Artykuły

Janda i wszystko jasne

"Zapiski z wygnania" w reż. Magdy Umer, "Piękny nieczuły" w reż. Edwarda Wojtaszka, "Klaps! Pięćdziesiąt twarzy Greya" w reż. Johna Weisbergera z Teatru Polonia w Warszawie oraz "Dobry wojak Szwejk idzie na wojnę" w reż. Andrzeja Domalika z Och-Teatru w Warszawie, na V Festiwalu Krystyny Jandy w Teatrze Zdrojowym w Szczawnie-Zdroju. Pisze Piotr Bogdański w Tygodniku Wałbrzyskim.

Coroczny Festiwal Krystyny Jandy to na pewno, obok Wałbrzyskich Fanaberii Teatralnych, najważniejsze wydarzenie kulturalne Wałbrzycha i Szczawna-Zdroju. W ramach V edycji entuzjaści talentu aktorki mogli obejrzeć cztery spektakle. Najwięcej zachwytów wzbudziły - "Zapiski z wygnania" z jej udziałem. Pozostałe to "Piękny nieczuły", "Dobry wojak Szwejk idzie na wojnę" oraz "Klaps! Pięćdziesiąt twarzy Greya" Ten ostatni okazał się hitem, choć poniżej oczekiwań.

Już V Festiwal Krystyny Jandy otworzył spektakl z udziałem samej gwiazdy - "Zapiski z wygnania" [na zdjęciu]. To monodram wyreżyserowany przez Magdę Umer. Panie chciały uczcić pięćdziesiąty jubileusz wydarzeń marca 1968 roku i szukały intrygującego tekstu. Znalazły wspomnienia Sabiny Baral. Ich autorka była jedną z osób, które, z uwagi na żydowskie pochodzenie, musiały opuścić Polskę. Mimo skromnych środków, panie stworzyły niezwykle poruszający przekaz.

Aktorka stoi w głębi sceny, oddzielona od publiczności siatką. Na twarz Jandy skierowane jest delikatne światło punktowe. Jej opowieść o szykanach, utracie domu i tożsamości, przeplatana jest piosenkami lub ich fragmentami. Akompaniują jej na żywo muzycy. Melodie i teksty piosenek wybrane przez Umer nawiązują do tamtych czasów i kultury żydowskiej. Wrażenie potęgują archiwalne zapisy z przemówień Gomułki, zdjęcia wygnanych oraz na sam finał, współczesny film z marszu grup narodowych. Zaangażowana, ale jednocześnie stonowana, gra szefowej Teatru Polonia zrobiła na publiczności wielkie wrażenie. Aktorka już tradycyjnie zebrała owacje na stojąco.

Równie spontanicznie widzowie reagowali podczas spotkania z Jandą po spektaklu. Artystka z charakterystyczną dla niej swadą opowiadała o kulisach powstania "Zapisków z wygnania". Zdradziła również plany najbliższych premier.

Drugiego dnia festiwalu nazwiska Natalii Sikory i Pawła Ciołkosza już nie ściągnęły do Teatru Zdrojowego w Szczawnie-Zdroju kompletu publiczności. Ci, którzy jednak zdecydowali się spędzić tam piątkowy wieczór, nie powinni narzekać. Nie powinni, choć "Piękny nieczuły" jest spektaklem nierównym. Pierwsza część, kiedy Sikora gra Edith Piaf próbującą wskrzesić uczucie między nią a Theo (Paweł Ciołkosz), nie wypada najlepiej. Mimo wysiłków młodej aktorki, nie czuć na scenie dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazła się legenda francuskiej piosenki. Wszystko się zmienia, kiedy Sikora zbliża się do mikrofonu. Wokalistka-aktorka śpiewa tak, jakby zależało od tych piosenek jej życie. Łącznie z bisem wysłuchaliśmy sześciu interpretacji utworów z repertuaru skowronka. Nie mogło oczywiście zabraknąć tego najważniejszego - "Non, Je Ne Regrette Rien".

Po chwili przerwy aktorzy wyszli na scenę jeszcze raz, ale tym razem jako goście spotkania. Podczas niego dowiedzieliśmy, że dla Sikory muzyka jest najważniejsza i jesienią ukaże się jej pierwsza, autorska pyta. Z kolei Ciołkosz z uwielbieniem opowiadał o Krystynie Jandzie.

Kolejny dzień niestety przyniósł rozczarowanie. Historia Szwejka w adaptacji i reżyserii Andrzeja Domalika ani szczególnie nie rozbawiła, ani nie wzbudziła zainteresowania nowym spojrzeniem na powieść Haska. Wszystkie pojawiające się postacie w "Dobrym wojaku Szwejku idącym na wojnę" są irytująco przerysowane. Nawet budzący sympatię Zbigniew Zamachowski nie uratował swojego bohatera. Ewidentnie czegoś w spektaklu zabrakło.

Więcej śmiechu, a nawet braw usłyszeli Szwejk, czyli Zamachowski i sam reżyser podczas rozmowy z nimi. Wywołała je m.in. anegdota związana z pomysłem adaptacji "Dobrego..." dla Och Teatru. Bezpośrednim impulsem do jego realizacji było przybranie na wadze Zamachowskiego, który z dodatkowymi kilogramami idealnie pasował do roli. Krystyna Janda nie mogła przegapić takiej okazji i niemalże zmusiła Domalika do pracy nad najbardziej znaną czeską książką.

V Festiwal zakończył spektakl, którego tytuł wciąż budzi niezwykłe emocje, szczególnie wśród pań - "Klaps! 50 twarzy Greya". I tego wyzwania bałem się najbardziej. Na szczęście okazało się, że autorzy (siedmioro) sztuki po prostu zakpili z powieści E.B. John i napisali komedię. Polskie tłumaczenie Bartosza Wierzbięty zyskało rodzime smaczki z popkultury, a anglojęzyczny reżyser - John Weisberger - nadał sztuce kabaretowego stylu. Jak stwierdzili sami odtwórcy ról Hugh, Nataszy i pisarki E.B. Janet, czyli Mateusz Damięcki, Magdalena Lamparska i Marta Walesiak, ich spektakl ma nieść wyłącznie zabawę. Czy niesie? Tak, choć humor proponowany przez "Klaps! 50 twarzy Greya" nie każdemu przypadł do gustu. Tak wynikało z zasłyszanych opinii. Mój entuzjazm jest dość umiarkowany, ale kilka momentów "Klaps!..." jest niezłych.

Podsumowując całe wydarzenie, to mimo słabszego "Dobrego wojaka Szwejka kontrowersyjnego "Klaps! 50 twarzy Greya" to interpretacje piosenek Edith Piaf wykonane przez Natalię Sikorę i wreszcie poruszający monodram Krystyny Jandy pozwalają uznać V Festiwal za udany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji