Nareszcie farsa!
Świetnie prosperującemu paryskiemu wydawcy Pierrowi Brochant (a jest nim Piotr Fronczewski) zdarzyła się niemiła i bolesna przypadłość - wypadnięcie dysku. I to tuż przed ulubioną jego zabawą. Kolacją dla głupca, a więc przyjęciem, na które co tydzień zaprasza on kogoś niezbyt mądrego do restauracji, aby bawić się z przyjaciółmi jego kosztem. A tu zdarzył się właśnie głupiec absolutnie wyjątkowy i, co znamienne, urzędnik z wydziału podatkowego ministerstwa finansów.
Chce kolację odwołać, ale za późno - ów ministerialny głupiec (Krzysztof Tyniec) właśnie staje w progu jego mieszkania. Co chwilę ma wyjść, ale pozostaje do późnej nocy. I co najistotniejsze, swoją prostolinijnością uruchamia całą serię pogrążających najpierw gospodarza, a po tym wszystkie starające się mu pomóc osoby w nieprawdopodobne kłopoty. Widzów rozśmiesza do łez.
Bo też wczorajsza poznańska premiera francuskiej farsy Francisa Vebera z repertuaru warszawskiego Ateneum "Kolacja dla głupca" okazała się prawdziwie zabawna. Z reguły takie dobrze skrojone komedie o niczym jednych bawią, a innych nie. Ta rozbawiła całą salę i zakończyła się owacją na stojąco. Bo nie tylko była to wielce zabawna farsa, ale i naprawdę farsowo została zagrana, co raczej niezbyt często zdarza się teraz na naszych scenach. A w Poznaniu chyba ani razu. Największa w tym zasługa niezrównanego w tym przedstawieniu Krzysztofa Tyńca oraz Piotra Fronczewskiego.