Artykuły

Piękny głos to za mało

RYSZARD KARCZYKOWSI - wybitny polski tenor - ma do Szczecina stosunek szczególny. Nic dziwnego, przed 40 lały właśnie tutaj stawiał pod kierunkiem legendarnego Edmunda Waydy pierwsze kroki sceniczne.

"Potem wyruszył w wielki świat Stał się atrakcją przedstawień w londyńskiej Covent Garden, wiedeńskiej Staatsoper czy berlińskiej Deustche Oper. Dzisiaj w ślady Maestra Karczykowskiego idzie młody tenor Piotr Beczała - gwiazda europejskich scen (śpiew bardzo podobny pod względem głosu i stylu ekspresji do byłego szczecińianina).

Dzisiaj Ryszard Karczykowski przede wszystkim prowadzi kursy mistrzowskie, reżyseruje i dyrektoruje w Operze Krakowskiej. Niedawno, z okazji 40-lecia debiutu, wystąpił w Filharmonii Szczecińskiej.

Kurier -- Są słynni śpiewacy, którzy niechętnie wspominają o swoich początkach na scenach i estradach oddalonych od światowych centrów muzycznych. Pan jednak chętnie podkreśla wagę szczecińskiego okresu w swojej karierze...

- Proszę się temu nie dziwić, gdyż w Szczecinie spędziłem niezwykle ważny dla mnie okres zawodowy. Właśnie tutaj uczyłem się podstaw scenicznego rzemiosła. Do dzisiaj pamiętam jak Edmund Wayda zostawał ze mną po godzinach i mozolnie uczył niemal każdego kroku na scenie. A ja byłem wtedy młody, zdaje się, że dosyć przystojny i bardzo chcący niezłe warunki zewnętrzne i przygotowanie wokalne poprzeć solidnym rzemiosłem. Nie tylko Wayda przyczynił się do mojego rozwoju. Bardzo uważnie się uczyłem od moich wspaniałych koleżanek z teatru: Marii Popławskiej i Ireny Brodzińskiej. Nie mogę też zapomnieć o mojej mistrzyni: Halinie Mickiewiczównie!

- Tak, to wspaniała śpiewaczka - jakże niesprawiedliwie zapomniana i niedoceniana. Przecież była to artystka najwyższej światowej klasy...

- Bez dwóch zdań! Miała piękny głos, wielką kulturę artystyczną i bezbłędną technikę. A ja do technicznej strony przywiązywałem zawsze bardzo dużą wagę. Natura nie obdarzyła mnie przecież jakiś dużym głosem - samym materiałem wokalnym wiele bym nie zdziałał. Miałem też wielkie szczęście występować u boku Maestry - także w ramach takich sympatycznych koncertów, jakie się odbywały w Szczecinie w latach 60. - Podwieczorki we wtorki.

- Dzisiaj uczy pan młodych śpiewaków - czego chce pan ich przede wszystkim nauczyć?

- Młodzi artyści powinni sobie uświadomić, iż samo poprawne emitowanie dźwięków i budowanie fraz nie jest jeszcze śpiewem. Potrzebny jest temperament, pasja, wrażliwość i styl. Te cechy są zaniedbywane przez wielu pedagogów śpiewu w polskich uczelniach muzycznych. Niestety.

- Od lat bezskutecznie zabiega pan o utworzenie w Polsce Studia Operowego, w którym mogliby uczyć wybitni śpiewacy ze świata. Zasiada pan też w jury prestiżowych konkursów - jak choćby podczas niedawnego Konkursu Moniuszkowskiego w Warszawie. Jakie błędy popełniają młodzi, zwłaszcza polscy śpiewacy?

- Młodzi śpiewacy - nawet jeśli obdarzeni pięknymi głosami - są odbiciem naszego szkolnictwa artystycznego, które się nie rozwija, poświęca więcej czasu na przedmioty dodatkowe niż naukę rzemiosła. A wydział wokalny ma za zadanie wykształcić przede wszystkim dobrego śpiewaka-aktora wiedzącego, o czym śpiewa...

- Ewa Podleś, która pracowała razem z panem w jury tego konkursu, powiedziała mi, że najczęściej śpiewacy popełniają błędy narracyjne.

- To prawda. Obok młodych wokalistów, którzy mieli problemy techniczne, byli i tacy, którzy śpiewali bardzo pięknie, ale chyba bez znajomości języka, albo nie posiadali umiejętności nadania muzyce sensu głębszego niż tylko produkowanie pięknych dźwięków. To jednak nie kwestia braku talentu, ale ewidentnych mankamentów w kształceniu".

Rozmawiał Maciej Deuar

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji