Artykuły

Prapremiera w Teatrze Wielkim "Awantura w Recco"

Wojciech Młynarski bardzo celnie dobiera sobie promotorów prac dla teatru muzycznego. Ongiś przerobił Bogusławskiego ("Henryk IV na łowach"), potem Szwarca ("Cień"), dopisał to i owo operetce Offenbacha ("Życie paryskie"), oparł się na Brodzińskim ("Kalmora, czyli Tajemne zaślubiny"). Ostatnio posłużył się pomysłem Adama Mickiewicza, czy raczej przypisywanym wielkiemu poecie przez Odyńca szkicem libretta, przyobiecanego jakoby przed 150 laty zapomnianemu dziś kompozytorowi, Franciszkowi Mireckiemu. Pod piórem Młynarskiego przemienił się ów szkic ostatecznie w libretto operowe, pt. "Awantura w Recco". A wraz z muzyką Macieja Małeckiego - w nowe polskie dzieło operowe, które zrealizował Kazimierz Dejmek siłami stołecznego Teatru Wielkiego.

Rzecz opowiada dość banalne przygody, rodem z opery buffo, jakie przydarzyły się w 1799 roku polskiemu legioniście, Tadeuszowi, we włoskim miasteczku Recco. Materia libretta jest w gruncie rzeczy tak wątła i miałka, że aż niewiarą napawają badania, przypisujące autorstwo tej historyjki samemu Mickiewiczowi. Chciałoby się rzec o tej operze słowami wieszcza, "iż mocniej pomyślawszy, mógłby autor interesowniej ułożyć intrygę; w tym albowiem, jak jest teraz, stanie niewiele samą rzeczą zająć zdoła".

Tym, co urzeka w tekście Młynarskiego, jest piękno języka, stylizowanego pod Fredrę i Mickiewicza. Tym, co zajmuje i wywołuje rezonans na widowni, jest - jak zwykle w jego poezji - aktualność pewnych partii libretta; szczególnie tych najpiękniejszych. odnoszących się do ponadczasowej idei wolności narodu i obywatelskiego patriotyzmu. Głębokie wrażenie pozostawia każde słowo wyśpiewane przez miłośnika narodowych tradycji i filozofa, Don Marcella (Jerzy Artysz); jeszcze głębsze - piękny, finałowy śpiew chóralny, poczynający się od słów:

"Rośnij nam rośnij

drzewko wolności,

drzewinko krucha.

Dozwól się ludziom

wyzbyć małości

serca i ducha."

I chyba teksty Młynarskiego raczej niż intryga zapisana przez Odyńca, pociągnęły kompozytora i realizatorów warszawskiego przedstawienia ku całemu teatralnemu przedsięwzięciu. Słusznie - warte są tego, choćby dla tych kilku dreszczy wzruszenia, przenikających każdego Polaka, gdy do głosu dochodzi szczera troska o narodowa sprawę.

A że w operze jednak prima la musica, poi le parole, tedy Maciej Małecki stanął na wysokości zadania, oprawiając tekst Młynarskiego muzyką gęstą i bogatą w formy, melodyjną - choć skomponowaną współcześnie i na wielką orkiestrę symfoniczną. Z powodzeniem stopił dwa żywioły muzyczne, nierozerwalnie związane z czasem tematyką akcji - włoszczyznę rodem z Rossiniego z polszczyzną bliską Moniuszce. Dowcipnie wplótł znajome skądinąd cytaty w nieoczekiwane miejsca akcji, przydając tymi zabiegami komizmu; sięgnął, gdy trzeba, po echa mazurów i polonezów, chwytając momentami za serce. Antoni Wicherek zrealizował tę muzykę z wielkim zapałem i poprowadził orkiestrę z nerwem; chwilami nawet zbyt wielkim w momentach, gdzie tekst wybijać się powinien na plan pierwszy.

Jak zawsze, piękną scenografię stworzył Andrzej Majewski, a przy tym jakże funkcjonalną i - co rzadziej spotykane u tego artysty - dowcipną. Jerzy Graczyk (choreografia) wydał skuteczną walkę tradycyjnej "nieruchawości" operowych chórów. Zaś nad efektem teatralnym całości czuwał mistrz Dejmek, broniąc pomysłowością swą i autorytetem słabości dramaturgicznych libretta

I on uległ - jak się wydaje - urokowi tekstu, tak prowadząc śpiewaków-aktorów, by każde ich słowo bezwzględnie docierało do uszu widza. Stąd pewnie większość partii solowych i chóralnych śpiewana jest na proscenium, frontem do widowni. Stad też wokaliści bardziej skupili się na tekście, aniżeli na grze aktorskiej. Zaszkodziło to postaci Tadeusza (Jerzy Mahler), któremu zabrakło w tym przedstawieniu przysłowiowej ikry. Na uznanie zasłużyła sobie natomiast czwórka prze-komicznych Rajców (Lesław Pawluk, Ryszard Bednarek, Cezary Godziejewski i Ryszard Morka), doskonały Rybak (Jan Czekay) i Dowódca Barbaresków - pirat-mezzosopran (Irena Ślifarska).

Dla tekstu Młynarskiego, melodyjnej muzyki Małeckiego, pięknej scenografii Majewskiego, kilku udanych ról i paru Dejmkowskich scen zbiorowych - rzadkiej urody teatralnej - warto wybrać się na "Awanturę w Recco": nawet za cenę odczuwalnego miejscami znużenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji