Artykuły

Teatr Reduta. "Papierowy Kochanek". J. Szaniawskiego

Do odnowienia teatru, do tchnięcia weń nowego ducha, do zbudzenia w zespole artystów wyższych aspiracji i do stworzenia możliwie doskonałej całości zabrali się w roku bieżącym pp. Osterwa i Limanowski. Wyniki ich pracy w dziedzinie inscenizacji i wykonania są już widoczne i niewątpliwie poważne i dodatnio zaważą na rozwoju naszego teatru. Poza osiągnięciem tych rezultatów obaj kierownicy Reduty święcą tryumf w dziedzinie może najtrudniejszej, w dziedzinie ambicji aktora.

Przez dążenie do podniesienia poziomu gry, do jej pogłębienia, kierownicy Reduty rozniecili w młodem pokoleniu aktorów aspiracje, które zdawały się zanikać, albo tylko przysypane popiołem lat długiej pracy tlić się nieznacznie. Wytężona praca zniewalająca do opanowania roli nietylko pamięciowo, ale do całkowitego jej zrozumienia i odczucia, do wytworzenia zespołu i wspólnej scenicznaj kompozycji obudziła zapał zgoła inny, niż widywany przez nas w latach ostatnich.

Mam wrażenie, iż ambicją aktora "Reduty" nie są zabiegi, aby być w zespole najlepszym, ale aby daną rolę grać najlepiej. Różnica napozór mała lecz w rzeczywistości bardzo zasadnicza. Gdy w pierwszym wypadku aktor idzie drogą wirtuozostwa, oczekując jako rezultatu "burzy" oklasków, to w drugim kroczy po drodze pogłębiania roli i ambicją jego jest dotarcie do najskrytszych zakamarków wrażliwości widza.

Zdaje się, że na tej drodze: odrodzenia aktora, reżyserji, całości i podniesienia niejako godności pracy teatralnej panowie Limanowski i Osterwa uczynili krok pierwszy i uzyskali już bardzo poważne rezultaty.

Ale w pochodzie ku odrodzeniu teatru ma głos i to nie ostatni - autor. I zdaje się, że na to obecnie czas już zwrócić uwagę. Doskonalenie, która, reżyserji, stwarzanie szczerego i właściwego nastroju, to jednak mimo wszystko jest tylko prowadzenie do ideału wykonania, a więc techniki. Musimy wymagać od aktora rzetelnej, uczciwej, wyrzekającej się kabotyństwa pracy, ale musimy się również zwrócić do autorów z domaganiem się czy to nowej formy wypowiedzenia się, czy to przedewszystkiem treści, nie wypływającej wyłącznie z utartych szablonów.

"Papierowy Kochanek" p. Szaniawskiego jeszcze nowym teatrem nie jest. Posiada jednak cechy utworu, powstałego z potrzeby wypowiedzenia się, ma gesty, lekceważące niektóre kanony techniki teatralnej i to gesty uprawiane nie jako gimnastykę eksperymentalną, lecz wypływające właśnie z takiego, a nie innego samoistnego widzenia autora.

W tej historji Pierrota-podrzutka, znalezionego niemal przypadkiem na progu miljonera, odzywają się wszystkie akordy łabędziego śpiewu poezji, niwelowanej przez "konieczność" i kompromisowość sztuki życia. Zaletą Szaniawskiego jest to, iż istotę swojej sztuki zaznacza bardzo dyskretnie. Nie "forsuje" jak to się zdarza pisarzom młodym treści swego utworu, przez co czasem wpada się w pewną tendencyjność. Dzięki tej dyskrecji utwór Szaniawskiego nie stał się satyrą, odbiegł od pewnych przykazań techniki komedjowej, a w finale uniknął niebezpieczeństwa dramatyczności, wywołując tylko chwilę melancholji.

Melancholji owianej prawdziwą i szczerą poezją.

Jak spotkanie szczęśliwych kochanków, rozdzielonych przez konieczności życia, ożywia w nich jeno blady uśmiech szczęśliwego wspomnienia i nie budząc żywej tęsknoty o jutrze, zmusza tylko do serdecznego uścisku dłoni, obarczonych naręczami kwiatów tęsknoty szczęśliwego wczoraj; tak spotkanie się Pierrota z prawdziwem uczuciem Nelly nagle każe mu się spotkać z tęsknotą za odchodzącą wolnością i każę mu na chwilę wydrzeć się z pożądanych ramion Nelly, aby paść w melancholijne ramiona wczorajszej kochanki - swobody.

Przez jedno mgnienie Pierrot ze strachem wita i boi się napozór nie zakłóconego szczęścia i żegna się z marzeniem, w smutku witając jego realizację. Nie podkreślając efektu teatralnego, nie przyciskając pedału dramatyczności, Szaniawski ustrzegł się zbytniego podkreślania. Jego Pierrot, żegnający się z wolnością, to nie dramat człowieka, to dziewiczy wieczór poezji melancholijnie oddającej się powodzeniu życia. Zarówno ten moment "Papierowego Kochanka" jak i finał drugiego aktu - owo miłosne przebudzenie się Nelly tchną najczystszej wody szczerą poezją. Nelly owa znudzona, wszystkie zaklęcia znająca panna, ów kontroler prostoty, nagle pod wpływem mjłości, mówi takie same głupstwa, jak niemal wszyscy zakochani. Nie widzi cudzych słów, w swych zdaniach, nie czuje dziecinnie patetycznych akcentów w swych ustach, mgła zakrywa dalekowzroczność jej spostrzegawczości i Nelly dopiero w tej pozornej sztuczności jest naprawdę szczera, gdyż po prostu kocha. A to właśnie decyduje o prostocie uczucia.

Nie przekrwiony refleksją mózg inteligenta czy inteligentki rozstrzyga co w miłości jest proste, lecz często do najistotniejszego prymitywu odczuwania sprowadza choćby jedno słowo nienowe, oklepane i banalne.

Oprócz tych wartości swoistych "Papierowego Kochanka" są w nim również i wartości utarte komedji współczesnej. Figury realnie pojęte, jak starego fabrykanta i postacie epizodyczne są postawione bardzo dobrze, mają często groteskowo ucharakteryzowane twarze, są żywe, plastyczne i potrzebne. Już w granym bez powodzenia i uznania "Murzynie", wbrew powszechnej ocenie, Szaniawski zdradził, według mnie, te wszystkie dodatnie intencje, które znalazły swój doskonalszy wyraz w "Papierowym Kochanku". Witając w Szaniawskim nową siłę autorską, z radością możemy zaznaczyć, iż jest ona tym cenniejsza, że nie wykazała się poprawnym czy nawet dobrym odcieniem wszystkiego tego co stale się dzieje w teatrze.

Reżyserja i wykonanie zespołu drugiego (ten tylko na razie widziałem) jest doskonale z treścią sztuki Szaniawskiego zespolona. Realność i fantastyczność, satyra i liryzm są pozszywane misternemi ściegami, tworząc wzorzystą tkaninę, którą przed nami rozpostarto.

P. Osterwa doskonale łączy w swej grze dziecinne zadąsanie, dziecka skarconego za genjalne według niego dowcipy, naiwność beztroskiego włóczęgi i podstępną chytrość zaborczego mężczyzny. Nelly w wykonaniu p. Osterwiny jest bardzo mądra, wyrafinowanie przezorna i wszystkowidząca, a jednocześnie pełna żywej, namiętnej, pulsującej krwi. Z urokiem daje się porwać uczuciu i bez poszukiwań z majestatyczną prostotą szczerości uczucie to odsłania, przeistaczając się nagle z teoretycznie mądrej kobiety w żywą, temperamentem i bezcenną subtelnością obdarzoną, kochankę.

W realistycznym Hipolicie p. Staszkowski umiał się zdobyć na ciekawe momenty.

Myszkiewicz, Poręba i inni w swych epizodycznych rolach posiadali wiele ruchliwości, życia i celowego działania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji