Artykuły

Ikarowe gody

Na marazm i brak perspektyw, zwątpienie i desperację, jedną z recept jest marzenie. Zwłaszcza gdy wbrew rozumowym przesłankom spróbujemy je ucieleśnić. Cóż stąd, że nie mamy armat? Mamy wyobraźnię, dzięki której pożeglujemy w świat, choćby na biegun. Taki zapewne zamysł przyświecał autorowi sztuki "Zdobycie bieguna południowego", wystawionej na małej scenie Teatru Powszechnego.

Manfred Karge, mieszkaniec Berlina, adresuje ją do młodych całego świata, którzy w nowej, drapieżnej rzeczywistości nie znajdują dla siebie miejsca. Nawet jeśli lina ratunkowa, rzucona przyjaciołom przez jednego z nich, pochwycona jest z nie do końca przekonywającą łatwością, tę licentię poetica wybaczmy autorowi. Cała reszta wciąga nie tylko bohaterów, ale także nas, widzów. Raz uruchomiona wyobraźnia porusza lawinę wzruszeń, pomysłów, nadziei.

Czym dalej zabrniemy w naszym pięknym śnie, tym bardziej gorzkie jest przebudzenie. Ten kto obudzi się pierwszy doznaje wstrząsu najsilniej, bo samotnie. On już zobaczył, że zamiast bezkresnych śniegów, wokół jest tylko obskurna nora, pusto w lodówce i pytające spojrzenie żony. A co, gdy inni nie chcą się zbudzić? Ich strata? Czy ich zysk?

Ucieczka w marzenia przynosi przecież nie tylko rozczarowanie. Marzenia sublimują nasze doznania, kształtują wrażliwość, wypełniają pustkę. Już nigdy później nie będziemy tacy sami. Blizna po ranie to także pamięć o czymś pięknym. To światło, które zapaliło się i zgasło, ale tak mocno przez chwilę płonęło.

Ogromnym atutem przedstawienia są emocje, jakie zdołali z siebie wyzwolić młodzi aktorzy pod reżyserską batutą Cezarego Morawskiego. Emocje podporządkowane bardzo precyzyjnie idei sztuk. Z napięć rodzących się między bohaterami powstałaby niezła sinusoida. Na diapazonach tych emocji są wzloty i upadki. Jak w życiu każdego z nas. Tym boleśniejszy upadek, im wyżej pofrunęliśmy. A jednak szaleństwo Ikarów wciąż wyznacza tropy naszych lotów. Energia, jaka bije z tego spektaklu, jest niewątpliwie wynikiem pracy i aktorskiego temperamentu. Na tle agresywnie prowadzonych ról męskich, liryczny kontrapunkt stanowi rola Doroty Landowskiej, niejednoznaczna, przepojona sprzecznościami. Jej bohaterka rozpięta między odrażającą codziennością, a pragnieniem piękna, lojalna wobec męża, otwarta ku zbliżającemu się macierzyństwu, tworzy niezwykle bogatą w swoim człowieczeństwie postać. Żywioł męski to mieszanina naiwności i siły, szorstkości i bezradności, agresji i rezygnacji.

Wszystko to niosą ze sobą młodzi aktorzy Teatru Powszechnego, zasileni "świeżą krwią" z Teatru Montownia. Wcielenie ich do teatralnego zespołu to szczęśliwa artystycznie fuzja. Chętni do formalnych poszukiwań, ku którym prowadzi w tym przypadku niekonwencjonalna forma samego tekstu, rozwijają się ze spektaklu na spektakl. Obejrzenie tej sztuki to nie tylko atrakcyjne spędzenie wieczoru, to także wysłuchanie głosu w nieobojętnej dla naszej przyszłości dyskusji o młodych.

PS To do tych młodych Jan Englert zaadresował swój telewizyjny spektakl według "Dziadów" Adama Mickiewicza, emitowany w zaduszkowy wieczór. Współczesny język telewizyjnego przekazu, nerwowość narracji, gorączka neurotycznego bohatera nie odebrały w niczym siły wy-razu romantycznego dzieła. Przeciwnie - uzmysłowiły nam ponadczasowość Mickiewiczowskiego arcydzieła. I dziś współczesny Konrad toczy walkę sam ze sobą, wyzywa na pojedynek Boga, jako domniemanego sprawcę swoich porażek, nieświadomy, że to w pokorze Księdza Piotra kryje się ukojenie. Egzystencjalna droga do samoświadomości to jednocześnie trudna wędrówka ku zrozumieniu istoty Tego, Który Jest.

Ogromną zasługą Englerta jest to, że razem z młodymi ten trud podejmuje, a utalentowany odtwórcą roli Konrada, Michał Żebrowski, to idealne wcielenie zamysłu reżysera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji