Artykuły

Uczył aktorstwa studentów na Syberii

Zbigniew Marek Hass, były dyrektor teatru Jaracza w Olsztynie, jest już na emeryturze, ale zajęć mu nie brakuje. Właśnie wrócił z Syberii, gdzie prowadził kursy mistrzowskie dla studentów aktorstwa i reżyserii. Rozmowa Ewy Mazgal w Gazecie Olsztyńskiej.

Zbigniew Marek Hass pełni obecnie obowiązki dyrektora Jaracza, kieruje Studium Aktorskim, działającym przy teatrze i prowadzi zajęcia ze studentami. Niedawno wrócił z Kemerowa, ponadpółmilionowego miasta leżącego w azjatyckiej części Federacji Rosyjskiej. Od Moskwy w linii prostej Kemerowo dzieli prawe 3 tys. km. Miasto leży na wschód od Omska i na południe od Tomska. Dyrektor Hass pojechał do Kemerowa na zaproszenie dyrekcji tamtejszego dramatycznego Teatru im. Anatola Łunaczarskiego. Przypomnijmy, że patron był filozofem i teoretykiem sztuki, pierwszym ministrem oświaty w ZSRR i, jak mówił o nim Trocki, inteligentem wśród bolszewików. - Ja go lubię, bo w Petersburgu ocalił anioła z czubka kolumny, stojącej przed Pałacem Zimowym - opowiada Hass, który jest absolwentem petersburskiego konserwatorium. - Władze chciały postawić tam oczywiście Lenina. Ale anioł przetrwał do naszych czasów.

Po co w dzisiejszych czasach artysta wyjeżdża do Rosji? Przecież to już nie jest nasz sąsiad.

- W Kemerowie jest uczelnia Instytut Kultury, który posiada m.in. wydziały aktorski i reżyserski. Instytut organizuje bardzo ciekawy festiwal, w którym uczestniczyło nasze Studium Aktorskie. Festiwal jest ciekawy, ponieważ jest wirtualny. Na Syberię prawie nikt nie dojedzie, więc szkoły teatralne przysyłają swoje spektakle przez internet. My wysłaliśmy spektakl dyplomowy - "Tęsknotę", według Czechowa, w reżyserii Piotra Siekluckiego i zdobyliśmy pierwszą nagrodę. A Michał Felczak - nasz absolwent - został uznany za najlepszego aktora. Byłem jurorem tego festiwalu w ubieglym roku. Miałem wtedy pojechać do Kemerowa i poprowadzić zajęcia w klasie mistrzowskiej. Ze względu na kłopot z nogą, musiałem zostać w Olsztynie. Jurorowałem więc, leżąc w szpitalnym łóżku. Oglądałem spektakle na ekranie laptopa.

To dopiero znak czasu!

- O, tak. I wtedy nawiązaliśmy bliższy kontakt. W tym roku pojechałem już do Kemerowa. Spędziłem tam kilka dni, prowadząc kursy mistrzowskie dla studentów aktorstwa i reżyserii. Pracowaliśmy nad "Rewizorem" Gogola. Oczywiście w tak krótkim czasie trudno nauczyć wielu rzeczy.

Jednak organizatorom kursów zależało, by młodzi spotkali przedstawiciela innej kultury. Może to zabrzmi górnolotnie, ale w Kemerowie reprezentowałem zachodnioeuropejską kulturę. Jednak z drugiej strony w repertuarze Teatru im. Łunaczarskiego są polskie sztuki.

Jakie?

- Grany jest "Testosteron" Andrzeja Saramonowicza i "Noc Helvera" Ingmara Villqi-sta. "Noc" można oglądać również w naszym teatrze. Mogliśmy porównać nasze inscenizacje. A ja w Teatrze Łunaczarskiego przygotowałem perfomatywne czytanie sztuki polskiego dramatopisarza i reżysera Tomasza Mana (ur. 1968), zatytułowanej "111". Jest to historia o rodzicach i synu, który ich zabija. Przypatruje się temu siostra.

Takie historie niestety się zdarzają.

- Publiczność reagowała bardzo żywo, bo w Rosji też są podobne sytuacje, wynikające z braku więzi. Sztuka Mana została przełożona na rosyjski, bo właśnie Instytut Adama Mickiewicza wydał antologię współczesnej polskiej dramaturgii. Ukazał się drugi tom i rozszedł się błyskawicznie.

Dzięki temu teatr w Kemerowie mógł wystawić "Naszą klasę" Tadeusza Slobodzianka. Z Rosjanami można rozmawiać swobodnie o współczesnym polskim dramacie. Szkoda, że nie działa to w drugą stronę.

Jaka jest rosyjska młodzież?

- Bardzo wrażliwa i szalenie chłonna.

Ale większość z tych młodych ludzi nigdy nie była w Moskwie czy Petersburgu. Nasi studenci jeżdżą po Polsce i oglądają spektakle. A tamtych na podobne podróże po Rosji nie stać. Zarobki są niskie, a koszty życia wysokie, więc ludzie biedują. Rozwija się Moskwa, buduje się Petersburg. A w Kemerowie za taksówkę z jednego końca miasta na drugi płacę w przeliczeniu 5 złotych. Aktorzy nie są wstanie odłożyć, by raz w roku pojechać do Moskwy. Dlatego też mnie, jako człowieka "ze świata", przejęli bardzo gorąco, każdy chciał porozmawiać i tego świata dotknąć.

Tak samo było w Polsce przed 1989 rokiem.

- Właśnie. Doświadczyłem przy tym niezwykłej gościnności. Na śniadanie podawano mi kotleta z kapustą, ze szczerego serca. W hotelu, gdzie się zatrzymałem, nie było zimnej wody. Z prysznica leciał wrzątek, a to wszystko za sprawą remontu. W pierwszej chwili gospodarze rozłożyli ręce, ale potem remont został przerwany na cztery dni mojego pobytu i to wcalej dzielnicy. To dlatego, bym mógł się umyć. W Polsce nic podobnego by się nigdy nie zdarzyło. Ale podobnie jak my w Olsztynie, kemerowskie teatry zatrudniają absolwentów tamtejszego wydziału aktorskiego. Bo jak powiedział mi dyrektor jednego z nich teatru, z Moskwy czy z Petersburga do Kemerowa nikt nie przyjedzie. To nierealne. Tak jak do olsztyńskiego teatru też nie ciągną absolwenci szkoły krakowskiej czy warszawskiej. Wolą się trzymać wielkich miast, bo tam są castingi i szanse na zagranie w filmie czy reklamie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji