Artykuły

Jest już mitem

"Okudżawa - Błękitny człowiek" w reż. Romana Kołakowskiego w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Bułat Okudżawa, podobnie jak Edith Piaf, Włodzimierz Wysocki, Charles Aznavour czy Jacques Brel - choć dzieli ich estetyka twórcza i wykonawcza - jest już mitem. Stał się nim jeszcze za życia. A mit, jak wiadomo, trudno zagrać. Niełatwo zagrać Okudżawę także i z tego powodu, że przecież niewiele jest osób - przynajmniej w średnim i starszym pokoleniu - które nie znałyby jego słynnej "Modlitwy", "Piosenki o butach", "Wybaczcie piechocie", "Piosenki o niebieskim baloniku", "Arbacie, mój Arbacie" i wielu innych. A pamiętając i pieśni poety, i jego autorską interpretację tych pieśni, nie sposób uciec od porównań.

I choćby spektakl był nie wiem jak porywający, a wykonawcy osiągali najwyższy poziom artystyczny, "niebezpieczeństwo" porównania z autorskim oryginałem zawsze istnieje, dopóki w pamięci będziemy mieć sylwetkę tego gruzińsko-ormiańskiego barda z gitarą w ręku pośrodku pustej sceny, a w uszach dźwięczeć nam będzie jego charakterystyczny, jakby nieco łamiący się ze wzruszenia głos. Owo porównanie najczęściej wypada na niekorzyść dla spektaklu. A cóż dopiero mówić, gdy przedstawienie nie osiąga wyżyn artystycznych.

Najnowsza inscenizacja Okudżawy autorstwa Romana Kołakowskiego w Teatrze Syrena takich wyżyn nie osiąga. Choć chwilami są tu próby uchwycenia istoty osobowości twórczej Bułata Okudżawy wpisanej w konkretne zdarzenia biograficzne poety, a także próby przekazania klimatu lirycznego jego ballad i pieśni. Tak jest na przykład w scenie wykonania "Modlitwy". Ale prawdę mówiąc, trudno mi przyzwyczaić się do damskiej interpretacji tej pieśni przez Izabellę Olejnik, choć aktorka wykonuje ją dobitnie i wyraziście. Myślę, że podstawowym błędem twórcy spektaklu, Romana Kołakowskiego, jest chęć przeniesienia "żywcem" klimatu twórczości Okudżawy w Polsce sprzed co najmniej trzydziestu lat. I to tak, jak przypuszczalnie reżyser "w sercu" zapamiętał, czyli w sposób "duszoszczipatielnyj" aż do przesady.

Roman Kołakowski, sam noszący miano barda wykonującego własne, a także innych autorów pieśni, zrealizował spektakl, o innym bardzie, którego był i nadal - jak widać - jest wielbicielem. Można zaryzykować chyba powiedzenie, że zrobił przedstawienie o swoim mistrzu, Bułacie Okudżawie. Postaci znanej, lubianej w Polsce, mającej tu wielu prawdziwych przyjaciół. Bo i sam poeta darzył wielką przyjaźnią nasz kraj i z radością do nas przyjeżdżał.

Premiera spektaklu odbyła się tuż przed dziewiątą rocznicą śmierci poety, który zmarł 12 czerwca 1997 r. w Paryżu w wieku 73 lat. Pół krwi Gruzin (po ojcu) i pół krwi Ormianin (po matce), poeta, dramaturg, autor powieści i opowiadań, kompozytor muzyki do swoich utworów, pisał wiersze, które silnie wpisywały się w czasy, w jakich żył. Niektórzy zarzucali mu, że zbyt "romantyzował" codzienność, która była przecież trudna i nierzadko okrutna. Ale Okudżawa pokazując tragedię wojny czy dramaty życia codziennego, pochylał się nad zwykłym człowiekiem, ukazując jego piękno i nierzadko heroizm w pokonywaniu trudności. Z utworów Okudżawy przebija humanitarny stosunek do ludzi, do zjawisk przyrody, do życia, którego wartość ceni tak wysoko, że potrafi się nim aż zachłysnąć. Wierność podstawowym wartościom nadaje całej twórczości poety pewien wymiar etyczny.

Roman Kołakowski główne akcenty w swoim spektaklu postawił na podkreśleniu właśnie owych wartości podstawowych, jakim autor "Modlitwy" był wierny. Wprowadził do przedstawienia trzy postaci symbolizujące: Wiarę, Nadzieję i Miłość, trzy siostry, które prowadziły go przez życie i którym poświęcił swoje liczne strofy (w tych rolach: Izabella Olejnik, Beata Jankowska-Tzimas, Marta Walesiak). Wprowadził też postać Bułata Okudżawy w osobie Wojciecha Machnickiego, urodą nawet przypominającego poetę. Sobie zostawił funkcję narratora, który z gitarą w ręku, zanim rozpocznie się przedstawienie, najpierw wprowadzi publiczność przez rozmaite zakamarki teatru na widownię usytuowaną na scenie teatru. Po drodze oczywiście śpiewając ballady Okudżawy.

Nie wiem, czy to jest najlepszy pomysł na wstępne budowanie klimatu, albowiem nim dotrzemy na miejsce, na tyłach grupy trwają rozmowy najzupełniej prywatne, niemające nic wspólnego ze spektaklem. A więc spora chwila przerwy i od nowa rozpoczyna się budowanie klimatu wieczoru, by w takiej aurze przedstawić opowieść o Bułacie Okudżawie, jego życiu, fascynacjach, miłości... Opowieść wyśpiewaną i częściowo wypowiedzianą w króciutkich dialogach. No, z tymi dialogami różnie bywa, często gorzej niż lepiej. W tym "gorzej" do głosu doszedł niestety banał. Zabrakło głębszego oddania ducha tych utworów.

Natomiast nowe tłumaczenie prezentowanych tu pieśni, wierszy, ballad dokonane przez Romana Kołakowskiego zasługują na uwagę, są naprawdę dobre, oddają sens utworu, jego klimat i całą poetycką otoczkę. A zadanie nowego przekładu można określić jako akt odwagi ze strony Romana Kołakowskiego, ponieważ w pamięci utkwiły nam teksty tłumaczone dotąd, też przecież w większości znakomite, co wcale nie ułatwiało pracy reżyserowi. Zatem, zanim przekonaliśmy się do nowego tłumaczenia, musiało upłynąć trochę czasu niejako "urwanego" przedstawieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji