Artykuły

Po ilu postulatach ty się uśmiechniesz?

"Mein Kampf" wg Adolfa Hitlera w reż. Jakuba Skrzywanka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Jan Rojewski.

Naprawdę warto iść do Teatru Powszechnego w Warszawie na "Mein Kampf" w reżyserii Jakuba Skrzywanka. Ba, niezmieniany przez artystów tekst Adolfa Hitlera to jedna z największych zalet tego spektaklu

To on. Wielki, kosmaty i czarny. Czai się pod łóżkiem gdy dzieci chodzą spać i czeka na nas w ciemnej uliczce. Faszyzm - bo o nim mowa - to potwór, o którym, zdaje się, wiemy już wszystko. Został rozłożony na części pierwsze przez rozlicznych patologów: eseistów, intelektualistów i artystów. A jednak, załoga Teatru Powszechnego udowodniła, że można o nim powiedzieć coś jeszcze. W tym celu postanowiła wziąć na warsztat prawdziwe jądro ciemności - "Mein Kampf", słynną książkę Adolfa Hitlera (dalej jako A.H).

Pomysł żeby przełożyć na język teatru ten, było nie było, esej był naprawdę karkołomny. Dość powiedzieć, że to pierwsza taka próba w historii, co zresztą nie umknęło światowym mediom, a sam New York Times postanowił zrobić wywiad z reżyserem. Prawdziwym problemem mogło się okazać przepisanie niezmienianego tekstu A.H na aktorskie dialogi. I tu zaskoczenie. "Mein Kampf" czyta się świetnie! Krótkie, pozbawione wielu przymiotników zdania, rzucane przez aktorów ze sceny dosłownie raziły publiczność. Zresztą o ile pomysł wystawienia Mein Kampf w teatrze jest świeży, o tyle artystyczny wehikuł czasu tworzony dla A.H mogliśmy oglądać kilkukrotnie. Choćby w niemieckim filmie "On wrócił", w którym dyktator budzi się we współczesnym Berlinie i rozpoczyna na nowo swoją wielką, medialną karierę. O ile jednak "On wrócił" to komedia, o tyle Skrzywanek wraz z dramaturgiem (w tej roli profesor Grzegorz Niziołek) oferują nam wersję bez pudru.

Mamy więc surową scenografię Agaty Skwarczyńskiej, w której aktorzy wypowiadający tekst A.H odgrywają różne, można by rzec, codzienne sytuacje. Choćby rodzinny obiad. Podczas posiłku mówią o upadku sztuki, obyczajów i mieszczaństwa. Wreszcie o politykach, którzy boją się prawdziwie wielkich projektów bo są tchórzami. Jeden odważny z kijem jest wart więcej niż tchórz uzbrojony w dziesięć pistoletów - woła ze sceny A.H i czuć, że uwodzi tym widownię. Trudno się nie uśmiechnąć do własnych myśli i to wręcz do tego stopnia, że widz musi się szczypać powtarzając "to tekst Adolfa Hitlera". Sielankową atmosferę burzy długi monolog o antysemityzmie wypowiadany przez Klarę Bielawkę. To on przypomina kogo właściwie słuchamy. Sama scena posiłku przywodzi na myśl najlepsze spektakle Krystiana Lupy, a wiszący w tle obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, może się kojarzyć choćby z wyświetlanym (także jako tło dla "faszystowskiego obiadu") wzgórzem Giedymina w wileńskim "Placu Bohaterów". Podobnie jak w tamtym spektaklu obraz służy wyłącznie za figurę retoryczną dla brunatnej narracji. Za zasłonę dymną dla ustanowienia nowej, chtonicznej religii.

Uważny czytelnik, zauważy, że nazwałem wcześniej spektakl "dobrym", a nie "wybitnym" albo "zniewalającym". Nasuwa się zatem pytanie: gdzie dziegć? Ano choćby w scenie, w której Skrzywanek poprosił aktorów o parodiowanie wagnerowskiej opery. Tu powagę rodzinnego obiadu zastępuje komedia. Aktorzy trzymają maski znanych polityków wyśpiewujących arię o propagandzie. Reżyser wykorzystał ten moment żeby się ubezpieczyć na wypadek oskarżeń o lewackość (te zresztą byłyby trudne ze względu na super socjalny program A.H, który wybrzmiewa ze sceny) albo koderskość - dlatego dokłada Donaldowi Tuskowi i Angeli Merkel. Widać w tym wpływ Olivera Frljicia, u którego młody reżyser terminował, ale to bez znaczenia, bowiem scena jest po prostu zbyt grubo ciosana. Trochę tak jakby szekspirowski Ryszard III żonglował maskami europejskich polityków i mówił: hej, gdybyście przeoczyli to ten spektakl jest spektaklem p o l i t y c z n y m, a w tle leciałby główny motyw muzyczny z Benny'ego Hilla.

Okej, tyle mojego narzekania. Bo nawet w scenie, w której pomysł był nie najlepszy aktorstwo stoi na bardzo wysokim poziomie. Szczególnie wyróżniają się sprowadzona niedawno do TP Natalia Łągiewczyk, wspomniana już Klara Bielawka i etatowy wyjadacz tej sceny, Arkadiusz Brykalski (wszyscy zdaje się w roli A.H). Na plus warto zaliczyć także obecność Mamadu Goo Ba. To kolejny występ tego aktora w Powszechnym po "Wściekłości", "Jak ocalić świat na małej scenie" i "Lawrence z Arabii". Pomysł żeby pochodzący z Senegalu, potykający się o polskie głoski artysta wypowiadał frazy z "Mein Kampf" jest świetny. Wyraźnie mówi widzowi, że nie ma na świecie ludzi teflonowych na populizm.

Potyczki Powszechnego z faszyzmem wychodzą różnie. Ta, obok udającego telenowelę "Upadania" należy do najbardziej udanych. Tym samym zespół TP udowadnia wysoką formę, a Jakub Skrzywanek, po dobrym "27 grudnia" (spektakl o Powstaniu Wielkopolskim wystawiany w Teatrze Polskim w Poznaniu) daje sygnał, że jest gotów by zagrzać na dłużej fotel reżysera pracującego dla najważniejszych scen w Polsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji