Artykuły

Dramat serdeczny

Ceremonia zaślubin Krzysztofa i Moniki. On, syn Teresy i Andrzeja, czyli małżeństwa szczęśliwego, choć okaleczonego, bo ojciec zginął podczas ostatniej wojny; ona, córka Anny i Stefana, czyli małżeństwa nieszczęśliwego wskutek rodzącej się obcości i rozpadu. I oto wszyscy z wyjątkiem Andrzeja, choć przecież i on jest w jakiś sposób obecny, spotykają się w kościele podczas uroczystości zaślubin. Następuje wstrząs, rodzaj katharsis. Teresa, Anna i Stefan odtwarzają - zdarzenie po zdarzeniu - dzieje swojej miłości. Teresa jeszcze raz przeżywa rozterkę, niepewność siebie i męża, aż do momentu, w którym oboje pojęli, że - używając słów Karola Wojtyły - miłość "ta jest właśnie dar, który się odbiera i który się oddaje na tym samym poziomie i wedle tej samej miary". Stefan i Anna nie potrafili sobie tego daru ofiarować, nie umieli odzwierciedlać "absolutnego istnienia i Miłości". Czy mają szansę? Być może, skoro Stefan powie: "Jaka szkoda, że od tylu lat nie czuliśmy się dwojgiem dzieci. Anno, Anno jak wiele straciliśmy przez to!".

A młodzi, Krzysztof i Monika pójdą raczej (drogą Teresy i Andrzeja niż Stefana i Anny, bo z całą serdeczną świadomością "chcą być sobie oddani wedle tej samej miary". Wszystkie te zdarzenia ujawniają się przez głośny monolog wewnętrzny bohaterów. Wytwarza się w ten sposób jednocząca przestrzeń psychiczna, w której wynurzenia postaci zazębiają się - czasami dopełniają, niekiedy zderzają się z sobą, tworząc !w ten sposób swoistą dramaturgię uczuć i dialog myśli. Bywa też, iż monologi owe lub - jeszcze lepiej - wywołane z przeszłości obrazy przybierają postać scen dramatycznych. W istocie jednak utwór Karola Wojtyły "Przed sklepem jubilera" nie jest dramatem ani w konwencjonalnym, ani nawet w awangardowym tego słowa znaczeniu. Jest to raczej poczęty z ducha etyki katolickiej, lecz zarazem laicki w warstwie obyczajowej traktat moralny. Jest to także poemat - przenikliwy w znaczeniu psychologicznym i harmonijny w warstwie werbalnej. Autor zresztą dokonuje niezwykle trudnego zabiegu, często bowiem potoczne, niekiedy gruntownie zbanalizowane zwroty umieszcza w takim kontekście psychicznym, że całkiem nieoczekiwanie zyskują one niezwykłą ekspresję liryczną, stają się nadto jakby manifestacją franciszkańskiej pokory wobec słowa, znakomicie kojarzonej z personalistycznym pojmowaniem ludzkiej kondycji. Autor nie ocenia, nie uprawia katechizacji rodem z kruchty kościelnej, ukazuje tylko możliwość wyporu i drogę, którą uznaje za najlepszą: odpowiedzialności za swoje i cudze życie.

Andrzej Marczewski podawał tekst Karola Wojtyły dyskretnej, ale przekonywającej teatralizacji. Spektakl został oparty na motywie mszy, która tworzy niejako ramy kompozycyjne widowiska, porządkuje jego wątki i nadaje im wyrazisty kształt fabularny. Aktorzy zachowują się powściągliwie, nieomal prywatnie, jakby zwierzali się ze swoich własnych klęsk i nadziei, co nadaje przedstawieniu znamię psychologicznej wiarygodności. Szczególnie dobrze czuli się w tak pojętym działaniu aktorskim Danuta Szumowicz (Teresa), Iwona Żelaźnicka (Teresa Młoda), Krystyna Wójcik (Monika) i Stanisław Olczyk (Jubiler). Jerzy Bielecki, chroniąc w postaci Adama realne człowieczeństwo, równocześnie ukazał jej wymiar symboliczny - jakby sumienia bohaterów dramatu. Bardzo piękną, delikatną w rysunku, a zarazem sugestywną postać Kapłana stworzył Jerzy Szlachcic. Mógłbym też wymienić parę nazwisk, które nie zmieściły się w tej konwencji, ale tylko zbiorowa "kreacja" Panien Mądrych rażąco się kłóciła z powagą tego spektaklu.

Rozgrywa się więc na wałbrzyskiej scenie swoiste misterium dramatu serdecznego, dla którego przejmujące tło stworzyła zarówno muzyka Jerzego Maksymiuka, jak i scenografia Józefa Napiórkowskiego. Wyobraźmy sobie bowiem rozbudowaną w głąb scenę, najprostszy ołtarz na tle witraża i - od czasu do czasu - kratę przedzielającą tę wąską, wydrążoną w perspektywie przestrzeń. Widzimy bohaterów w smudze cienia i w promieniu światła, tir więzieniu własnych namiętności i w blasku wewnętrznego wyzwolenia. Zracjonalizowana symbolika scenografii określa miejsce realne i psychologiczne wewnętrznego dramatu postaci.

Czy spektakl jest porywający w potocznym tego słowa znaczeniu? Nie. Wymaga ogromnej koncentracji, ciągłego współuczestnictwa ze strony widzów, co - czy to z winy inscenizacji, czy to z powodu zbyt wielkich wymagań autora - okazało się niemożliwe do osiągnięcia. Są więc momenty, kiedy widz nie wytrzymuje ustawicznej presji psychologicznej tego dzieła i wówczas rodzi się znużenie. Ale jest to zarazem widowisko godne i piękne. Żeby w pełni zrozumieć ten paradoks, trzeba po prostu zobaczyć wałbrzyską inscenizację dramatu Karola Wojtyły.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji