Artykuły

Jak się fotografuje aktorów

Od ponad 25 lat dokumentuje życie częstochowskiego teatru. Piotr Dłubak uwiecznił już blisko 150 spektakli. To również on odpowiada za najnowszą sesję zespołu aktorskiego.

Jego siostra śpiewała w operze, dziadek był muzykiem - "trębaczem u cara". On sam kupił wprawdzie saksofon i usiłował nauczyć się na nim grać, ale przyznaje, że brak mu talentu. Postawił więc na fotografię.

- Zdjęcia tak bardziej zawodowo zacząłem robić dosyć późno. Miałem 26 lat. Może wyniknęło to z niemożliwości dostania się po liceum plastycznym na uczelnię artystyczną? Wtedy trzeba było zaprezentować rysunek, nie być zmanierowanym (co po takim liceum raczej nie było realne). Fotografia wydała mi się sprawą najłatwiejszą. Robimy coś, co już jest. Z czasem okazało się, żejest inaczej. Jednak wystarczająco ciekawie, by związać z tym życie - opowiada artysta fotografik Piotr Dłubak.

Zaczęło się w 1993 r. Pierwsze teatralne zdjęcia zrobił w operze w Bytomiu podczas "Księżniczki Czardasza", w której występowała jego siostra. A z Teatrem im. Mickiewicza w Częstochowie związany jest od 1993 r.

- Wszystko zaczęło się od spektaklu "Szewcy" w reżyserii ówczesnego dyrektora Ryszarda Krzyszychy. Wpuścił mnie na próbę i pozwolił spróbować, jak to jest robić zdjęcia w teatrze - wspomina.

Na etat przeszedł za czasów, gdy instytucją kierowała Katarzyna Deszcz.

- To dzięki niej jestem "fotografem na cały etat". Za to pierwszym w Polsce, który zatrudnił fotografa na stałe był Adam Hanuszkiewicz. Było to w Teatrze Narodowym. Hanuszkiewicz był wizjonerem, bo dziś wiem, że wielu fotografów jest zatrudnionych w teatrach na stałe. Jego pomysł chciałem najpierw powtórzyć w Warszawie, nie udało mi się. Udało się to za to w Częstochowie - mówi Dłubak.

Fotograf na cały etat

Jako fotograf na pełen etat nie tylko dokumentuje spektakle i projektuje plakaty (ma ich na koncie ponad 30, w tym ulubiony do "Skrzyneczki bez pudła" według Wiesława Dymnego), ale zajmuje się również wszystkimi wizualnymi sprawami dotyczącymi częstochowskiego teatru.

- Jest co robić, a w okresie premiery to nie wiadomo wręcz, w co włożyć ręce - podkreśla.

Wracając do spektakli, do dziś uwiecznił ich blisko 150. Gdy na pokazach dla mediów można podejrzeć zaledwie kilka scen, on ma dla siebie całą próbę (często niejedną).

- Ilość czasu, który mam na zrobienie zdjęć z danego spektaklu, zależy często od osobowości reżysera. Jedni są niepewni swojego spektaklu, drżą do końca, co to będzie, boją się, że im coś zakłócę. Są również tacy, którzy doskonale wiedzą, co robią, jak np. André Hübner-Ochodlo, który mówi: "Piotrek, ty przychodź na każdą próbę i rób, co chcesz" - wyjaśnia.

Znów powraca Hanuszkiewicz

Patrząc na zdjęcia z kolejnych spektakli, można się zastanawiać, czy Dłubak ingeruje jakoś w to, co dzieje się na scenie. Czy sceny są wielokrotnie powtarzane? W czym tkwi sekret udanej sesji?

- Bywało tak, że wypisywałem sobie sceny ze spektaklu i prosiłem zespół aktorski, żeby mi to odgrywał. Raz wychodziło to dobrze, raz trochę sztucznie. Znów powrócę do Adama Hanuszkiewicza, który dla mnie zrobił kiedyś specjalną próbę. Układał mi sceny i mówił: "Rób!". To był chyba jedyny reżyser, który wybierał te same zdjęcia, które i mnie się podobały. Uważam go za jednego z największych szamanów polskiego teatru, który nie byl tak doceniony, jak powinien, choć zrobił wiele awangardowych, nowatorskich spektakli. Jeśli chodzi o nieżyjących już twórców, to kontakt z nim wywarł na mnie największe wrażenie - zdradza artysta.

Co do sposobów pracy, to Dłubak podkreśla, że znaczenie ma tu również zmiana technologii fotografowania. - Wcześniej zdjęcia robiłem na szerokim filmie, teraz robi się to cyfrowo. Dawniej wywoływałem je w domowej ciemni (w teatrze takiego miejsca nie było). Oczywiście te czarno-białe. Kolorowe zdjęcia zlecałem laboratorium. Cyfrowo działam od 2008 r. - mówi.

Wszystkie fotografie trafiają do wielkiego teatralnego archiwum, nad którym czuwa Mirosław Kurek. Każdy spektakl ma swoją teczkę.

- W niej znajdują się zdjęcia ze spektaklu - duże i małe, plakaty, program. Dziś nadal wywołujemy papierowe odbitki, ale zdjęcia zgrywam na płytę CD. W teczce są dwa egzemplarze. Do tego mam też je zabezpieczone na innych nośnikach. Co jakiś czas odnawiam archiwum, żeby to nie zginęło - opowiada.

Rutyna mu nie grozi

Pozostaje kwestia ważna dla każdego wielbiciela teatru, czy jeśli podgląda się spektakl na kolejnych próbach, od tych czytanych począwszy, to gdy dojdzie do premiery, to czy zostaje jeszcze przyjemność z oglądania?

- Oczywiście. Gdy robię zdjęcia w trakcie próby, odbieram spektakl fragmentarycznie. Potem z dużą przyjemnością i zaciekawieniem oglądam całość - rozwiewa wątpliwości sam zainteresowany.

Dziś, w dobie wzmożonych działań promocyjnych, zdjęć ze spektakli robi się znacznie więcej. - Nie grozi mi rutyna. Każdy spektakl jest inny. Aktorzy się zmieniają, ewoluują przez te wszystkie lata. Lubię to robić. Nawet próby czytane, stolikowe są intrygujące. To, gdy rodzi się spektakl i jeszcze nie wiadomo, co z tego będzie. I nawet tymi pierwszymi zdjęciami z prób rozbudzamy zainteresowanie przedstawieniem - mówi Dłubak.

W atelier rządzi tylko on

Zostając przy zmieniających się aktorach. Po niemal 20 latach zmieniono zdjęcia zespołu, które można było oglądać w teatrze.

- Nasz zespół trochę się zmienił. W sensie personalnym zaś ten, który pozostał, również się zmienił... Udało się zrobić nową sesję. Skorzystaliśmy z pomocy sponsorów i jednego z częstochowskich prezesów - wyjaśnia Robert Dorosławski, szef Teatru im. Mickiewicza.

- Aktorzy marzyli, żeby te zdjęcia były zrealizowane, ale to nie był główny powód zmian. Mamy wspaniały zespól, który chcemy pokazać. Chcemy, żeby widzowie przychodzący do teatru czuli związek z nimi, żeby nie były to obce osoby. A w związku z tym, że mamy doskonałego artystę fotografika, grzechem byłoby tego nie zrobić. Jesteśmy zadowoleni z efektów, to zdjęcia, które wydobywają z aktorów ich prawdziwą naturę - dodaje Magdalena Piekorz, dyrektor artystyczna teatru.

Dyrekcja teatru (która - przy innej okazji - również stanęła przed obiektywem fotografika) zgodnie potwierdza, że w atelier Dłubaka rządzi tylko on. Studio mieści się zaś na czwartym piętrze teatru.

- Piotr jest bardzo wymagający, ale dzięki temu są efekty. Podczas sesji absolutnie to on rządzi, my musimy usunąć się w cień, nie epatujemy stanowiskiem. To byłoby niegrzeczne - mówi Piekorz.

Sesja trwała dwa miesiące

Na parterze teatru, wzdłuż kameralnej, można zobaczyć zdjęcia aktorów z 1999 r. Dłubak zrobił je przy okazji realizacji "Pana Tadeusza" w reżyserii Hanuszkiewicza. Na nich zobaczmy choćby nieodżałowanych aktorów naszego teatru jak: Andrzej Iwiński, Ewa Agopsowicz, Tadeusz Morawski i Bonifacy Dymarczyk. Wśród nich jest również były dyrektor Marek Perepeczko.

Zdjęcia obecnego zespołu aktorskiego rozwieszono przy teatralnych schodach. Zastąpiły one sesję z 2001 r. - Cały czas było zapotrzebowanie na taka zmianę. Znaleźli się sponsorzy, którzy zapłacili za wydruk i oprawę zdjęć, bo to bardzo ważne, żeby to dobrze wyglądało, aja ochoczo zabrałem się za pracę. Zajęło mi to dwa miesiące. Aktorzy mieli wówczas próby do "Czyż nie dobija się koni?", byli mocno zapracowali. Ale jak przychodzili tutaj, zapominali o zmęczeniu, robili swoje. Zawsze mnie to zastanawia, tu grają w tak wyczerpującym spektaklu jak "Konie", potem w farsie i przychodzą do mnie i zostawiają to wszystko za sobą - mówi Dłubak.

Czarno-białe zdjęcia prawdy

Efektem są czarno-białe fotografie pokazujące człowieka takim, jaki jest. Bez pawich piór i wymyślnych dekoracji. - Górnolotnie mówiąc, to zdjęcia prawdy. Zawsze pozostaje pytania: fotografia kolorowa czy czarno-biała? Ta drugajest najtrudniejsza. Szare t ło i człowiek tylko patrzy, ale patrzy tak, że tego spojrzeniajuż się nie zapomina. Czarno-biała fotografia odbiera wszystko to, co nas rozprasza. Lepiej pokazuje duszę. I ku takim zdjęciom zdecydowanie się skłaniam - zaznacza fotografik.

Zdjęcia prawdy sprawiają, że człowiek może obawiać się takiej sesji. Zwłaszcza gdy wie, że nie może liczyć na poprawianie rzeczywistości... - Pewnie każdy się trochę obawia Jednak znamy się już z aktorami tyle lat. Wiedzą, że nie mogą liczyć na photoshop i czary-mary. Kłamstwo ma krótkie nogi. Potem widzimy to na okładkach gazet. Aktorka inaczej wygląda na żywo, inaczej w telewizji, a w gazecie musi być podpisana, bo nikt by jej nie poznał. Tu nie ma wątpliwości, kto jest kim - zaznacza fotografik.

Sekretów sesji Dłubak nie zdradza. Są jak tajemnica lekarska. Tutaj zaufanie jest najważniejsze. Pojawia się jednak pytanie: kogo fotografuje się trudniej: kobiety czy mężczyzn.

- Jeśli chodzi o aktorów, to nie dzielę ich na płeć. Są zawodowcami. Aktorka wie, że istnieje upływ lat, że przechodzi od grania amantek do pań w średnim wieku. W życiu pozateatralnym zdecydowanie lepiej fotografować mężczyzn, kobiety mają bowiem wyobrażenie, że sesja to terapia odmładzająca i nic więcej. Każdy chce wyglądać dobrzeją też, ale u mężczyzn jest tak, że oni "dojrzewają brązem czasu" - przyznaje Dłubak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji