Artykuły

Jeśli mnie słyszysz, to znaczy, że jesteś punktualnie - kilka refleksji o radiowym repertuarze XVIII Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej "Dwa Teatry - Sopot 2018"

18. edycja festiwalu "Dwa Teatry" to powód do zadowolenia. Weszliśmy w wiek dorosły. W tym roku możliwość obejrzenia najlepszych (wszystkich) spektakli telewizyjnych i radiowych danego sezonu przedłuża się o jeden dzień. Będzie więcej miejsca na oddech, skupienie się na siatce wydarzeń towarzyszących. W przygotowaniach do festiwalu raził jednak brak jakichkolwiek zapowiedzi, zwiastujących kolejne prezentacje - pisze Janusz Łastowiecki.

Jak co roku, tuż przed sopockim festiwalem, rozkładam przed sobą repertuarowe karty sceny radiowej. Na jednej flance polska i światowa klasyka, z Platonem ("Obrona Sokratesa") i Sofoklesem ("Król Edyp") na czele. Na drugiej, współczesny ton dramatyczny ocierający się o toporowską groteskę (Magdalena Miecznicka, "Cudze meble") i szamańskie zaklinanie czasu (Tomasz Man, "Idę tylko zimno mi w stopy"). Do tego, niejako w nawiasie i poza konkursem, literacka aura bohatera tego roku, Zbigniewa Herberta. Tego, który pisał niegdyś "krzyk jest uboższy głosu". To słuchowisko współcześnie najpełniej realizuje tę myśl. Nie byłbym jednak rzetelny i uczciwy względem najważniejszego dla mnie zjawiska artystycznego w tym kraju, gdyby nie kilka gorzkich konstatacji.

18. edycja festiwalu "Dwa Teatry" to powód do zadowolenia. Weszliśmy w wiek dorosły. W tym roku możliwość obejrzenia najlepszych (wszystkich) spektakli telewizyjnych i radiowych danego sezonu przedłuża się o jeden dzień. Będzie więcej miejsca na oddech, skupienie się na siatce wydarzeń towarzyszących. W przygotowaniach do festiwalu raził jednak brak jakichkolwiek zapowiedzi, zwiastujących kolejne prezentacje. Miało się wrażenie, że wszystko zamiast dążyć do natężenia, wygasało. Na miesiąc przed - zacząłem się poważnie zastanawiać, czy idea w ogóle przetrwa w ciągłej, rokrocznej postaci. Mam też wrażenie, że to, co usłyszymy podczas sesji radiowej istnieje w pewnej izolacji względem różnorodności zjawisk w audialnych formach artystycznych A.D. 2018. Zdaję sobie sprawę, że to impreza Polskiego Radia i Telewizji Polskiej. Zaproszenie, na zasadzie przesłuchań towarzyszących, najciekawszych "niepublicznych" dźwiękowisk (firm fonograficznych tworzących w tym kierunku przybywa) byłoby dobrym kontrapunktem dla tego, co usłyszymy w konkursie.

Po raz kolejny zabrakło etapu preeliminacji, który wyłoniłby ze wszystkich zgłoszonych propozycji radiowych te najciekawsze. 28 słuchowisk dla dorosłych (nie wspominając o kategorii dziecięcej) to za dużo. Pomijając fakt, że to początek sezonu wakacyjnego i nie każdy w sposób konsekwentny wysłucha wszystkich propozycji festiwalowych. Skrócenie liczby przesłuchań o połowę (tak jak to miało miejsce przy pierwszych edycjach sopockiego festiwalu) dałoby okazję do poszerzonych dyskusji nad tym, co najistotniejsze - kształtem współczesnego słuchowiska, wytyczeniem szlaków na następne lata. Czasami dobrze tak pogdybać radiowo, w festiwalowym zaciszu. Radio to rozmowa, nie sztafeta. Ten pośpiech, wynikający z braku czasu i próby "wciśnięcia" wszystkiego jest deprymujący. Mnożenie tytułów, poleganie na liczbach realizacji z regionów nie sprzyja budowaniu festiwalowego prestiżu. Na przesłuchania powinny dotrzeć najmocniejsze słuchowiska - takie, które jurorzy wyselekcjonują na zasadzie uśrednionych opinii i twórczych dyskusji. Festiwal jest miejscem dla najwyrazistszych - nie dla wszystkich.

Mariaż klasyki ze współczesnością to już festiwalowy frazes. Lepiej jeśli powiem, że tegoroczny festiwal to spotkanie przeważającej liczby słuchowisk bezpiecznych, literackich z nielicznymi próbami nadgryzienia formy radiowej.

W tej pierwszej grupie znalazło się kilka ciekawych realizacji, godnych przypomnienia. Od kilku lat zwracam uwagę na obecność niepokojącego pióra Rafała Wojasińskiego. Usłyszymy "Długie życie" w reżyserii Waldemara Modestowicza, który jest autorowi wierny od początku jego radiowej drogi. Nieoczywista filozofia starzejącego się małżeństwa (Anna Seniuk i Marian Opania), którą "słyszy" Wojasiński, prowokuje językiem, wieści koniec komunikacji. Obserwujemy rozkład, odwracający obraz dobrego, wzorowego małżeństwa. Stąd w dramaturgii autora "Starej" tyle opuszczonych wiosek, stawów i polnych wron. Nie jest to jednak najciekawszy radiowy Wojasiński, jakiego słyszałem. W pamięci wciąż mam "Światło w nocy" czy "Wariata" (zrealizowanego również w wersji telewizyjnej dla Teatroteki). Darek Błaszczyk, ubiegłoroczny zwycięzca radiowej części festiwalu, przywiezie do Sopotu słuchowisko "Ordonka", napisane wespół z Antonim Winchem. Rzecz warta uwagi, prowokująca pytania o mit Tyszkiewicz-Pietruszyńskiej. Egzotyka Libanu miesza się tu z onirycznym, wyśnionym przedwojniem. Ambient Andrzeja Izdebskiego przenosi nas co chwilę ze stanu omdlenia do stanu muzycznej ekstazy. Reżyserski idiom Błaszczyka funkcjonuje z powodzeniem. Wiktoria Gorodecka, która kreuje Ordonkę, może stać się wielkim, aktorskim wydarzeniem festiwalu. To mocny kandydat do nagród. Pamiętamy zeszłoroczne "Wesele" Błaszczyka.

Jednak to nie tę wersję usłyszymy podczas festiwalowych dni w Multikinie. Radio Rzeszów przygotowało swoją adaptację w reżyserii Jana Niemaszka. Niestety, niemrawą i moim zdaniem niepotrzebną. W przeciągu kilku lat to już trzecia, radiowa realizacja tekstu Wyspiańskiego bez skrótów. Interesujący koncept fabularny i ciekawą refleksję na temat miejsca i regionu prezentuje Krzysztof Niedźwiecki w słuchowisku zgłoszonym przez Radio Kraków ("Stroiciel grzebieni" w reżyserii Wojciecha Markiewicza). Scenariusz nie do końca oryginalny, bo to adaptacja sztuki realizowanej wcześniej w krakowskim Teatrze KTO. Świeżość tego słuchowiska zdaje się wykraczać poza czysto fabularne fakty. Podhalańsko-krakowskie zderzenie kulturowe jawi się tu w oparach absurdu, z interesującym pomysłem sytuacyjnym. Z kolei Roman Dziewoński w słuchowisku "Rola błazna" ukazuje teatralny świat zza kulis. Piotr Fronczewski jako aktor i Stanisław Brudny jako inspicjent snują rozmowę na temat głupoty świata, demaskują władców (zdejmując niejako "korony królom") i nobilitują figurę błazna, zdewaluowaną przez współczesny popkulturowy rechot. "Cudze meble" Magdaleny Miecznickiej w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego to jedno z najważniejszych słuchowisk tego festiwalu. Taka kobieca "Kartoteka", podsycona Rolandem Toporem. Agata Kulesza (kolejna ważna kobieca kreacja) jest tu przedstawicielką transformacyjnego pokolenia, pozbawionego pamięci powstań, wojen i zagłady. Powtarza jak mantrę wierszyk o tych, co "prosto do nieba czwórkami szli", ale to nie jest jej świat. Wycięto z historii Polski miejsce dla niej samej. Żyjemy więc już tylko fantazmatami? Brak porozumienia, poczucie wypalenia i wołanie o własny czas jest najwyrazistszym głosem fabularnym tegorocznego zestawu spektakli. Muzyka Piotra Łabonarskiego, pędząca niczym lokomotywa w nieznane, przeprowadza nas przez kolejne trudne powroty do domu. Nic tu nie dzieje się naprawdę, a jednocześnie dzieje się cała Polska - ta z PRL-u i ta z trudnych decyzji po 1989 roku.

Tych poszukujących słuchowisk jest zdecydowanie mniej (to już też pewna tradycja). Mógłbym spokojnie zakwalifikować je do nurtu, który z powodzeniem rozwijany jest w Europie Zachodniej. Festiwale takie jak Prix Europa czy Prix Italia są na to najlepszym dowodem. Cieszę się, że dwie propozycje, o których myślę, nie wynikają z pobudek wyłącznie technologicznych. Choć technika binauralna, dopuszczająca 360 stopniowe - dookólne słuchanie, jest atrakcyjna, i ma większą szansę na aklimatyzację w naszej rzeczywistości audialnej niż Pro Logic 2. Nie nowinkarstwo jednak niesie tegoroczne słuchowiska spod znaku poszukiwań. "Pewnego dnia wszystko to zmieści się w mniejszej torebce" to dzieło europejskie na wskroś. Tekst napisała serbska autorka Tamara Antonijević, a muzykę skomponował obiecujący niemiecki twórca Ole Hűbner. Bohaterem jest tu plik dźwiękowy, radiowa postać na miarę ery cyfrowej. Wymienieni twórcy wraz z reżyserką Małgorzatą Wdowik i reżyserem dźwięku Andrzejem Brzoską opowiadają o "nieśmiertelnych" czasach, gdzie format cyfrowy umożliwi przetrwanie w nieustannej hibernacji ludzkich bytów, głosów. Czy to jest jednak jeszcze życie? "Jeśli mniej słyszysz to znaczy, że jesteś punktualnie" - mówi zdigitalizowany byt, który w radiowej formie nosi (niczym imię) głos Katarzyny Wajdy. Wszystkie uczucia, podszepty jawią się tu w zerojedynkowym systemie. "Ten głos może wypełnić przestrzeń wokół ciebie" - brzmi subtelnie. Po chwili jednak kobiecy głos napomina: "Modyfikowano mnie, dostrajano, cięto i wycinano. Skompresowano mnie, aż dotarłem do twoich głośników" - napomnienie otwiera koncert brudnych, nierównych dźwięków. Subtelny kobiecy głos jest tylko imitacją, pięknym kłamstwem - tak jak w filmie "Her", gdzie Joaquin Phoenix rozmawia z kuszącą choć nierealną i numeryczną Scarlett Johansson.

Ciekaw jestem reakcji po tym odsłuchu. To bodaj pierwsze słuchowisko w najnowszej historii rodzimej radiofonii, które tak ujmująco próbuje dotknąć fenomenu dźwiękowego transhumanizmu. "Mogę przetrwać wieczność. I was wszystkich" - brzmi groźnie i pachnie ogromną samotnością. Drugim słuchowiskiem, które z powodzeniem poszukuje nowych znaczeń dźwiękowych, jest "Idę tylko zimno mi w stopy" Tomasza Mana. To próba dźwiękowej antybiografii, spotkania progresywnych światów w jednej, opozycyjnej historii z czasów późnego PRL. Słuchowiska, odwołującego się do postaci Grzegorza Przemyka, słucha się tak, jakby powstawało na bieżąco. Słyszymy montaż. Swoisty work-in-progress. A za sterem reżyserskim Tomasz Man, wieloletni poszukiwacz nowych form opowiadania w radiu. Dwie te propozycje, mimo dźwiękocentrycznych założeń, łączy wyczulenie na język. Oba tytuły świadczą o niebanalnym, poetyckim i wyczulonym na półtony języku. Dzięki takim autorom jak Man, Michał Zdunik czy Rafał Wojasiński dramat radiowy może przemycać dziś sugestywne znaczenia poetyckie, wyjęte z klasycznego formatu "poezji w radiu". To zatem ważny głos literacki. Takie połączenia zdarzają się rzadko.

Wyróżnienia i nagrody do jedynie dodatek. Festiwal trwa mimo zawirowań. Skład repertuarowy jest jednak w dużej mierze wypadkową ramówkowych nierówności. Trójka od połowy poprzedniego roku nie wyemitowała żadnej premiery. W Jedynce dominuje ton muzyczno-historyczny. Czekamy na nową formułę, odświeżony ton. Jest nadzieja w postaci ważnej, tematycznej inicjatywy Radio Literatura (choć to na razie tylko dwutygodniowa, próbna emisja). Przyszłe festiwale, jeśli się odbędą, powinny bardziej odzwierciedlać cały horyzont działań w zakresie radia artystycznego. W kontakt z publicznym nadawcą powinny wejść prywatni twórcy. Czystość gatunkowa zanika, a estetyka usterki i zgrzytu staje się przestrzenią dla ważnych, współczesnych pytań i niepokojów. Nie stójmy w miejscu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji