Artykuły

Wciąż nowa aktualność

"Dziś ten dzierży ster władzy, który ma nie tyle gilotynę, ile " teczki " - mówi Jan Maciejowski, reżyser "Oskarżyciela publicznego"."

Leszek Karczewski: Rzeczywistość znów uaktualniła "Oskarżyciela publicznego" Fritza Hochwaldera. Kiedy Pan odkrył tę sztukę?

Jan Maciejowski: Blisko 50 lat temu. Później stała się ona podstawą mojej pierwszej inscenizacji w Teatrze Jaracza, kiedy w 1971 r. przyjechałem do Łodzi. To był początek epoki Edwarda Gierka - opowiadałem o czasach terroru stalinowskiego. Dziś interesuje mnie co innego: to, że ten dzierży ster władzy, który ma nie tyle gilotynę, ile "teczki". Ukazanie tego umożliwia kostium historyczny.

- Rewolucja francuska od dwustu lat jest ogromnie ważnym punktem odniesienia, jeśli chcemy mówić serio o dniu dzisiejszym. Przypomnijmy choćby "Wilki" Romain Rollanda - wiadomo, że idzie w nich o sprawę Dreyfusa. Kiedy Fritz Hochwalder pisał "Oskarżyciela publicznego", była to bezpośrednia reakcja na procesy stalinowskie. Dzisiaj napisałby go pewnie o komisji parlamentarnej... Nieprzerwana "nowa" aktualność sztuki, której pan dotknął, zasadza się na tym, że wciąż przeżywamy skutek odrzucenia przez rewolucję francuską Boga, całego systemu wartości.

W zamian wprowadzono hasła "Równość, wolność, braterstwo".

- W zamian wprowadzono zasadę, iż do tego znakomitego celu, jakim jest szczęście powszechne, można dążyć każdym sposobem i za wszelką cenę. Czyli także przez terror, morderstwo i manipulację. Rozmawiamy akurat w dniu, w którym zaczęła się kolejna wojna... Bo efekty tego przewartościowania będą wisieć nad nami jak ta gilotyna, dopóki nie pojmiemy, że tą drogą nie da się dojść do szczęścia. Fałsz takiego myślenia ukazuje już Szekspirowski "Ryszard III": zabijemy jeszcze tego jednego i już nastaną czasy szczęśliwości. Zamordujemy tylko tego jednego i będzie demokracja. Ale gdy u Hochwaldera giną wszyscy, to do gardeł skacze sobie dwoje najbliższych osób. Jedno z nich będzie następne.

Na tym polegałby mechanizm rewolucji: na zaklętym kole mordów dokonywanych z coraz bardziej błahych powodów?

- Akcja "Oskarżyciela publicznego" rozgrywa się pod sam koniec rewolucji francuskiej, w maju 1795 r. Wszystkich wielkich już stracono: Robespierre'a, Dantona, Marata; w sierpniu nastanie już dyrektoriat i po władzę sięgnie Napoleon. Wkroczyło trzecie pokolenie rewolucjonistów, najmniejszych, najtchórzliwszych. To ci, którzy przeżyli, bo nie znaczyli nic - teraz oni są na górze. U nas także rządzi trzecia generacja "nowej elity"; poprzednich może nie wymordowano, ale uśmiercono politycznie. Hochwalder pokazuje, że nie da się bezkarnie zabijać; ci, którzy przeszli przez krew, mają złamane charaktery. Hasła, o których pan wspominał, trzeba porzucić, żeby przeżyć. Znamienne, że po II wojnie światowej pierwsi przebudzili się Szwajcarzy, naród stojący z boku. Sięgnęli po pióro Friedrich Diirrenmatt, Max Frisch, Fritz Hochwalder. Za to najpóźniej zaczęli pisać o tym Niemcy i Rosjanie, najbardziej "przeprasowani" przez maszynę terroru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji