Artykuły

Kabaret moralnego bełkotu

"Moralność" w reż. Uli Kijak w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej.

Zrobić spektakl o moralności w czasach głębokich przemian ustrojowych, których nieuchronnym następstwem? Jest zmiana relacji międzyludzkich i przewartościowanie wszelkich zasad, a w konsekwencji upadek tradycyjnych wartości, zakwestionowanie dawnych autorytetów i w ogóle powszechny relatywizm - to albo czysta prowokacja albo też klasyczne samobójstwo. A jeśli bierze się za to młoda dziewczyna, którą trudno posądzić o pretendowanie do grona wielkich moralistów", rzecz staje się jeszcze bardziej niejasna. Zwłaszcza, że moralizowanie to dziś grunt raczej śliski, na którym łatwej jest się samemu przejechać niż innym łatkę przypiąć. O co chodziło artystce, która wyreżyserowała na zamknięcie sezonu w Kaliszu własną wersję .Moralności pani Dulsklej", do końca nie wiem.

Szampon odżywka

Kaliski spektakl wyróżnia się przede wszystkim rym, że zbudowany jest na zasadzie "szampon + odżywka" czyli dwa w jednym. Sceniczna akcja toczy się tu na dwóch odrębnych planach, których pozornie nic nie łączy. Na planie głównym mamy więc dość osobliwy relikt komedii mieszczańskiej czyli opowieść o obyczajach i przypadkach rodziny Dulskich, mocno okrojoną ale wiernie trzymającą się fabuły i problematyki, choć zagraną bynajmniej nie "po bożemu". Jeśli ufać deklaracjom twórców przedstawienia, aktorzy grają tu metodą stworzoną przez Odin Theatret Eugenia Barby. Na kaliskiej scenie sprowadza się ona do mocno zrutynizowanych, sztucznych acz wyrazistych póz, gestów czy stylów poruszania się po scenie. Ów mocno marionetkowy .język ciała", a także kostiumy mówią nam tu więcej o scenicznych postaciach i ich uwikłaniach niż sama warstwa słowna. A cały zabieg - jak można się domyślać - miał uwspółcześnić czy też zuniwersalizować ten, tak mocno osadzony w mieszczańskich realiach, dramat.

Znacznie trudniej jednak usprawiedliwić drugi plan akcji, na którym błąka się bez celu i sensu jakaś rozwrzeszczana brygada partaczy w półmilitarnych strojach z drabiną i workami na śmieci. Hałaśliwa gromadka krąży głównie po proscenium i obrzeżach widowni, a z jej zbiorowego słowotoku raz po raz przebijają gazetowe slogany, cytaty z popularnych poradników czy też prymitywne dowcipy rodem z telewizyjnych kabaretonów. Co gorsza, część widowni przyjmuje ten bełkot radośnie. Trzeba więc dużo cierpliwości i dobrej woli, żeby owe żałosne intermedia jakoś przetrzymać.

Diagnoza niezbyt odkrywcza

Czemu miało służyć to zderzenie dwóch światów, systemów czy konwencji? Być może pokazaniu całej sztuczności dawnych norm moralnych, dziś niezbyt przystających do życia. Jeśli jednak dulszczyzna skutecznie spełniła tu rolę "szamponu", ukazując nasze ciągle .niedomyte dusze"; to brygada partaczy nijak nie sprawdziła się w roli "odżywki", nic nowego nie wnosząc do interpretacji spektaklu.

Ostatnie sceny, w których rozwrzeszczana banda okazuje się być rodziną pokrzywdzonej służącej Hanki, nie pozostawiają ani cienia wątpliwości. Podobnie jak w finale komedii Zapolskiej, także i tutaj liczy się tylko kasa. Pieniądze leczą wszelkie rany, wyrównują krzywdy, rekompensują winy. Za pieniądze można kupić sobie honor, dobre imię, nowe życie - wszystko! Okrutna to diagnoza, ale niezbyt odkrywcza i mocno uproszczona. I nic dziwnego, bo wyrosła z totalnego bełkotu. Jeśli twórcom spektaklu chodziło tylko o pokazanie myślowego bezhołowia, to cel został spełniony. Jeśli o coś więcej, to nie wyszło...

Wymuszona owacja?

Oczywiście spektakl ten jak każdy miał też swoje plusy: ciekawą scenografię, a przede wszystkim grę świateł, sporo ładnych scen, całkiem niezłe tempo... W każdym razie blisko dwugodzinny pierwszy akt dawało się jakoś przetrwać. Grozą po wiało dopiero, kiedy zaanonsowano przerwę i drugi akt. Część widowni dyskretnie zniknęła, tych, którzy dzielnie pozostali, zaproszono na scenę, aby mogli jeszcze przez kilka minut posłuchać tych samych kwestii, podziwiać sprawność scenicznej techniki. Po przedstawieniu, ponieważ na scenie nie było krzeseł, nagrodzono artystów oklaskami na stojąco.

Każda nowa interpretacja klasyki budzi zazwyczaj kontrowersje, ale także pewien podziw dla twórczych poszukiwań, zakończonych nawet ambitną porażką. Może jednak zbyt wiele było takich prób w kaliskim teatrze, bo tym razem dość powszechne były głos; pełne tęsknoty za starym, dobrym, tradycyjnym teatrem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji