Artykuły

Szekspir zmontowany

Grupa młodych absolwentów Akademii Teatralnej, znana z "Zabawy" i "Szelmostw Skapena", połączyła w jeden wieczór kilkanaście angielskich pieśni renesansowych, m.in. Johna Dowlanda, śpiewanych pierwotnie w teatrze Szekspira, oraz sceny z pięciu szekspirowskich sztuk o miłości. Kanwą przedstawienia w reżyserii Macieja Wojtyszki był "Sen nocy letniej", przy czym do Heleny, Hermii, Demetriusza i Lizandra autorzy scenariusza dołączyli około tuzina kochanków z innych sztuk.

Las Ateński okazał się jednak za ciasny dla zgrai wzdychającej młodzieży i trudno było doprawdy zrozumieć, co Helena robi w ramionach Petruchia, a Julia Kapulet przy Demetriuszu. Poskramianie Kasi Złośnicy, zazdrość Otella, miłosny sen ateńskiej młodzieży, wszystko to straciło swój pierwotny sens i stało się tylko surowcem do gagów. Szóstka aktorów w elżbietańskich kostiumach zwijała się jak w ukropie: niemal za każdym razem wchodzili na scenę w innej roli, więc już w połowie przedstawienia straciłem bezpowrotnie wątek.

Takie montaże i parodie Szekspira są dzisiaj czymś zwyczajnym, co być może odpowiada niecierpliwej widowni, j która od oryginałów woli składanki. Nawet Anglicy potrafią zadrwić z Lady Makbet, nadając jej, powiedzmy, kształty Ciccioliny. W spektaklu Montowni humor jest na szczęście subtelniejszy, jak na przykład w scenie ze "Snu nocy letniej", gdy kochankowie jeden drugiego wstrzymują przed rękoczynami, tworząc wielki ludzki supeł.

Aktorzy dokazują na scenie jak rozbrykane dzieci, zwłaszcza Rafał Rutkowski, którego każdy gest, ukłon i krok jest przynajmniej dwa razy za duży. Pomagają im współczesne kalambury Barańczaka. Lecz całość domaga się kompozycji, a tu nie wiemy, kto właściwie gra nam te kawałki z Szekspira: kochankowie, wędrowni aktorzy czy ateńscy rzemieślnicy.

Oszołomienie mija, gdy epizody ustępują śpiewom. Chociaż w polskich inscenizacjach szekspirowskich często słychać renesansowe pieśni, to jednak poziomem wykonania i dowcipem daleko im do "Śpiewu nocy letniej". Posłuchajcie Ewy Konstancji Bułhak - przecież taki głos mogłaby mieć Beatrycze albo Kasia - głos krzepkiej dziewczyny, która jednak potrafi się zadurzyć na śmierć. Poderwie was omdlewający śpiew Agnieszki Warchulskiej, a męski kwartet Krawczuk-Perchuć-Rutkowski-Wierzbicki rozbawi chłopięcą naiwnością. Nastrój renesansowego ogrodu miłości nie powstałby bez lutni, na której akompaniuje Tadeusz Czechak. Słuchając jego gry bohater komedii "Wiele hałasu o nic", Benedick, powtórzyłby swoje słynne pytanie: "Czy to nie dziwne, że baranie kiszki potrafią wyciągnąć człowiekowi duszę z ciała?"

Współautorką tego sukcesu jest Aldona Krasucka, która zespół przygotowała wokalnie. Pamiętam chóry z telewizyjnych inscenizacji szekspirowskich w BBC - madrygały Montowni nie brzmiały gorzej.

Przed zespołem, założonym zaledwie dwa lata temu, rysują się atrakcyjne perspektywy: "Śpiew nocy letniej" jeszcze przed premierą zaproszono do Wrocławia na Przegląd Piosenki Aktorskiej. Czy jednak uprawianie teatru przyjemnego, w którym od sensu ważniejsze są gagi, to jedyne wyjście dla niezależnej grupy teatralnej? Liczę na to, że nie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji