardzo mały dopływ nazwisk świeżych. Wydaje mi się, że dramat jest taką formą, która z powodzeniem może wnikać w najgłębsze sfery natury ludzkiej, może mówić o rzeczach, o których inne dziedziny sztuki nie ą w stanie opowiedzieć. W naszym kraju się utarło, że poezja i proza, beletrystyka, dramat kojarzą się ciągle z XIX wiekiem, popłuczynami po XIX wieku, czyli Młodą Polską. Przepraszam za te popłuczyny, bo wcisnąłem i Wyspiańskiego i Zapolską. Długo po wojnie dramat nie istniał. Iredyński był grany, Mrożek po jakimś czasie, Gombrowicz po zniesieniu banicji. Różewicz. Nie było nowych nazwisk. W tej chwili te nazwiska się pojawiły. Są. Funkcjonują i mówią pełnym głosem. Czasami wrzaskliwym. Ale mówią o tematach trudnych. Bolesnych. Mówią też o tematach, które dotyczą tylko i wyłącznie danej grupy wiekowej. Adresaci są bezpośredni.

Trochę marketingowo - mają swoja grupę docelową.

Jakby nie było szerszego spectrum.

Rozmawiamy o "Spuściźnie". Wydaje mi się, że jest to dramat z pozoru - o patologiach społecznych. Jest czy nie jest?

Patologia jest najbardziej wybijającym się motywem, tłem. Mówimy o patologii kazirodztwa, molestowania seksualnego, seksu w rodzinie, wręcz piętrowego uzależnienia. Czynnikiem tego utworu jest uzależnienie od naszych dominantów. Dominanta - ośmieliłbym się powiedzieć - to szkodliwy wzorzec wychowawczy, który jest powtarzany przez całe życie, zgodnie ze swoją naturą. Wzorzec, który kojarzy mi się z fałszywie pojętym katolicyzmem.

To próba pokazania, dlaczego jesteśmy ukształtowani tak, a nie inaczej; źródła, kiedy odkrywamy w pewnym momencie, że mamy złamany kręgosłup?

Złamany kręgosłup moralny jest podstawą wszelkich uzależnień. Justyna * Kozłowska * na co dzień zajmująca się krytyką teatralną, stwierdziła, że "Spuścizna" jest utworem perfidnym, ponieważ odwołuje się nie do analizy gwałtu, lecz analizy uwiedzenia. Zgadzam się, perfidia utworu pokazuje prawdziwy mechanizm, system, w którym te mechanizmy patologiczne mogą po prostu funkcjonować.

Myślę, że nadaje pan patologii nowe znaczenie, bo my przyzwyczajeni jesteśmy postrzegać patologię jako coś, co się dzieje, na co się nie zgadzamy, co nie powinno się zdarzyć, a tu patologia jest zamknięta i nie wychodzi na zewnątrz.

To, co nie wpisuje się w nasze normy, uznajemy za patologiczne. Patologia ma swoje własne życie, jak w kloszu. Zamknięci ludzie w tej rodzinie, w kloszu, nie wytrzymują presji i dochodzą do wniosku - żyję w środowisku patologicznym. I tak dzieje się m.in. w "Spuściźnie". W Gazecie Wyborczej ukazała się seria artykułów - po latach odzywają się kobiety, które do dziś ponoszą konsekwencje czynów lubieżnych dokonanych w dzieciństwie. One się nie uwolniły.

One tak są ukształtowane.

Ten kształt jest patologiczny.

W katolicyzmie, który przyczynia się do utrwalania takich postaw.

Chodzi o fałszywie - podkreślam - fałszywie pojęty katolicki wzorzec wychowania.

O takie pojęcie dogmatu, z którym się nie dyskutuje. Czyli o brak partnerstwa.

Jeżeli dotyczy to rodziny, to z reguły mamy do czynienia z patriarchatem.

Z ojcem się nie dyskutuje. Ojca trzeba słuchać.

Kobieta przez lata jest w rodzinie deprecjonowana. Sam nie jestem wolny od pewnych wpływów patriarchalnych, za jakie przyszło mi w życiu gorzko pożałować. W czasach,

w których żyjemy, religia i patriarchat definiują się na mocy tej samej tautologii.

I to nie jest normalne. Nie jest zdrowy brak partnerstwa, w którym wyrastamy.

Czyli odbieranie ludziom prawa do wyboru.

Ma to ścisły związek z łamaniem kręgosłupa. U młodych osobników. Stąd do wszelkich tragedii bardzo blisko.

Uwagę zwraca język, który posługują się bohaterowie. Rytmiczny, powtarzający się. Inny niż dotąd mi znany.

To się też skądś wzięło. Dramatów o rodzinnym, piętrowym molestowaniu powstało bardzo wiele. W pracy laboratoryjnej zależało mi bardzo, żeby był to język opisujący warstwę uczuciową bohaterów. Ponieważ wyszedłem z założenia, że bohaterowie żyjący pod kloszem, zgodnie z patologicznym wzorcem wychowawczym nie mogą się buntować przeciwko temu, co czynią, bo na tym polega patologia, trzeba było wymyślić język, który łączyłby ich, a jednocześnie wskazywał na bardzo rozbieżne doświadczenia życiowe i pokazywał powody, dla których dzieje się tak, jak się dzieje. Kiedy wpadłem na pomysł powtórzeń, okazało się że one świetnie zagrały. Tekst się zrytmizował. Ten prosty zabieg formalny pozwolił na to, by językiem tej sztuki mówić o bolesnej traumie, jaką przeżywają bohaterowie. Powtórzenia utwierdzają w przekonaniu. To jak kręcenie się wokół własnego ogona. Powtarzalność. Nasze myśli co sekundę są te same, co godzina takie same. Dzięki tym powtórzeniom bohaterowie odwołują się do przeszłości. Każdy miał ciężko. Wedle niektórych krytyków tego tekstu, powtórzenia pozwoliły na wydobycie prawdy psychologicznej.

Ludzkim problemem jest komunikacja. Brak umiejętności komunikowania się rodzi problemy międzyludzkie.

Emocjonalne. Pierwszym i naczelnym komunikatorem pomiędzy ludźmi, płciami są uczucia. I dopiero później możemy te uczucia ubierać w słowa, które są kulawe, koślawe. Nie oddają w pełni naszych stanów. Powtarzalność utwierdza nas w błędzie: ukazuje ogrom tego błędu.

Jest jeszcze jedna bardzo ważna warstwa "Spuścizny". Mówiliśmy o psychologii postaci, a pomówmy o czymś, co znajduje się wśród ukrytych znaczeń - myślę o psychologii człowieka składanego w kawałki powtórnie, czyli o psychoterapii. Na ile postaci mają szansę, żeby przejść przemianę?

W dramacie nie zastosowałem żadnej psychoterapii. Nie zaproponowałem psychoterapii. Zdaję sobie sprawę, że ten dramat może być bolesny dla widzów, którzy dotknęli tego rodzaju patologicznych zachowań w przeszłości. Ale sam fakt, że nie ma tam oczyszczenia bohaterów, może stanowić katharsis.

Może zapytam inaczej, czy pisanie dramatu było dla pana rodzajem psychoterapii?

Tak, dla mnie tak. Przyznaję się do tego, moje uzależnienie alkoholowe jest odzwierciedlone w tym dramacie. Dramat jakby ukazuje pełną drogę do uzależnienia. Od uwiedzenia do trwania, z próbami przerwania procederu i nie uświadamianą potrzebą zakończenia i powrotu do zdrowia. Ale to nie jest takie po prostu. Po prostu krętą się wije ścieżyną. Dlatego i moim bohaterom nie jest łatwo przyjąć, zaakceptować konieczności zmian, czy podjęcia psychoterapii. Chociaż można w tym dramacie dopatrzyć się i być może kiedyś zostanie w ten sposób zrealizowany, że wszystkie wspomnienia, bo jest tam jeszcze problem czasu - przywoływane są na kozetce u psychoterapeuty.

Obraz uzależnienia, jak pan powiedział, zilustrowany jest językiem postaci. Powtórzenia, rytm, ciągłe powroty. Krok w tył, dwa w przód. Tak rzeczywiście jest?

To system uzależnia. Modny temat. Przez uzależnienia rozumiemy wszystko. Rzadko ludzie potrafią powiedzieć o swoich uzależnieniach, czy słabościach. W przypadku alkoholu mamy do czynienia z substancją uzależniającą, ale ta substancja jest na początku lekiem, czymś czarownym, co później uzależnia naszą psychikę od trwania w zmienionej świadomości. System uzależnień jest taki sam. W przypadku narkotyków uzależnienie jest tak degradujące metabolicznie, że nie ma czasu, by się wykształciły i ujawniły wszystkie procesy i mechanizmy. Zejście następuje szybko. W alkoholu trwa to latami. Czterdzieści, pięćdziesiąt lat. Ale system pozostaje taki sam.

Pozostaje jeszcze problem współuzależnienia.

Ta sztuka pokazuje mechanizm współuzależnionego. To jest symptomatyczne dla partnera, przede wszystkim kobiety, która się uzależnia - najprościej mówiąc - od humorów uzależnionego. W sztuce nie mówi się o alkoholu, ale obydwie matki ponoszą konsekwencje. Właściwie konsekwencje ponoszą wszyscy, tam nie ma ani jednej niewinnej osoby. Nawet zarzucono mi kiedyś, dlaczego napisałeś dramat, w którym wszyscy mówią tym samym językiem i nikt się nie broni? Uświadomiło mi to ludzką niewiedzę na temat systemów uzależnień. Rzeczywiście, nikt się nie broni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji