Artykuły

Krzysztof Hanke: nie ma czasu na wczasy, więc mieszka na wczasach

Dobrze zna smak porażki. Nie dostał się do szkoły teatralnej, stracił dorobek życia. Myśl o rodzinie sprawiła, że nigdy się nie poddał. Dwadzieścia lat temu stracił cały swój majątek. Założył wtedy Kabaret Rak i dzięki ciężkiej pracy udało mu się odbić od dna.

Jaka była Pana rodzina?

- Wychowałem się w typowej śląskiej familii, w której mówi się gwarą i kultywuje tradycje. Takiej, gdzie panuje matriarchat, więc matki i żony darzone są wielkim szacunkiem, bo mają wielką rolę do spełnienia.

Dobrze, kiedy kobieta rządzi w domu?

- Myślę, że tak. Kobiety są porządniejsze, akuratniejsze, trudno je wykiwać. Mają intuicję, takiego nosa... Kiedy, na przykład jako nastolatek skosztowałem odrobinę alkoholu, mama natychmiast to wyczuła. Miała węch lepszy, niż niejeden policyjny pies. Po takim wybryku dostawałem reprymendę.

Powiedział Pan kiedyś, że o "tortury cielesne" dbała właśnie ona. Co to znaczy?

- Jak trzeba było przylać pasem, to przylała. I dobrze, że ona, bo gdyby zajął się tym ojciec, to przez dwa dni nie dałoby rady usiąść na krześle.

Nie był pan grzecznym dzieckiem?

- Może wielkim rozrabiaką nie, ale jak wychodziła na jaw jakaś afera, to nastoletni Hanke zazwyczaj był w nią zamieszany. Na przykład wybuchowa - robiliśmy bombki sadzowe i na nasze nieszczęście kolega Zbyszek poparzył sobie oko. Do szkoły przyjechali wtedy nawet pirotechnicy.

Od najmłodszych lat marzył Pan o aktorstwie, ale do Akademii Teatralnej w Krakowie się Pan nie dostał...

- Byłem młody, źle zniosłem tę porażkę. Myślałem, że świat mi się zawalił. Jednak tłumaczyłem sobie: "Bądź realistą, na 12 miejsc startowało 400 chętnych!" Dziś wiem, że czasem warto zaakceptować, co los przyniesie. Dobrze się stało, że nie poznali się na mnie, bo może skończyłbym w jakimś marnym teatrze, grając za grosze? Doszedłem do celu własną drogą, dziś występuję z najlepszymi aktorami.

A zawalił się Panu kiedyś świat tak naprawdę?

- Dwie dekady temu byłem na samym dnie. Miałem drukarnię, wspólnika, kredyty do spłacenia, odsetki 120 procent w skali roku, przyszła inflacja. .. Przez pięć lat komornik przychodził do mnie co poniedziałek. Musiałem wszystko oddać, straciłem cały majątek, ale poradziłem sobie. Dlatego świetnie rozumiem ludzi, którzy np. zaciągnęli kredyty we frankach. Wiem, co czują, gdy budzą się rano przerażeni, bo nie widzą wyjścia z trudnej sytuacji.

Jak Pan sobie poradził?

- Dzięki Kabaretowi Rak. Pracowałem ciężko po 12 godzin na dobę i powoli udało mi się wyjść z finansowego dołka.

Pana syn Aleksander niedawno poważnie zachorował. Jak się dziś czuje?

- Ta wiadomość spadła na mnie nagle - dowiedziałem się o tym cztery dni przed zakończeniem kręcenia programu "Lepiej późno niż wcale" Byłem na końcu świata, bez szans, by natychmiast wrócić do Polski. Niewiele mogłem zrobić, a ta bezradność była straszna. Uruchomiłem wszystkie możliwe kontakty, żeby pomóc synowi. Jest pod opieką lekarzy, ale już wrócił do pracy. Nie chcę za wiele mówić, by nie zapeszać. Cała nasza rodzina ma nadzieję, że szybko wróci do zdrowia.

Marzył Pan w dzieciństwie, by wyjechać na Zachód, dziś Pana córka tam mieszka.

- Rzeczywiście, pragnęliśmy z bratem wyemigrować... Ojciec był kierowcą autobusu wycieczkowego i podróżował po Europie. Zawsze marzyliśmy, by któregoś dnia został z nami na dłużej. A córka po dwóch latach pobytu za granicą chce wrócić z Hiszpanii do Polski.

Utrzymuje Pan kontakt z Joanną Bartel, Pana serialową żoną ze "Świętej wojny"?

- Oczywiście! Oboje urodziliśmy się w Świętochłowicach. Lubimy się i od dawna przyjaźnimy. Wielokrotnie się odwiedzaliśmy. U Joasi za każdym razem czułem się jak we własnym domu. Zawsze gdy dzwoniła do mojej rodzicielki, to mówiła: "Przy telefonie synowa" Niestety, mama Joanny niedawno zmarła. Współczuję jej bardzo.

Panie Krzysztofie, kiedy jest Pan najszczęśliwszy?

- Gdy moim najbliższym nie dzieje się krzywda, kiedy im się wszystko udaje. I wówczas, gdy oddaję cumy, wychodzę w morze. Czuję się wtedy, jakbym odcinał pępowinę - problemy zostawiam na lądzie.

Dlaczego Ślązaka tak ciągnie w morze? Mieszka Pan w Ustce, ma Pan jacht, na którym spędza po kilka miesięcy.

- Bo jak człowiek nie ma czasu na wczasy, to mieszka na wczasach.

Na zdjęciu: KrzysztofHanke, Joanna Bartel i Zbigniew Buczkowski w serialu "Świeta wojna".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji