Artykuły

Niedzielnym wieczorem w dniu powszednim

Tytuł ten zapożyczyłam z pierwszego programu teatralnego Teatru Nowego, z widzowi (...) kilku wyjaśnień i informacji. Teatr rozpoczął działalność jako samodzielny organizm teatralny, pod nowym kierownictwem artystycznym, z nowymi założeniami na które składają się doświadczenia teatralne aktora (od 57 r. - po warszawskiej PWST) - Krzysztofa Ziembińskiego - kierownika artystycznego, i Jerzego Ziomka, obserwatora i uczestnika życia teatralnego (od 1945 r. - próby studiowania aktorstwa u Wilama Horzycy w Katowicach), i jak wiadomo, kierownika zakładu teorii literatury Instytutu Filologii Polskiej UAM, który objął kierownictwo literackie Teatru Nowego. Obserwacja obu życiorysów teatralnych, skład zespołu, wreszcie prowokowane głównie przez dziennikarzy manifesty programowe, pozwoliły wyzwolić dość wyraźny model w oczekiwaniach spektatorów: że będzie to teatr aktorski, literacki, odwołujący się do tradycji, wyważany, który co prawda nie zaszokuje nowoczesnością, ale będzie miał ambicje dostarczyć klimatu dojrzałości i rzetelności artystycznej.

Gdyby poprzedzając realizacje teatralne nowego zespołu zastanowić się, czy jest to program konstruktywny, trzeba by obiektywnie stwierdzić, co zresztą wyraźnie podkreśla aktor - Ziembiński, że jest to program wyrosły z opozycji wobec tzw. teatru reżyserskiego, a więc jest to program tylko o tyle, o ile istotny jest dziś jeszcze spór - opozycja: teatr aktorski i teatr reżyserski w aspekcie ogólniejszym, nie tylko nieuniknionych konfliktów typu incydentalnego. Na pewnym etapie, w określonych warunkach te etykietki były prawomocne, obecnie jednak funkcjonują na zasadzie wygodnego stereotypu myślowego, w praktyce teatralnej jednak o tyleż niewygodnego, że wprowadzającego niepotrzebny zamęt i kumulującego energię na sprawach w gruncie rzeczy nieistotnych. Ta chęć zmierzenia sił jest jednak w obecnym układzie teatralnym Poznania widoczna i jednocześnie pozwala mieć nadzieję na dobrze rozumianą konkurencyjność i rzeczywiste profilowanie obu teatrów.

Jak w tym aspekcie przedstawia się inauguracja (opóźniona nieco z trudnych technicznych względów) sezonu i w ogóle samodzielnej działalności Teatru Nowego. Wybór padł na "Niespodziankę" Karola Huberta Rostworowskiego. Sądzę, że motywowany był głównie dwoma niebagatelnymi sprawami: jest to sztuka niosąca duże możliwości kreacji aktorskich, jest to także sztuka pisarza, związanego mocno z przedwojennymi teatrami Poznania, które wystawiały jego dramaty na bieżąco często jako pierwsze w Polsce, zawsze z dużą atencją i na ogół z sukcesem. Chęć nawiązania do tak rozumianego nowatorstwa teatru oraz podjęcie tradycji literackich, które czterdzieści parę lat temu tak żywo poruszały poznańskie środowisko, jak się zdaje, zadecydowały o wyborze.

Sama "Niespodzianka" grana była w Teatrze Polskim od 4 kwietnia 1929, w reżyserii Bolesława Szczurkiewicza, ze scenografią Stanisława Jarockiego w następującej obsadzie; Ojciec - Bolesław Szczurkiewicz, Matka - Stanisława Wysocka, Franek - Zygmunt Biesiadecki, Zośka - Halszka Liebekówna, Abramek - Tadeusz Chmielewski, Felek - Czesław Zbieczyński, Jędrek - Władysław Tosik (Hańcza), Staszek - Józef Kondrat, Jasiek - Jerzy Kordowski, Kubuś - Aleksander Rodziewicz, Kasperek - Stefan Czajkowski, Pierwszy - Tadeusz Kostrzeński. Ostatnie próby prowadził autor osobiście. Była to druga po Krakowie (tam ogłoszono konkurs, na którym sztuka była nagrodzona) inscenizacja tej sztuki, w Warszawie wystawiono ją w październiku tegoż roku.

Premiera przyjęta entuzjastycznie, uroczyście celebrowana: "Po przedstawieniu zebrało się w Bazarze liczne grono osób ze sfer teatralnych i literackich, aby na zaproszenie Dyrekcji Teatru Polskiego uczcić znakomitego gościa wspólną biesiadą. Szereg toastów rozpoczął wiceprezydent m. Poznania, dr. Mikołaj Kiedacz, który przemawiał na cześć Rostworowskiego imieniem miasta, podnosząc jego zasługi". 5. IV 1929 "Kurier Poznański". Sama sztuka doczekała się 16 większych omówień na łamach poznańskiej prasy, nie licząc codziennych nieomal notatek, jak ta z 15 kwietnia 29 r. w "Kurierze Poznańskim":

"Z Teatru Polskiego: Dziś po raz ósmy pełna dramatycznego napięcia genjalna sztuka Karola Huberta Rostworowskiego w koncertowem wykonaniu pp. Wysockiej, Szczurkiewicza, Chmielewskiego i Biesia-deckiego w rolach głównych. Ostatnie dwa przedstawienia "Niespodzianki" wyprzedane były do ostatnich miejsc. Jutro po raz 22-gi efektowna bohaterska komedia E. Rostanda "Cyrano de Bergerac" z pp. Grabowską i Brackim na czele.

Z Teatru Nowego: "dziś sensycyjna sztuka z życia amerykańskiego music-hallu pt. "Broadway", która na scenie Teatru Nowego zdobyła nie notowaną dotąd ilość 43 przedstawień".

Dziś śladu nie zostało po reklamującej egzaltacji sprawozdawców i krytyków, ale np. grany w Poznaniu do ubiegłego roku musical na podstawie Fredry "Gwałtu co się dzieje" osiągnął zawrotną ilość trzech setek przedstawień. W ocenie Rostworowskiego nie odgrywają już roli tamte koterie i proendeckie sympatie Wielkopolski, pozostaje pod osąd literatura i teatr. Zmieniły się kryteria wartości i oceń, ale istota oddalenia jego dzieł polega głównie na tym, że podejmował dyskurs z pozycji określonej doktryny światopoglądowej, która straciła już na aktualności i atrakcyjności. "Niespodzianka" to najmniej osobiste dzieło autora symboliczno-ekspresjonistycznych dramatów: "Kaliguli", "Judasza z Kariothu". Po wojnie zresztą Poznań sięgnął raz jeszcze tylko do tej dramaturgii, kiedy to w kwietniu 1946 roku Ryszard Wasilewski wyreżyserował "Judasza" w dekoracjach Zygmunta Szpingiera, z ilustracją muzyczną J. Młodziejowskiego, a w 1948 r. wznowił to przedstawienie Solski ze swoją legendarną rolą Judasza, z którą nie rozstawał się przez całe życie. Gdy zabrakło legendy Solskiego i legendy Rostworowskiego, "Niespodzianka" jest jedyną sztuką, która daje szansę na przywrócenie tego autora na stałe do repertuaru, jako pisarza i wizjonera teatralnego.

Zabudowa sceny prawie jak w didaskaliach, tylko zmonumentalizowana i uteatralniona, w przyćmionych brązach i ugrach, wskazuje teatr, jaki za całym tym realistycznym rozpisaniem "prawdziwego zdarzenia" na dialog się kryje. Udramatyzowane zdarzenie, którego własną dramaturgię Rostworowski wkomponował w ramy przynależne wielkiej antycznej tragedii. Tylko Matka jest szara, Ojciec, Zośka i Franek - główne postaci tej tragedii. Reszta jak tło - jak antyczny chór - wyróżnione barwą kostiumu i oświetlenia. Szczególnie szary i stłamszony jest Ojciec - Marian Pogasz, bezradny, lubiący popić, postać przejmująca w swej bezbarwności. Dopiero w ostatniej scenie budzi się w nim człowiek, dopiero w ostatniej scenie staje się równorzędną Matce postacią dramatu.

Znakomity odtwórca ról Rostworowskiego - Ludwik Solski mający zagrać rolę Ojca, przed premierą warszawską przysłał do autora depeszę, że wolałby grać Matkę. Bo jest to materiał na kreację. W przed- stawieniu K. Ziembińskiego Matkę gra Sława Kwaśniewska, aktorka o wszechstronnym wachlarzu ról. Jej Matka pozbawiona jest zbytniej rodzajowości, skupiona, twarda, szorstka, o dużej sile wewnętrznej - zdolna do wielkich uczuć i wielkich czynów. Osobowości aktorskie S. Kwaśniewskiej i M. Pogasza, eksploatowane z powodzeniem w programach rozrywkowych telewizyjnych i kabaretowych ,znalazły w tej sztuce nie tylko możliwość zagrania dużej roli w poważnym repertuarze dramatycznym, ale także konieczny już, dobry sprawdzian prawdziwie aktorskich umiejętności.

Krzysztof Ziembiński - reżyser, zawierzył wewnętrznej i nieomal muzycznej kompozycji dramatów Rostworowskiego, także kompozytora i muzyka, i jedyną muzyką w tym spektaklu jest intonacja fraz słownych. To bardzo ciche przedstawienie bez żadnej ilustracji muzycznej, żaden obcy dźwięk nie wspomaga przedstawienia. Tylko ogólny klimat scenografii i zmagania aktorów ze słowem, wyczyszczonym nieco z anachronicznej dziś fascynacji autentyczną gwarą. Niestety nad salą teatralną odbywa się dansing w Olimpii, i dźwięki muzyki tanecznej niweczą nastrój. Atmosferę rozbija także trzeci akt potraktowany zbyt komediowo. Grozy nieodwołalnej tragedii i zbrodni nie może już przywrócić pojawienie się w karczmie Ojca, a szkoda. Wszystko to jednak powraca w akcie IV, - w scenie obłędu Matki i "uczłowieczenia" Ojca.

Realizatorzy poznańskiego przedstawienia zdają się celowo nie podejmować dyskusji o stanowisko autora do opisanego zdarzenia, jako bądź moralisty, bądź pedagoga, bądź społecznika. Można zaryzykować, że Rostworowskiemu bardziej chodziło o stworzenie dramatu na wzór antycznej tragedii, niż o rzeczywiste interwencje typu socjologicznego, a w każdym razie do tych sporów nie warto już wracać. Teatr Nowy przypomniał Rostworowskiego jako dramaturga, jako pisarza, który sprawdza się w teatrze, a także sam sprawdził na Rostworowskim swoje koncepcje i zamierzenia - dobrego teatru aktorskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji