Artykuły

Wolność w domu wariatów

Były takie czasy, gdy nie my do Europy, ale Europa wciskała się przez szczelinę w żelaznej kurtynie do nas. W latach odwilży mieli wspaniały fart na scenach polskich najwięksi z teatralnej awangardy - Ionesco, Beckett, brytyjscy młodzi gniewni - Osborne, Pinter i niepokojący Szwajcarzy - Frisch i Duerrenmatt. Zwłaszcza Duerrenmatt, autor "Fizyków" i "Wizyty starszej pani". Te sztuki, najpopularniejsze w dorobku pisarza, były często grane w różnych teatrach, pojawiały się w mistrzowskim wykonaniu na ekranach TV.

I oto po dłuższej przerwie okazuje się, że Duerrenmatt trafia obecnie w gorący temat w "Fizykach" - osobliwych pacjentach zakładu psychiatrycznego. Współczesny świat drży z przerażenia, aby energia jądrowa nie wymknęła się spod kontroli za sprawą jakiegoś "psychicznego" i straszliwą bronią nie posłużyli się szaleńcy. Co wtedy z ludzkością, z całą cywilizacją? To pytanie w sztuce wisi w powietrzu, choć na zaskakującą pointę trzeba poczekać do finału spektaklu prezentowanego w zabrzańskim Teatrze Nowym.

Widzowie, zwłaszcza młodzi, którzy po raz pierwszy spotykają się z Duerrenmattem liczą na relaksowe emocje, autor obiecuje . komedię. Zapowiada się jednak dreszczowiec. Już w pierwszym akcie na scenie leży trup uduszonej pielęgniarki. Nie jest i nie będzie to jedyna ofiara. Nie będzie również zagadki kto zabił, ponieważ winowajcy z całą szczerością ujawniają swoje personalia - "Newton", "Einstein" i Moebius opętany wizją Króla Salomona. Przed odpowiedzialnością karną broni ich status "psychicznych" i opieka dziwnej Pani Doktor, właścicielki ekskluzywnego zakładu.

Materia sztuki jest niespójna, reżyserowi Henrykowi Adamkowi, nie udało się jej skleić ani uzyskać ironicznego dystansu wobec stylistyki tej tragifarsy. Wątek kryminalno-szpiegowski stwarza okazję do ostrej groteski. Kulminacyjny dialog fizyków w wykonaniu aktorów Andrzeja Lipskiego (Moebius), Adama Szymury (Newton) i Antoniego Rota (Einstein) brzmi wprawdzie wyraziście, ale jest nużącym wykładaniem "kawy na ławę" dlaczego ci spece od energii jądrowej wybierają dożywotnią wolność w zakładzie wariatów zamiast bez przeszkód. straszyć ludzkość a zwłaszcza polityków swoją niebezpieczną wiedzą. Piękna aktorka Hanna Boratyńska grająca dotychczas role amantek zeszpeciła się ofiarnie, nie do poznania w roli niesamowitej doktor Matyldy von Zahndt. Przydałyby się jednak mocniejsze akcenty w narastaniu jej szaleństwa.

Nieco pogody w duszną atmosferę wnoszą komiczne postacie inspektora policji - gra go Mieczysław Całka - i zabawna rodzinka Rosę - Marta Kotowska i Czesław Meissner z synami - wizytująca tatusia - pacjenta. Bardzo dobre opracowanie muzyczne jest dziełem Marzeny Mikuły-Drabek.

Nie dodaje natomiast sztuce walorów banalna scenografia Wojciecha Jankowiaka i Marty Hubki, dziwi fakt, że główna bohaterka paraduje w uniformie pielęgniarki zamiast w fartuchu lekarskim. Autor - pedant nawet ten szczegół nie pozostawia wyobraźni widza w swoich didaskaliach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji