Artykuły

Recenzja dramatu "Sprawa miasta Ellmit" Ingmara Vilqista

To kolejna sztuka Vilqista, która doczeka się tylko jednej realizacji: autorskiej, w zaprzyjaźnionym teatrze.

Jarosław Świerszcz w kolejnych, licznych sztukach nie odstępuje ani o krok od przyjętej u progu kariery (czyli bodaj przed czterema laty) strategii twórczej: trzyma się pseudonimu, niby-skandynawskiego kolorytu miejsca akcji, opowiada o mękach, jakie zadają sobie ludzie nawzajem; często mają one wymiar faszystowski. Zmienia się jedno: z dramatu na dramat zwiększa się ich objętość, zgrabne jednoaktówki, mające za bohaterów dwie, trzy osoby, zastąpiły potężne projekty. Ostatni: "Sprawa miasto Ellmit", został wpisany w formułę dramatu sądowego. Objawiająca się na różny sposób skłonność do maskowania się nakazała autorowi ukryć przed widzem/czytelnikiem przedmiot rozprawy najdłużej jak się da i na tym chwycie budować napięcie dramaturgiczne. Pomysł nienowy, ale nie w tym rzecz. Zanim doczekamy się punktów zwrotnych, w wyniku których uchylony zostanie kolejny rąbek przestępstwa, zdążymy się tak znudzić rozwlekłymi dialogami, które ani nie posuwają akcji do przodu, ani nie poszerzają wiedzy o bohaterach, że odkrycie, iż sprawa Ellmit jest aluzją do Jedwabnego, nie robi żadnego wrażenia. Odwaga podjęcia rozrachunkowego tematu rozpływa się w retorycznym gadulstwie (jeden z mieszkańców manipuluje społecznością niczym fałszywy prorok) o znamionach grafomaństwa. Całości nie ratuje ani groteskowe ujęcie wymiaru sprawiedliwości, ani pomysły, by akcję umieścić we wnętrzu o cechach byłego kościoła, a widza atakować także efektami zapachowymi (między innymi smażenie jajecznicy). Wobec powyższego konstatacja, że wstrząśnięcie sumieniami winnych zbrodni dokonanej na słabszych nie jest możliwe, bo neutralizuje je interes własny (także w rozumieniu biznesowym), nie ma mocy oczyszczającej. Sugestia, że ani na tym, ani na tamtym świecie (to wymysł służący tumanieniu ludzi) nie ma sprawiedliwości, nie brzmi bluźnierczo. Drażnią rozbudowane, drobiazgowe didaskalia, absolutnie nieinspirujące dla teatru, zdumiewa efekciarstwo stylistyczne: obok wydumanej stylistyki o tonie biblijnym, odautorskie uwagi rodem z języka młodzieżowego. To kolejna sztuka Vilqista, która doczeka się tylko jednej realizacji: autorskiej, w zaprzyjaźnionym teatrze.

Ingmar Vilqist. "Sprawa miasta Ellmit". "słowo/obraz terytoria". Gdańsk 2003. -154 s.; 23 cm 821.162.1-2

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji