Artykuły

Niewybuch

"Historia przypadku" w reż. Redbada Klijnstry warszawskiej Grupy Twórczej Supermarket i Teatru Współczesnego we Wrocławiu w Teatrze Montownia w Warszawie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Pamiętam premierę sztuki Abi Morgan w Traverse Theatre na festiwalu w Edynburgu. Jasna, subtelna, pastelowa opowieść o intrygującym trójkącie uczuciowym zawiązanym pewnego upalnego lata między parą przyjaciół a kelnerką sprawiała wrażenie anglosaskiej odpowiedzi na skandynawską twórczość Jona Fosse. Redbad Klijnstra dogrzebał się w tym tekście zupełnie innych możliwości. Nie drążył w psychologii, nie eksperymentował ze słowem. Mniej interesowała go kwestia dorastania bohaterów do samodzielności, odwagi wypowiadania uczuć. Zafascynował go proces teatralnego cofania się poza teatr, poza metafory. Dlatego ten spektakl jest jak biegacz w bloku startowym: usłyszał strzał, sprężył się, uniósł grzbiet, wyprostował ramiona... ale nie pobiegł. Wszedł w stan pośredni - fizjologicznej gotowości i psychicznej niegotowości. Dokonania i niedokonania. I tak przez dwie bite godziny pełne scen porywająco kolczastych, wypełnionych nieoczywistością, chwilami niebezpiecznie pustych, szkicowych.

Tak chyba miało być, choć widzowi nielekko. W teatrze Klijnstry zawsze zatrzymujemy się jakby na granicy iluzji. Poetyckie obrazy z cieni i dźwięków pojawiają się niemal od niechcenia. Przestrzeń gry to biała plandeka spływająca ze ściany, służąca za ekran i podłogę. Tylko trzy plastikowe krzesła i stół. Klijnstra walczy też wespół z aktorami o to, żeby nie budować na scenie świata, nie pozwalać wybrzmieć miłości, nie nazywać rzeczy po imieniu; niech słowa się dziwią, że w ogóle coś znaczą. Tworzy sytuację niemal pozbawioną erotyzmu, mimo że napuszcza na siebie dwóch facetów i atrakcyjną dziewczynę. A mimo to świat powstaje. Jakby z przypadku, niezależnie od bohaterów, jakby coś z nich samo wypromieniowało.

Grający Lucjana Piotr Łukaszczyk balansował na granicy wewnętrznego podminowania i udawanej obojętności. Bohater Kamińskiego przez dwie godziny irytował mnie i dręczył swoimi opowieściami jak saper na przepustce, ale w końcu o to chodziło. A Magda Popławska, której dotąd zawsze najbliżej było do psychologicznego grania, tu streszcza się, ogranicza, wytłumia. Jakby odgrzebywała granat z piachu i pytała: co to? Tytuł sztuki - "Tiny Dynamite" - przetłumaczono jako "Historię przypadku". Mam lepszy: "Niewybuch".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji