Artykuły

"Magnolia" reżysera "Ślepnąc od świateł" zasysa widza od pierwszych scen

"Magnolia" w reż. Krzysztofa Skoniecznego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

"Magnolia" Krzysztofa Skoniecznego jest jak luksusowa bombonierka z czekoladkami w rozmiarze XXXL - kiedy już wydaje nam się, że spróbowaliśmy wszystkich, i kolejnej zwyczajnie nie będziemy w stanie wchłonąć, uwodzi nas nowy smak.

Kupuję ten pomysł na barokowy filmo-teatr nie bez zastrzeżeń. I nie bez ukłucia żalu - z reżyserskich deklaracji wynika, że rozpoczęta z takim impetem teatralna przygoda może być epizodem jednorazowym. Skoniecznego ciągnie do kina, do kina - warto dodać - już niekoniecznie polskiego. Kinomani na pewno tej wolty nie będą żałować, z punktu widzenia teatralnego widza - wielka szkoda.

Szkoda, bo korci, żeby dowiedzieć się, jak rozwinąłby się teatralny język Skoniecznego. A choć nie można "Magnolii" traktować jako pełnoprawnego debiutu (reżyser ma za sobą sporo teatralnych przygód, a ostatnia z nich, "Na srebrnym globie" też jest działaniem na styku kina i sceny), to jest to wejście do dużej instytucji, z całym arsenałem zabawek, jakie ma ona do dyspozycji, z których twórcy spektaklu chętnie korzystają.

Ten skok w teatr repertuarowy przynosi efekt arcyciekawy. Wariacja wokół scenariusza i filmu Paula Thomasa Andersona, z tekstem napisanym przez Ankę Herbut i Skoniecznego w nowatorski sposób miesza dwie formy, na pograniczu których się porusza, dochodząc do paradoksu - dostajemy hiperteatralny spektakl, który nie przestaje być filmową opowieścią. Okazuje się, że oba te języki - formy wyostrzonej do groteski i filmowego realizmu - nie znoszą się nawzajem, wręcz przeciwnie - że powstała z ich połączenia hybryda ma u swojego źródła niemożliwą, wydawałoby się, symbiozę.

Świat Skoniecznego zasysa widza od pierwszych scen, pierwszych kadrów, w których oglądamy rodzinę ropuch w ludzkim rozmiarze XXL, wynurzających się z nory pod sceną - jest i forma, jest i realizm, bo te jaszczurze żaby w sposobie poruszania się udatnie imitują życie zwierząt podglądane na Animal Planet. Potem aktorzy zdejmują ropusze przebrania (za te i wszystkie inne kostiumy brawa dla Svenji Gassen), żeby odkryć białe, obcisłe kombinezony, które w tym spektaklu ogrywają nagość. Golizna jako kostium, traktowany tu dość dosłownie; sceny seksu jako czysta forma, mechaniczna gimnastyka; pościg i scena balkonowa jak ze slapstickowej komedii; uroczo analogowe, plakatowo-rysunkowe elementy wspaniałej scenografii Fabiena Lede - to przykłady tego, w jaki sposób reżyser sięga po teatralną formę, niekiedy wyolbrzymiając ją do rozmiarów groteski.

No dobrze, a gdzie kino? Jest obecne nie tylko na niezliczonych ekranach, na których oglądamy kadry z teatralnych kulis, zbliżenia twarzy aktorów, odzwierciedlenie sytuacji rozgrywających się na drugim, trzecim, czwartym planie, ale też w sposobie aktorskiej gry, która bywa - jak w solówkach Wiesława Cichego, Jerzego Senatora czy Macieja Tomaszewskiego - kreacją tworzoną ze świadomością istnienia teatralnej publiczności, ale dużo częściej robi wrażenie sytuacji podglądanych w rzeczywistości planu filmowego.

Wielowątkowość "Magnolii", tej opowieści o straconych zachodach życia i miłości, która wymknęła się z rąk, o osadzie rozmaitych, większych i mniejszych grzechów, który chciałoby się z siebie wypłukać, o rozliczeniach z przeszłością i teraźniejszością, o ojcach i synach, ojcach i córkach, jest tu rozgrywana w wieloplanowej scenografii.

Nigdy wcześniej scena Współczesnego nie miała takiej, niekończącej się głębi, z wieżą dla Kota Kocura Kotkowskiego (Mateusz Łasowski), sadzawką, bujną miejską dżunglą, domem Klaudii (Paulina Wosik), łóżkiem, na którym pod opieką Fila (Tomasz Orpiński) umiera Nestor Krok (Maciej Tomaszewski), sceną dla Szczepana Jaszczura (Cichy), Stasia Kukułki (Igor Mizgała) i Donata Kowalskiego (Senator) i zaparkowanym hen, hen daleko samochodem, do którego wsiada ze swoją ukochaną policjant January Kundelek (Piotr Łukaszczyk).

Na tych planach rozgrywają się melodramatyczne wątki z "Magnolii" - spóźniona miłość Lindy (Anna Kieca), gorzkie żale Nestora, rozczarowanie Róży (Ewelina Paszke-Lowitzsch), samotność Jaszczura, przegrane życie Donata. I dwa błyski nadziei, jak w dobrym amerykańskim filmie - niewinne uczucie Klaudii i Januarego, czy szansa, że Miłosz Kukułka (Miłosz Pietruski) zrozumie, co znaczy być ojcem dla Stasia. Tu nic nie jest takim, jakim się wydaje, albo może jest, ale raczej w zgodzie z logiką filmowego melodramatu niż teatru - męski szowinista okaże się małym, skrzywdzonym chłopcem, a mały chłopiec jedynym uważnym, zdolnym postawić trzeźwą diagnozę obserwatorem wydarzeń.

Zespół Współczesnego wraz z debiutującym w nim Miłoszem Pietruskim, wzbogacony o występujących tu regularnie Piotra Łukaszczyka i Tomasza Orpińskiego, a także o Łasowskiego, na co dzień związanego z warszawskim Powszechnym, oraz o najmłodszego w obsadzie Igora Mizgałę gra tak, jakby wszystkim aktorom ta produkcja dodała skrzydeł. I ta energia, podkręcona jeszcze dodatkowo aktorską muzyczną grupą The Frogs, akompaniującą opowieści, w dużej mierze sprawia, że ogląda się tę "Magnolię" z taką frajdą i poruszeniem.

Co nie znaczy, że spektakl jest pozbawiony wad. Nawet przyjmując zasadę barokowego nadmiaru, dramaturgia wystawia wytrzymałość widza na ciężką próbę, zwłaszcza w drugiej części, gdzie trafiamy na kilka (i o kilka za dużo) prób zamknięcia tej opowieści. Przy czym, niestety, pierwsza z nich jest zdecydowanie lepsza od ostatniej.

Nie wszystkie próby przeniesienia filmowych wzruszeń na scenę kończą się powodzeniem - łapie za serce Jerzy Sanator jako zakochany w Kocie Donat, ucharakteryzowany na krzyżówkę Eltona Johna z Donaldem Trumpem, może dlatego, że parafrazuje monolog z "Oczyszczonych" Warlikowskiego, mistrzowski jest Maciej Tomaszewski, kiedy w końcu wstaje z łoża śmierci, żeby opowiedzieć o apetycie na życie, ale już tekst pojednania z ojcem w obliczu ostateczności nie wytrzymuje scenicznej próby. Nad tymi zastrzeżeniami górę jednak biorą te momenty, w których "Magnolia" łapie za serce i wbija w fotel. Z siłą, jakiej już dawno na widowni Współczesnego nie poczuliśmy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji