Artykuły

Nie takie to znowu średniowieczne, czyli Mistrz PAthelin we Wrocławiu

Ten, kto się zdobędzie na odwagę, by zrekonstruować najsłynniejszą anonimową francuską farsę, i nada jej współczesne brzmienie, z pewnością zasługuje na uwagę. A jeśli jeszcze uderzy w tony sarkazmu, ironii i szyderstwa, i wydobędzie spod historycznego kostiumu bliskie dzisiejszemu odbiorcy uniwersalne treści, okaże się niezłym majstrem sceny i udowodni, że ma świetny słuch i dobry smak artystyczny.

Coś takiego przytrafiło się niekonwencjonalnemu teatrowi z Wrocławia, "Arce". Lubuje się on w obrazach awangardowych, potrafi prowokować widownię i szokować zaskakującymi obrazami. Niedawno odbyła się premiera sztuki opartej na tekście piętnastowiecznego starofrancuskiego, nieznanego autora, "La farce du Maitre Pathelin" ("Farsa mistrza Pathelina"), która po raz pierwszy gościła na polskich scenach W 1780 roku. Niegdyś pisana ośmiosylabowymi dystychami, w nowym tłumaczeniu odsłania rytmikę bliską codziennej polszczyźnie i - ku zdumieniu widza - jawi się jako znakomita satyra na współczesnych dorobkiewiczów i zjadliwy paszkwil na nowe elity. Główny bohater farsy, adwokat Pathelin, grany brawurowo, z mocno przerysowaną gestykulacją i nadmierną momentami ekspresją głosu przez francuskiego aktora, Alexandre'a Marguezyego, to nie kto inny, tylko znany potem z wielu scen pierwowzór bohaterów Moliera, pokraczny safanduła, oszust, łobuz, krętacz i kombinator, który we wrocławskim przedstawieniu wnosi do akcji wiele ciepła, zadumy i śmiechu. Duże umiejętności pantomimiczne i komiczne predyspozycje czynią z niego postać zarówno zabawną, jak i groźną. Ułomności językowe zaś wzmacniają akcenty komediowe. Kiedy spiera się o ceny materiału z sukiennikiem Jeceaumenem, granym z pasją przez drugiego Francuza, polskiego pochodzenia, Richarda Kępiskiego, ujawnia cały swój kunszt aktorski, wygrywając świetnie tony groteskowe, jak i smaczki teatru absurdu. Najpiękniejsza scena - modlitwy dwu francuskich aktorów - wzbudza w widzach wiwaty śmiechu. Wcale dowcipną, pełną wdzięku i urody postać żony Mistrza, Gijomet, zagrała Agata Sobieralska. Subtelnością rysunku psychologicznego odznaczył się też drugi kupiec, Damian Żurawski.

Nie zaszkodziłyby kompozycji ostrzejsze cięcia reżyserskie, szczególnie w pierwszej części, nadmiernie hałaśliwej, zabijające delikatniejsze znaczenia tekstu. Niezłe byłoby też przefiltrowanie niektórych scen przez gombrowiczowski dystans. Sugestywnie dobrane kostiumy Soni Brauntsch zgrabnie wpisały się w udaną inscenizację Renaty Jasińskiej.

Spektakl ściąga przede wszystkim młodą, rozdyskutowaną widownię, ale z pewnością zabawi także i starszych smakoszy dobrej zabawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji