Artykuły

Poza Szekspirem

"Burza" Williama Shakespeare'a w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Julia Gładkowska w portalu e-splot.pl.

"Burza" to jeden z najbardziej eksploatowanych w polskim teatrze dramatów szekspirowskich - gdy pojawiła się informacja, że Paweł Miśkiewicz będzie realizował go w Teatrze Narodowym w Warszawie, zastanawiałam się, czy uda mu się wydobyć z niego coś więcej niż tylko ciekawą fabułę i baśniowość. Widziałam już wiele adaptacji "Burzy", od klasycznych po całkiem unowocześnione, i czułam, że w tym tekście drzemie jeszcze potencjał, czekający na odważnego realizatora.

Spektakl w Narodowym bez wątpienia nie usatysfakcjonuje tych, którzy oczekują wiernej adaptacji dramatu. Choć główne wątki fabularne zostały zachowane i są czytelne, Miśkiewicz pracuje bardziej pod powierzchnią tekstu, odsłaniając to, co często pozostaje niedopowiedziane.

Na pierwszy plan zostaje tu wysunięta sfera psychologii, przede wszystkim w postaci Prospera (znakomity Jerzy Radziwiłłowicz). Nie jest on wszechmocnym magiem, panującym nad wyspą, ale przegranym, pogrążonym w apatii starcem. Akcentuje się jego szaleństwo, sygnalizując, że to, co wydarza się na wyspie, może być tylko jego senną projekcją, wyobrażeniem. To Prospero spoza świata magii i baśni, bardziej ludzki i słaby niż kiedykolwiek. Nawet jego relacja z Mirandą (Maja Kleszcz) jest powierzchowna, odwrócony zostaje pewien porządek - to nie potężny czarnoksiężnik chroni niewinne dziecko, ale właśnie ono jest mu niejako "dane" jako ochrona przed ostatecznym szaleństwem.

Właśnie odejście od baśniowości zdaje się być podstawową strategią Miśkiewicza.

"Burza" nie uwodzi nas tu magią, niesamowitością. Obnaża za to słabość, niepewność, zagubienie w świecie. Gra się tu z wątkami fantastycznymi, zaklęcia rzucane ze sceny wypowiadane są z nutką ironii, jakby sami bohaterowie już nie potrafili w nie wierzyć. Doskonałym przykładem takiego działania jest postać Kalibana (Mariusz Benoit), który, wbrew popularnym interpretacjom, nie jest odczłowieczonym potworem, ale niezwykle uważnym i cynicznym obserwatorem rzeczywistości.

"Burza" Miśkiewicza wychodzi poza teatralne ramy. Aktorzy co chwilę dekonstruują teatralną rzeczywistość, bawiąc się konwencjami i modami. Epatuje się tu fizycznością (nie chodzi tu jednak o podtekst seksualny, ale o niesamowitą sprawność aktorów), co staje się komentarzem do współczesnego świata, skupionego na ciągłej afirmacji ciała. Wiele kwestii padających ze sceny stanowi gorzką diagnozę rzeczywistości, "Burza" to pretekst do nakreślenia szerszego tła, wyspa Prospera staje się areną, na której rozgrywa się spektakl o całej ludzkości - zagubionej, pogrążonej w chaosie, niepewnej swojego losu.

Należy wspomnieć także o fantastycznej formie zespołu aktorskiego, spektakl wymaga od grających niezwykłej sprawności, która bez wątpienia robi wrażenie. Świetni Jerzy Radziwiłłowicz i Mariusz Benoit tworzą bohaterów spoza kanonów interpretacyjnych. Wyróżnić należy także Daniela Namiotkę, studenta krakowskiej AST, za rolę Ferdynanda. Ciekawa jest również gościnna rola Mai Kleszcz, jej Miranda jest postacią poruszającą się na granicy świata realnego i onirycznego. Jedynym zgrzytem obsadowym zdaje się być Trinkulo Mariusza Bonaszewskiego, który jest awersem innej roli aktora - Diabła z "Kordiana" w reżyserii Jana Englerta.

"Burza" w reżyserii Pawła Miśkiewicza jest spektaklem niejako "postszekspirowskim", wydarza się poza dramatem, w sferze psychiki i wyobraźni. Burza w głowie Prospera wydarza się ciągle, a wyspa opisana przez Szekspira staje się pułapką, w której tkwimy wszyscy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji