Artykuły

Janusz Józefowicz i Ewelina Marciniak na dobry początek

"Romeo i Julia" Williama Shakespeare'a w reż. Janusza Józefowicza z Teatru Studio Buffo w Warszawie i "Sen nocy letniej" Williama Shakespeare'a w reż. Eweliny Marciniak z Theater Freiburg na 22. Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Pierwsze spektakle tegorocznego Festiwalu Szekspirowskiego przypomniały tę powszechnie znaną prawdę, że Wiliam Szekspir jest świetnym patronem od przeróżnych teatralnych "przekroczeń".

W przypadku otwierającego festiwal przedstawienia "Romeo i Julia" Teatru Buffo, wyreżyserowanego przez Janusza Józefowicza, przekraczana granica dzieli teatr i multimedialny świat. W przypadku niełatwego do odczytania "Snu nocy letniej" [na zdjęciu], wyreżyserowanego przez Ewelinę Marciniak w Theater Freiburg, granica biegnie przez to wszystko, co oddziela ludzi od siebie.

Teatralny komiks w 3D

Jak można wykorzystywać w teatrze nowe technologie, Janusz Józefowicz pokazał, realizując jakiś czas temu "Piotrusia Pana" w Teatrze Roma. To widowisko poznaliśmy także w gdyńskiej wersji w Teatrze Muzycznym. "Romeo i Julia" to już technologia do którejś potęgi. Dość powiedzieć, że za projekcje w 3D odpowiada studiu Platige Image, czyli najlepsi w tej branży fachowcy w Polsce. Wykreowany przez nich świat w 3D rzeczywiście nie może nie robić wrażenia. Sporo tu, świadomych oczywiście, stylizacji, a to na "Matrixa", a to na "Gwiezdne wojny", a to na "Piąty element", ale z wyraźnym autorskim piętnem polskiego studia.

Nader to sugestywne, ale czy ostatecznie nie przychodzimy do teatru dla jednak innych emocji? A tych w przedstawieniu Józefowicza jest skąpo. Jeden może song Ojca Laurentego (Jerzy Grzesznik) pokazał, czym by to przedstawienie być mogło, gdyby poza trójwymiarową wirtualną scenografią na scenie pojawiały się też trójwymiarowe charaktery. Akcja Szekspirowskiego dramatu, przeniesiona przez Józefowicza w odległą przyszłość, problemami i emocjami celuje w publiczność gimbaza+. Widz bardziej wymagający nie ma tu specjalnie czego szukać.

Nagość poza kanonem

Jeśli jednak ów widz zdążył z "Romea i Julii" dobiec na grany tego samego dnia "Sen nocy letniej" w reżyserii Eweliny Marciniak, mógł poczuć się usatysfakcjonowany. Marciniak zaproponowała intelektualny rebus, przez który wędruje się po omacku.

Ważnym tropem jest tu scenografia Katarzyny Borkowskiej, nawiązująca w najważniejszych motywach do obrazu "Narodziny Wenus" Sandra Botticellego, dzieła, uznawanego za kanoniczny obraz kobiecego piętna. Ale czy tylko tak można go czytać? A może, jak słyszymy ze sceny, najważniejsze są tu postacie Zefirów, bo to dzięki nim unosząca się w morskiej muszli bogini bezpiecznie dopłynie do brzegu? A może jeszcze co innego?

Dla Eweliny Marciniak to, co jest kanonem, rygorem, normą - wprowadza, jak się zdaje, pomiędzy ludzi raczej zło, niż dobro. Czymś takim jest np. ateńskie represyjne prawo, które staje na drodze do ludzkiego szczęścia. Czworo bohaterów, Helena, Hermia, Lizander i Demetriusz, uciekinierów z Aten, błąka się - nie, nie po podateńskim lesie, tylko jakby wewnątrz obrazu Botticellego, po to by znaleźć w nim drogę do samych siebie.

W tych poszukiwaniach Ewelina Marciniak ważną, może nawet najważniejszą rolę przyznaje - sztuce. Wszystko inne zawiodło nas, o czym przypomina powracający jak refren song. Człowiek, po to by uczynić swoje życie lepszym, szczęśliwszym, próbował już mnóstwa rzeczy, ale świat kreci się dalej dokładnie tak samo, jak kręcił się zawsze, jest wciąż tak samo pełen zła i przemocy.

Ba, ale czy sztuka ma taką ozdrowieńczą moc? Przecież piękna muszla, w której w tym przedstawieniu pojawia się naga Tytania, jest - o czym przypomina grająca Tytanię aktorka - zrobiona ze styropianu. Sztuka fabrykuje iluzje, nie zmienia świata... Aby tę granicę iluzji i świata przekroczyć, Marciniak posługuje się nagością aktorów, których ciała układa w plastyczne kom-pozycje, a nawet wprowadza ich pomiędzy widownię, każe im witać się z widzami, pytać ich o imiona. Granice mają w ten sposób zniknąć, wszelkie alienacje zostać zniesione. Tylko czy tak się rzeczywiście dzieje? Czy do tego wystarczy połączyć nagich ludzi niczym Spencer Tunick na swoich zdjęciach?

W inscenizacji "Amatorek", od której Ewelina Marciniak rozpoczynała przed laty cykl swoich gdańskich przedstawień, puenta była podobna. Naga aktorka zapraszała w finałowej scenie do wspólnego słuchania muzyki przypadkowego widza. Bariera obcości i intymności była przekraczana. Tylko że puentowało to zdyscyplinowany formalnie i myślowo spektakl, o którym na tle "Snu nocy letniej" można było myśleć z sentymentem.

Widać, że myśli Eweliny Marciniak krążą wokół podobnych problemów, że w sztuce interesuje ją przede wszystkim przekraczanie rozdzielających ludzi alienacji, ale myśli te krążą po zmieniających się w czasie orbitach. Kiedyś były prostsze, dziś stają się zawikłane. Ale nadal tak samo dają do myślenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji