Artykuły

...jak w hańbie

"Irydion" niezbyt często bywa grany przez teatry. Dramat to zawikłany, mglisty, trudny w teatralnej realizacji, niewdzięczny. Większość prób przeniesienia go na scenę kończyła się niepowodzeniem. Przed laty udało się stworzyć interesujące przedstawienie Jerzemu Grzegorzewskiemu w Poznaniu.

Reżyserzy niechętnie sięgają po "Irydiona". Ale są też tacy, których trudności nie zrażają. Należy z pewnością do nich miody, ledwie 27-letni absolwent krakowskiej PWST - Krzysztof Babicki, który w udzielonym niedawno "Teatrowi" wywiadzie powiedział: "...mnie (...) straszliwie pociąga w teatrze jakieś szaleństwo decyzji, wyjście poza chłodną kalkulację: czy warto to robić, czy nie; co mam za sobą, a co przeciwko sobie. Decydować powinno to, że ma się coś na dany temat do powiedzenia. Nawet smak ewentualnej porażki, o ileż to więcej niż mdłości ze strachu przed ryzykiem".

Babicki rzeczywiście nieprzypadkowo zabrał się za dramat Krasińskiego. Przykroił "Irydiona" do swoich tez i z wielkiego, napisanego z romantycznym rozmachem dramatu zrobił kameralny spektakl. Z korzyścią dla tego co chciał nam przez to przedstawienie powiedzieć. Babickiego zainteresowała metafizyka mająca wpływ na ludzkie losy i dzieje. Ów Zły Duch, Szatan, który inspiruje, podżega, czuwa. On właśnie miał też z pewnością wpływ na decyzję młodego twórcy. Wcześniej w "Księdze Hioba" zrealizowanej w krakowskim Teatrze im. Słowackiego i "Kordianie" w Teatrze Wybrzeże - Babicki również wydobywał cień piekła padający na losy bohaterów.

W "Irydionie" bohater staje między Bogiem i Szatanem. Jest skazany na porażkę i do niej przygotowany, choć walczy. Ten motyw jest bardzo klarowny we wrocławskim przedstawieniu. Przez filtr wrażliwego i kierowanego żądzą zemsty tytułowego bohatera przypatruje się również Babicki dekadencji Cesarstwa Rzymskiego. Może nawet zbyt wyjaskrawia zanik wszelkich wartości rysując wyraziście dwory Heliogabala i Aleksandra. Zderzenie upadającego Rzymu z kruchym jeszcze, pełnym wahań obozem Chrześcijan bardzo mocno uwypukla dramat Irydiona, Greka-mściciela, syna zemsty.

Interpretacja Babickiego mocno eksponująca tylko główne, najważniejsze wątki sprawia, że ten napisany po upadku Powstania Listopadowego dramat Krasińskiego jest bardzo chłodny zwłaszcza, gdy aktorzy nie grają na najwyższych, obrotach. Oglądałem "Irydiona" dwa razy. Raz był on momentami aż porażający zwłaszcza dzięki świetnej dyspozycji Andrzeja Makowieckiego w kluczowej postaci Masynissy, Teresy Sawickiej grającej bardzo ostro Kornelię i debiutującego na scenie Teatru Współczesnego Jacka Mikołajczaka w roli tytułowej. Drugi oglądany przeze mnie spektakl nużył; sceny ciągnęły się w nieskończoność, aktorzy grali bez żadnej niemal ekspresji. Fakt, że było to przedstawienie szkolne, a młodzież zachowywała się momentami skandalicznie. To na pewno nie dodawało aktorom animuszu.

W obu spektaklach bardzo równy był, podobnie jak Mikołajczak, drugi ubiegłoroczny absolwent wrocławskiego wydziału aktorskiego - Robert Czechowski grający bardzo manieryczną postać Heliogabala. Zapada mocno w pamięć również postać Mammei grana przez Genę Wydrych. Jest to postać drugoplanowa, ale narysowana przez aktorkę umiejętnie operującą gestem i rekwizytem.

Nie popisała się niestety trzecia absolwentka filii krakowskiej PWST we Wrocławiu Katarzyna Gładyszek w roli Elsinoe. Nie udało jej się uwiarygodnić postaci eterycznej Greczynki. Była zbyt jednowymiarowa, nie potrafiła przekazać nam tragedii, która z wyroku ojca i brata stała się jej udziałem.

Babicki wiele uwagi poświęcił postaci Masynissy. Andrzej Makowiecki wcielający się w Szatana jest rzeczywiście momentami demoniczny i niesamowity. Pomagają mu w tym wymyślone przez reżysera efektowne plastycznie momenty włączania się Masynissy do akcji, jak i drapieżna scena "umywania rąk".

Pomysły i interpretacje Babickiego twórczo wsparła Zofia de Inez-Lewczuk. Jej scenografia jest szalenie prosta i surowa. Stanowi ją długi unoszący się w górę, w kierunku horyzontu podest z jedną niespodzianką. W podeście ukryty jest pałac, a właściwie komnata Heliogabala wyściełana białym materiałem, tiulami i kwiatami, która otwiera się niczym wieko ozdobnego puzderka.

Interesująca wydała mi się również muzyka etatowego kompozytora Teatru Współczesnego - Zbigniewa Karneckiego. Akcentująca strumieniem dźwięków rozdarcie głównego bohatera lub pokazująca surowość katakumbowego życia pierwszych Chrześcijan. Spektakl jest jednak nierówny. Często jakby zanikał jego rytm. A szkoda, bo przedstawienie to miało chyba szansę przebicia się do współczesnego widza, choćby z tej racji, iż Babicki znalazł bardzo wiele momentów stycznych ze współczesnością i też o niej chciał nam coś powiedzieć. Jak choćby to, że samotna walka podsycana jedynie chęcią zemsty zawsze skazana jest na niepowodzenie. To tylko czas mitologizuje takich bohaterów, którzy w efekcie nastawieni jedynie na destrukcję nic osiągnąć nie są w stanie. Stają się sami z własnego wyboru ofiarami i często tymiż ofiarami czynią swoich najbliższych. Ofiary te bieg historii zmienić nie mogą, bowiem poddają się Złu.

Tak też pointują "Irydiona" w Dokończeniu postaci, które przywołały przed nasze oczy syna zemsty:

"Życie twoje stało się całe oczekiwaniem i rozdarciem - ogień piekieł palił ci stopy - blaski niebieskie raniły ci oczy - tłumy rwały cię na dół i drugie tłumy ciągnęły cię w górę. - Wtedy nadzieja boska wszczęła się w sercu twoim i zemdlała, i znów się obudziła, jak iskra, i znów zgasła, i stało się czarno - pusto - głucho, jak w nicości - boleśnie, gorzko, nieznośnie, jak w rozpaczy, i słabo, nikczemnie, jak w hańbie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji