Artykuły

Życie Jesieninem

"Spowiedź chuligana" monodram Andrzeja Grabowskiego z krakowskiego Teatru STU w Chorzowskim Teatrze Ogrodowym. Pisze Joanna Korneta w gazecie festiwalowej Sztajgerowy Cajtung.

Wychodzi na scenę: stary, zmęczony, przygarbiony. W płaszczu, który sprawia wrażenie, jakby przygniatał go do ziemi. Ciągnie za sobą dziecięcą zabawkę na kiju. Od tego momentu będzie coraz głębiej zanurzać się w przeszłość. Przypomni sobie matkę, ojczystą ziemię, młodzieńcze wybryki i szereg kobiet. Snuje swoją spowiedź chuligana, tworzoną wyłącznie z wierszy, bez scenograficznych fajerwerków. Na scenie ozdobny stół, taboret. Na stole paląca się świeczka, karafka z wodą i album ze zdjęciami. Z tyłu rama jak od obrazu, miejsce, w którym pojawiać się będą projekcje: krajobrazy albo fotografie wspominanych akurat kobiet. Andrzej Grabowski zacznie wchodzić z nimi w dialog. Ale największe niespodzianki dopiero czekają.

Scenariusz złożony z wierszy Siergieja Jesienina przeprowadza odbiorców przez różnorakie wspomnienia, których stałym refrenem jest wykraczanie poza przyjęte konwencje Bohater sumiennie zapracowuje sobie na opinię chuligana, mimo że dzisiaj nawet gdyby chciał, nie byłby już w stanie dorównać sobie samemu z przeszłości. Ten rozłam jest doskonale podkreślany dialogiem dwóch Andrzejów Grabowskich. Ten pierwszy, na scenie, robi wiele, żeby wykreować minioną rzeczywistość samym tembrem głosu, oszczędnymi gestami i świadomością przemijania. Ten drugi, na ekranie-obrazie ożywa, uprawia ekwilibrystyczne skoki, jest ekspresyjny i żywiołowy. Obaj uzupełniają się znakomicie, ale mogliby się nie zrozumieć.

Wykorzystanie multimediów w "Spowiedzi chuligana" to nie tylko chwalenie się materiałami sprzed ćwierć wieku, z innej wersji monodramu. To świetnie stosowany komentarz, zestaw dodatkowych znaczeń. Najlepsze są drobiazgi: kiedy Grabowski na ekranie zamiera w jednej pozie, a jego przyszłe wcielenie niby przypadkiem zastyga akurat w podobny sposób. Albo kiedy Grabowski na scenie śpiewa piosenkę, by w pewnej chwili ustąpić pola sobie młodszemu. Jesienin wybrzmiewa z deklaracji aktora, z archiwalnych nagrań, jest obecny w każdym geście (nawet strzepnięcie kropli z kieliszka z wodą go przywołuje).

Mnóstwo tu muzyki, nie tylko jako sposobów na budowanie klimatu. Część wierszy lepiej wybrzmiewa w zestawieniu z dźwiękami, a Andrzej Grabowski bryluje tu jako wokalista. Idealnie pod niego pisał muzykę Janusz Grzywacz. Aktor śpiewa do podkładu, a capella lub akompaniuje sobie na gitarze (najbardziej chyba "rosyjski" moment spektaklu), wykonuje nawet arię. Nigdy nie recytuje: przeżywa każde słowo, czy to w partiach mówionych czy w pieśniach: żyje Jesieninem.

tekst pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego "Sztajgerowy Cajtung"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji