Artykuły

Suweren Sancho Pansa

W sobotę i niedzielę (1-2 grudnia) o godz. 17 w Teatrze Pinokio odbędzie się łódzka premiera "Don Kichota". Z reżyserem spektaklu Konradem Dworakowskim rozmawia Izabella Adamczewska.

Izabella Adamczewska: Uwielbiam lekturę recenzji obywatelskich na stronie lubimyczytac.pl. Można się z niej dowiedzieć, co o klasyce myślą gimnazjaliści i licealiści. O Werterze ktoś napisał, że to nieudacznik, pracę sobie powinien znaleźć i wreszcie się ogarnąć. Ciekawe, jakie mają zdanie o Don Kichocie.

Konrad Dworakowski: Być może myślą podobnie jak o cierpiącym Werterze. Tyle że z Don Kichotem sprawa jest bardziej skomplikowana. Przez lata ta postać obrosła w interpretacje i nowe konteksty. Możemy go dziś zapytać o wiele więcej niż wówczas, gdy był po prostu rycerzem walczącym o lepszą sprawę, o utraconą wyobraźnię i poezję. Bohater Cervantesa miał już wiele wcieleń, mniej lub bardziej utopijnych, nie zawsze pod swoim nazwiskiem. My chcemy go odkopać i przymierzyć do nowej sytuacji. Don Kichota zmienia kontekst. Może robić z niego wizjonera, natchnionego poetę albo demagoga, wręcz uzurpatora. To świat tworzy Don Kichota. Powoduje, że patrzymy na niego z pobłażaniem albo przeciwnie - zaczynamy się go bać. Łatwo tę postać wykorzystać. Don Kichot to człowiek, którego możemy sobie zaanektować, niezależnie od tego, po której stanęliśmy stronie. Możemy wytrzeć sobie gębę jego wartościami. To może być bardzo niebezpieczne.

Fundamentalista?

- Może nie, ale osoba szafująca pojęciami, które w konkretnym kontekście historycznym i geopolitycznym nabierają nowych znaczeń.

Na przykład?

- Rycerstwo, męstwo, patriotyzm, ojczyzna

Czy wasz "Don Kichot" to kontynuacja "Chłopców z Placu Broni"?

- Niezamierzona. Obserwujemy rzeczywistość za oknem, opowiadając o niej, używamy teatru, literatury obrazu, narzędzi, jakimi dysponujemy. Chcąc robić sztukę ważną, dyskutować z rzeczywistością, musimy sięgać po pojęcia, którymi na co dzień jako społeczeństwo żyjemy, które chętnie wznosimy na sztandary, o które się bijemy.

W szkolnej interpretacji Don Kichot nie jest postacią negatywną.

- Ta interpretacja jest ułomna, szkoła traktuje Don Kichota pobłażliwiej niż sam Cervantes, który może i prowokuje, ale przedstawia swojego bohatera jako głupca. W interpretacji szkolnej Don Kichot jest niegroźnym szaleńcem. Ale gdy wczytamy się w tę postać, zobaczymy, że łatwo wpaść w pułapkę.

Jeśli źle zrozumiemy męstwo, możemy wpaść w ton, który będzie pokarmem dla idei, które mogą nas zniszczyć.

Na przykład dla dziarskich chłopców.

- Właśnie.

Widz ma się identyfikować z Sancho Pansą?

- W pracy nad spektaklem nazywaliśmy giermka Don Kichota suwerenem. Staje się ofiarą swego rycerza i jego wizji. Wydaje mu się, że utrzymuje dystans, ale to złudzenie.

Don Kichot może nie wychodzi z tej historii bez szwanku, bo obrywa, ale za błędy zapłaci i tak Sancho Pansa, który nie umiał go zatrzymać. Wierzę, że to doświadczenie spowoduje, że to Sancho Pansa w przyszłości zostanie rycerzem, kiedy Don Kichot odejdzie w niebyt.

Czego Sancho Pansa szuka w relacji z Don Kichotem?

- Siły. Don Kichot daje mu pomysł. Rzeczywistość, w jakiej żyje Sancho, to nawet nie codzienność, to marazm. Giermkowi nawet nie przyszłoby do głowy, żeby szukać przygody. A od Don Kichota po prostu dostaje wizję. Idzie za czymś, czego nawet nie próbuje zrozumieć, bo to trudne. Ktoś za niego postanawia, co jest dobre, a co złe. Ktoś za niego podejmuje decyzje fundamentalne. Tak jest łatwiej.

O miłości nie będzie?

- Dulcynea jest ideą skrojoną na miarę. Chciałbym powiedzieć, że to jest rodzaj uczucia, ale chyba raczej chodzi o zależność niż o relację. Dulcynea to największa słabość i porażka Don Kichota. Jego nieudane dziecko. Stwarza je, ale nie umie go kochać takim, jakim jest. Ucieka. Idea umiera, okazuje się zbyt słaba, żeby przetrwać chwilę naiwności. Ulegamy pokusie, żeby się z Don Kichota śmiać, ale przede wszystkim próbujemy go zrozumieć. On naprawdę ma dobre intencje. Chciałby zbawiać świat, ale gubi go jednostronne podejście do niego. Tragiczna postać.

Dlaczego nie skorzystaliście z najnowszego przekładu Wojciecha Charchalisa?

- Chcieliśmy spotkać się z językiem archaicznym, możliwie dalekim, odległym. Stworzyć wrażenie nieprzystawalności.

Don Kichot ma wąsy?

- Nie próbujemy go do nikogo porównywać. Niech każdy zrobi to sam.

Chodziło mi o wizerunek szlachciury z bujnymi wąsami.

- Wygląda bardzo klasycznie, ma bródkę i wąsy jak na ilustracjach. Rynsztunek ma bardziej współczesny...

Miecz Jedi?

- (śmiech) No nie, akcesoria łatwiej dostępne. Don Kichot ma kostium współczesny, zbroję rycerską, szpadę i kij, który mógłby służyć do podpierania się, ale udaje lancę. Jego świat składa się ze szczątków nazbieranych przez kolejne wcielenia. Nasz Don Kichot zostaje odgrzebany, żeby swoją historię opowiedzieć po raz kolejny i na pewno nie ostatni. W przyszłości, jeśli będzie się zmieniał kontekst i będzie go można przeczytać od nowa, będziemy włączać do spektaklu nowe elementy, żeby żywo reagował na to, co się dzieje. Chcemy, by miał formułę otwartą.

"Don Kichot" to koprodukcja z grupą Coincidentia. Czy to konsekwencja pana współpracy z Wydziałem Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku?

- Z aktorami Coincidentii spotkaliśmy się wiele lat temu właśnie tam. Ale dopiero po latach uznaliśmy wspólnie, że to spotkanie może być bardzo ciekawe. Mamy inną organizację funkcjonowania, inne sposoby finansowania. Coincidentia to dwuosobowy team, Pinokio jest instytucją rozbudowaną, może nie ponad miarę i może nawet niewystarczająco jak na zadania, które sobie stawia, ale jednak. Przy tym eksperymentujemy w podobnej przestrzeni i interesuje nas to, co wzajemnie robimy. A że Coincidentia z natury jest nastawiona na koprodukcje, jak sama nazwa wskazuje, uznaliśmy, że to dobry przyczynek do tego, żeby wrócić do "Don Kichota", o którym rozmawialiśmy dawniej w zupełnie innym kontekście. Ten temat wpisuje się również w motyw przewodni tego sezonu w Teatrze Pinokio, jakim jest podróż, którą traktujemy jako bardzo pojemną metaforę.

Współpraca z Coincidentią była dla nas wyjątkowym doświadczeniem, nie tylko dlatego, że część prób odbywała się w stodole w środku lasu pod Białymstokiem. Wielokrotnie zaskakiwaliśmy się wzajemnie. Sięgnęliśmy po temat, który pozwolił nam bardzo twórczo ze sobą rozmawiać o tym, co jest dla nas ważne w teatrze.

"Wolę się ścigać niż zakochiwać" gracie w szkołach, premiera "Don Kichota" była w Białymstoku. Świetnie sobie radzicie w formule wędrownej, ale czy to dobra strategia? Za chwilę się okaże, że w ogóle nie potrzebujecie ani siedziby, ani finansowania z budżetu miasta.

- Nadal bardzo tego potrzebujemy. A sposób funkcjonowania wynika z natury Pinokia i twórców, którzy tu pracują. Nasz patron jest niespokojną duszą, która rusza w świat, żeby go poznawać. Wychodzenie poza mury teatru jest doświadczeniem zmiany perspektywy. Zmiana miejsca stawia nas w pozycji nie gospodarzy, ale uczestników wydarzenia. Przyglądamy się swojej pracy bez narzędzi, którymi dysponuje scena stacjonarna. Wracamy do tradycji teatru wędrownego, który dla lalkarzy był środowiskiem naturalnym. Stąd nasze podróże Wozem Metafizycznym i z cyrkiem czy wyjścia do szkół. Mamy poczucie, że rozmowa na pewne tematy odbywa się inaczej, kiedy jest wyprowadzona z teatru w przestrzeń, w której takie tematy toczą się bez naszego - dorosłych - udziału. Pewność siebie, którą mamy u siebie na scenie, znika. Nie stajemy w roli tych, którzy wiedzą coś więcej, robiąc spektakl, ale tych, którzy chcą o coś zapytać, porozmawiać, wymienić doświadczenia. Nie występujemy w roli uprzywilejowanej.

Jakie są reakcje dorosłych na "Wolę się ścigać niż zakochiwać"?

- Widzimy, że ten temat jest chciany i potrzebny. Trudny, ale nie odrzucany. Sytuacje, kiedy któreś z rodziców nie pozwala pójść dziecku na prowadzony przez nas warsztat, bo przed oczyma staje tęcza i te straszne słowa: gender, feminizm, są wyjątkowe.

Ale się zdarzają???

- Zdarzają, np. po pani recenzji... Mówię o tym w kategorii anegdoty, ale faktycznie tuż po opublikowaniu tekstu jedna z mam poczuła się zagrożona. Ale temu służy ten projekt, żeby o tym rozmawiać i żeby pojęcia nie straszyły, tylko prowokowały do dyskusji i uwolnienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji