Artykuły

Jadwiga z Mumio: Zawsze marzyłam o tym, że będę wchodziła na scenę, a kobiety na widowni będą płakały

Jeśli Mumio świętuje urodziny to nie okrągłe, a 21. Między kabaretem, teatrem a reklamą znaleźli swoje miejsce. Rozmowa z Jadwigą i Dariuszem Basińskimi oraz Jackiem Borusińskim czyli Mumio. W Teatrze Ateneum w Warszawie, do 23 czerwca oglądać można ich spektakle w ramach przeglądu jubileuszowego.

Maja Staniszewska: Dlaczego nie "kabaret Mumio"?

JACEK: Od początku jesteśmy na ziemi niczyjej. Kiedy pojawiliśmy się na festiwalach kabaretowych, słyszeliśmy: "Wy tu w ogóle nie pasujecie, wy jesteście teatrem, nie robicie rzeczy bieżących, nie robicie rzeczy satyrycznych, nie mówicie o rzeczywistości tu i teraz...

JADWIGA: ...nie parodiujecie...

JACEK: ...nie robicie rzeczy politycznych, socjologicznych itd. Z kolei na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu usłyszeliśmy, że może i jesteśmy teatrem, ale bardziej offowym, i że też nie za bardzo tam pasujemy. No to pojechaliśmy na festiwal offowy...

DARIUSZ: co nie zmienia tego, że we Wrocławiu i na Pace zostaliśmy hojnie nagrodzeni

JACEK: pojechaliśmy na festiwal offowy, gdzie też powiedziano nam, że nie do końca jesteśmy u siebie. Stwierdziliśmy, że mamy gdzieś szuflady, jesteśmy po prostu Mumio. Niech ludzie przychodzą na Mumio.

JADWIGA: Teraz wiadomo (mam nadzieję), kto to jest Mumio. Tworząc pierwszy spektakl pt. "Kabaret Mumio", mieliśmy w głowie tradycję i bogactwo wydarzeń, jakimi były: Kabaret Starszych Panów czy Cabaret Voltaire Teatru Witkacego. Myśleliśmy o naszym spektaklu całkowicie teatralnie, a nasze pojawienie się na Pace było dość przypadkowe.

Nie wiedziałam nawet, że jest taki festiwal.

Graliśmy nasz pierwszy spektakl na Uniwersytecie Śląskim i ktoś nam powiedział: "Słuchajcie, to jest bardzo śmieszne, może pojedziecie z tym na Pakę". I tak ze spektaklem zatytułowanym "Kabaret Mumio" [na zdjęciu] znaleźliśmy się na owej Pace, a ponieważ otrzymaliśmy Grand Prix, nagrodę dziennikarzy i publiczności, to ten "kabaret" za nami poszedł.

Było to dla nas ogromne wyróżnienie, wielki zaszczyt i niespodziewana trampolina promocyjna - istniały jeszcze wtedy kabarety literackie. Ale to, co się później zaczęło dziać z kabaretem, co się z nim dzieje dzisiaj i z czym jest kojarzony teraz, zupełnie się z nami nie linkuje.

Zaczęło się od teatru?

DARIUSZ: Tak. Od Teatru GuGalander. Teatr w pewnym sensie offowy, niezależny, ale repertuar zdecydowanie nieoparty na naszych autorskich tekstach. Graliśmy Eurypidesa, Szekspira, Jarry'ego, Büchnera, Gombrowicza. Niezależnie od pracy w teatrze powiedzmy w czasie wolnym powstawały piosenki i teksty. Na różnych imprezach pospektaklowych czy domówkach zwanych wtedy prywatkami z pianinem, jeśli akurat było, czy gitarą. Z sentymentem wspominam też nasze autostopowe objazdy po Polsce. Te wyjazdy obfitowały w ciągłe improwizacje tekstowe i piosenkowe, były odskocznią od dramatów, które graliśmy. Dziewczyna jednego z kolegów pracowała w domu kultury i tam, zupełnie nieznani, zupełnie na dziko i prawie bez prób, wystawiliśmy te nasze rzeczy. Przyszła młodzież, był ogromny sukces. Stwierdziliśmy, że jakoś musimy się nazwać, przechodziliśmy obok sklepu ze zdrową żywnością, a tam na wystawie był taki woreczek, na którym było napisane "Mumio - krew skał". Ale jakoś nie poszło z występowaniem w tym pierwszym składzie, koledzy mieli już poważną pracę, a że po drodze w GuGulandrze pojawił się Jacek, pojawiła się Jadzia...

JACEK: ...odeszliśmy z teatru, zaczerpnęliśmy z repertuaru Darkowego, dołożyliśmy swoje rzeczy i tak powstało obecne Mumio. W tym spotkaniu była wielka siła. Niedawno dołączył Tomasz Drozdek, multiinstrumentalista ze swoim światem muzycznym, ze swoją wyobraźnią. Nasze spektakle są warstwowe, ludzie znajdują w nich różne smaki, trafiamy w różne upodobania. Gdybyśmy występowali solo, bylibyśmy zdecydowanie ubożsi.

A co państwa przywiodło do teatru?

JACEK: Mnie koleżanka.

JADWIGA: Ja w czasie, kiedy w tworzyło się praMumio, chodziłam na pantomimę do Teatru Małego w Tychach, przemierzałam moje miasto, śpiewając głośno piosenki Grzegorza Turnaua, bądź w chwilach smutku siedziałam w ciemnym pokoju, Magda Umer śpiewała dla mnie z płyty (a może jeszcze z kasety), a ja razem z nią [śpiewa]: "Jeśli myślisz, że ja cię nie kocham...", o cierpieniu, Rebece, miłości.

DARIUSZ: Nigdy nie rozumiałem, że dziewczyny, jak im jest smutno, zamiast się rozweselić, to się dobijają i puszczają sobie takie rzeczy.

JADWIGA: Zawsze marzyłam o tym, że będę wchodziła na scenę, mówiła jakiś monolog albo śpiewała smutną piosenkę, a kobiety na widowni będą płakały. To marzenie było na tyle mocne, że będąc na pierwszym roku studiów w akademii ekonomicznej, poszłam na nabór do teatru. Oczywiście z bardzo smutnymi wierszami, z "Jestem Julią, mam lat 23" Poświatowskiej, co się Darkowi zupełnie nie spodobało...

JACEK: Byłem z nim w komisji, Darek był przeciw Jadzi, ja byłem za.

Czyli to, że państwo Basińscy się poznali, to trochę pana zasługa?

DARIUSZ: Mamy czworo dzieci, Jacek ze swoją żoną następnych czworo, i to jest wszystko zasługa Jacka.

JACEK: Wracając do teatru - wcześniej zdawałem do szkoły aktorskiej w Krakowie. Komisja powiedziała, że się nie nadaję, gdyż mam niesceniczną sylwetkę - dwukropek - za długie ręce. Taki był oficjalny werdykt. Smutny wróciłem na teatrologię na Uniwersytecie Śląskim i tam spotkałem koleżankę, która już była w GuGalandrze i która zaprosiła mnie na piwo, a po nim na próbę, bo akurat był nowy spektakl i potrzebowali aktorów. I od razu się do tego spektaklu dostałem. Po roku przyszła Jadzia, a po czterech kolejnych odeszliśmy wspólnie.

Z czego się utrzymywaliście?

JACEK: Robiliśmy na przykład informator kulturalny, w którym było, co w kinie, co w teatrze...

JADWIGA: ...musimy nadmienić, że to było absolutnie nowatorskie wówczas (1995 rok). Na tyle, że mało kto był tym zainteresowany...

DARIUSZ: Założyliśmy chyba jedną z pierwszych agencji eventowych w Polsce, to się zresztą wtedy nawet tak nie nazywało, i robiliśmy otwarcia stacji benzynowych oparte na autorskich scenariuszach i autorskiej muzyce.

JADWIGA: To był czas, kiedy pierwszy raz w Polsce pojawiły się stacje benzynowe ze sklepikami, z czystą toaletą. To była dla wszystkich wielka nowość.

JACEK: W momencie kiedy na takiej stacji pojawiało się tysiąc rozkrzyczanych osób chcących jedynie odebrać swoje nagrody, trzeba było być totalnie czujnym, elastycznym i reagować na sytuacje wbrew scenariuszowi. Wchodzili ludzie na scenę, nie zawsze to, co mówili, było sensowne czy cenzuralne, trzeba było improwizować. To nas bardzo rozwinęło i pokazało, jak niewiarygodną siłę ma improwizacja. I, nieskromnie mówiąc, że jesteśmy w tym nieźli.

Potem był "Kabaret Mumio", który od razu odpalił?

JACEK: Myśmy zagrali ten spektakl może z sześć razy i pojechaliśmy na Pakę w 1998 roku. W jury były cudowne postaci: Stanisław Tym, Marek Piwowski, Jerzy Derfel, Andrzej Mleczko, Jacek Fedorowicz. To, co pokazaliśmy, zlinkowało im się z tym, co robili, będąc w naszym wieku, co było bezkompromisowe, niekomercyjne. Z tego spotkania powstały rozmaite, do dziś trwające, przyjaźnie.

JADWIGA: Zaistnienie na Pace otworzyło drzwi.

Ruszyliście w trasę po Polsce.

DARIUSZ: Po Polsce, Europie, Stanach.

JACEK: Niektórzy widzowie przez pierwszych 10 minut nie wiedzieli, co zrobić z tym spektaklem. Nie było to śmieszne w sposób oczywisty, nie miało konstrukcji kawału z puentą - tak, że widz wie, kiedy się śmiać. Bardzo dużo naszych rzeczy jest opartych na braku puenty, na wykolejeniu na jakiś boczny tor, nie dajemy tego, czego się widzowie spodziewają.

DARIUSZ: Robimy tylko te rzeczy, które nas bawią. A potem się okazuje, że parę innych osób też. Przy reklamach działaliśmy tak samo - robiliśmy z Iwem Zaniewskim tylko to, co nas kręci, co nas cieszy.

JACEK: Choć kiedy czasami w domu coś takiego powiem i robi się nagle cicho, to się zastanawiam, czy nie jestem za bardzo, że tak powiem, hermetyczny

JADWIGA: Też się czasem na tym łapię. Mam taką na przykład słabość, że lubię zamieniać słowa, to znaczy nazywać przedmioty nazwami innych.

To nie powoduje przypadkiem trudności komunikacyjnych?

JADWIGA: Czasami. Ale jest we mnie potrzeba bawienia się czy łamania rzeczywistości, o której wiadomo, że czasem jest monotonna.

JACEK: Pierwszy spektakl zrobiliśmy pod hasłem "akceptujemy nasze dziwactwa" - wzajemne i świata. Drugi - "odkrywamy dziecięcość w sobie". Podglądaliśmy trochę dzieci, trochę próbowaliśmy sobie przypomnieć dzieciństwo, ale najważniejsze było odkryć dziecko w sobie, czyli kogoś, kto się zachowuje tak, jak się zachowuje, a nie, jak się powinno zachowywać. Potem przyszedł czas najtrudniejszej weryfikacji - wzięliśmy udział w serialu reklamowym, wypadaliśmy ludziom z telewizora. I na samym początku były takie głosy, nawet od naszych znajomych z agencji reklamowych, że nasze poczucie humoru jest dla limitowanej grupy.

A potem pół Polski mówiło "kopytko". I jak to się ma do tych przewidywań?

JACEK: Że ludziom się spodobało - to raz. Ale te reklamy okazały się też skuteczne. Wtedy nabraliśmy przekonania, że decydenci nie wierzą w publiczność. Blokują, twierdzą, że się nie sprzeda, nie chcą ryzykować. Czytałem potem badania dotyczące odbioru humoru absurdalnego i okazało się, że gotowość na niego po naszych kampaniach wzrosła dwu-, a nawet trzykrotnie.

DARIUSZ: Bo publiczność jest edukowalna.

JACEK: To, jaka jest, zależy od tego, czym ją karmimy. Choć dziś dochodzą różne presje, w tym presja sprzedaży. Tylko że my trochę z tym przesadziliśmy. Jak spoglądam za południową granicę, to mam wrażenie, że tam się udało połączyć sztukę z komercją. Na dobre czeskie filmy idzie milion, dwa miliony ludzi, w kraju, w którym mieszka dziesięć milionów. A u nas jest przekonanie, że żeby zrobić wynik, to trzeba jednak mocno zejść z poziomu.

Jak się dzielicie pracą? Macie jakieś supermoce? Kto jest w Mumio od czego specjalistą?

JADWIGA: Kiedyś na wakacjach mieliśmy taką zabawę - jakim bohaterem bajki jesteś, a za kogo mają cię inni.

JACEK: Jak pewnej koleżance powiedziałem, że jest Świnką Piggy, to się trochę do mnie nie odzywała

JADWIGA: ale się zgodziła, że to prawda. A mój Darek jest zdecydowanie Buzzem Astralem z "Toy Story".

DARIUSZ: Bardzo mnie to komplementuje, bo to jest moja ulubiona postać animowana.

JADWIGA: Darek zachowuje się jak Buzz: "Działamy? Tak! Działamy!". Bzzzz i leci, z ogromnym entuzjazmem, wiarą - działa. I ma jeszcze supermoc kropli drążącej skałę. Bardzo to jest czasem nieprzyjemne, bo powtarza do zamęczenia: "Mówię wam, tak trzeba, trzeba, trzeba, trzeba".

JACEK: Na scenie potrafi się rzucić w totalnie nieznane. Czasem coś mówi i ja siedzę obok, niewiarygodnie cierpię, bo brnie w jakąś dziurę, myślę, że będzie skandal i widzowie wyjdą obrażeni. A on wybrnął. Darek potrafi spektakl rozpocząć od jednej litery, to mu wystarczy.

JADWIGA: Pamiętam, jak robiliśmy "Kabaret Mumio" i Darek zaczął monolog. Mówił pół godziny, 40 minut, ja przysypiałam, a on mówił. Można by krzyknąć: "Stop, to jest beznadziejne". Ja tak, niestety, wiele razy robię - ścinam. A Darek płynie, topi się, tonie, wypluwa wodę, zatyka go i nagle się wynurza z perłą. Tylko trzeba przetrwać te 40 minut na próbie.

A pan Jacek?

DARIUSZ: Jacek ma coś, czego ja nie mam: myślenie syntetyczne. Potrafi porządkować, drążyć, ćwiczyć. Ja jestem za leniwy, u mnie improwizacja czasem wynika z tego, że nie chce mi się zastanawiać, wolę się rzucić i lecieć. Ta zdolność syntezy dobrze się uzupełnia z moją chaotycznością. No i Jacek ma vis comica. Tworzy postacie, które są śmieszne same z siebie. Świetnie gra pauzą. Jakoś opatrznościowo zostaliśmy ze sobą spotkani.

JADWIGA: Jacek jest tak zorganizowany, że potrafi naszą pracę, której przecież 90 proc. odbywa się poza sceną, zebrać, usystematyzować i trzymać.

To teraz mówicie o mnie, bo ja bym o sobie nic nie powiedziała.

JACEK: Jadzia jest dla mnie totalną metamorfozą. Absolutnie wierzy się w postaci, które tworzy. Jest trochę tym, trochę tamtym, niejednym. Zresztą w spektaklu "Przybora na 102" gra właśnie Niejedną. Ma absolutną zdolność wcielania się w skrajnie różne postaci.

A jako jedyna kobieta w zespole

JADWIGA: Super mam.

Dlaczego w polskich zespołach teatralno-kabaretowych, jeśli w ogóle jest kobieta, to jedna?

JACEK: Kobiety chyba nie lubią konkurencji.

JADWIGA: Jakoś tak się złożyło, że zobaczyliśmy, że jest nam po drodze we trójkę i że w tej trójce jestem jedyną kobietą - to wielkie szczęście. Podziwiam aktorki grające w teatrach, względem których odbywa się co chwila weryfikacja, dopasowywanie do ról. Myślę, że to jest bardzo trudne i trzeba mieć bardzo mocny pancerz, a ja go nie mam.

A czy poczucie humoru ma płeć? Mówi się, że kobiety uwielbiają mężczyzn, którzy je rozśmieszają...

DARIUSZ: Moja mama mi powtarzała coś odwrotnego: że dziewczyny wolą poważnych chłopaków, ustatkowanych, a nie takich, co to grają coś i śpiewają. Czy jest płeć poczucia humoru? Cóż, na pewno są takie żarty męskie My z Jackiem nie lubimy dowcipów ani opowiadać, ani słuchać. Słuchanie jest cholernie niebezpieczne. Jak ktoś się zabiera do opowiadania dowcipu, wpadam w lęk, że będę musiał udawać śmiech. W życiu nie bardzo umiem i chcę udawać. Śmiać się z nieśmiesznego dowcipu to męka, a nie śmiać się - zrobić przykrość opowiadającemu. Kłopot w tym, że jakieś 90 proc. dowcipów mnie nie śmieszy. I jak mam się zachować?

JACEK: Zdarza nam się grać imprezy zamknięte i kiedy widzę przez kotarę, że na widowni są sami faceci, to wiem, że nie jest najlepiej. Zagram, oczywiście, ale szału nie będzie. Liczę totalnie na kobiety - to jest moja publiczność. Faceci zdecydowanie lepiej na Darka reagują.

DARIUSZ: Amantem jesteś.

Świetnie mi się pracuje z Jackiem, ale na początku było wiele zazdrości. Kiedy Jacek miał propozycje filmowe w dużych ilościach, a ja w znikomych, to ogromnie mu zazdrościłem.

JACEK: A mój syn mówi: "Tato, ale ty grasz takie role ludzi nie bardzo inteligentnych, nie?".

JADWIGA: Wracając do poczucia humoru, to nie zauważyłam, żeby ono zależało od płci.

Czyli nie jest tak, że kobietę jest łatwiej rozśmieszyć mężczyźnie niż kobiecie?

JADWIGA: Kobiecie rozśmieszyć mężczyznę nie jest łatwo. Mnie jest łatwej rozśmieszyć Darka, bo jest moim mężem. Zauważyłam, że wiele kobiet utożsamia się ze mną, to znaczy ze mną na scenie, i potrafią się ze mnie (z siebie) śmiać.

JACEK: Dla kobiety jest większą przeszkodą zrobić z siebie głupka czy pajaca, tak mi się wydaje.

JADWIGA: Ale zrobić głupka czy pajaca a rozśmieszyć to są dwie różne kwestie. Mieszany zespół gra dla mieszanej publiczności - wtedy jest najlepiej. Kobiety zarażają się śmiechem od mężczyzn, mężczyźni od kobiet.

A państwa - kto lub co rozśmiesza?

DARIUSZ: Dzieci. One działają naturalnym komizmem. Dorosły by tego nie wymyślił. Komedii nie oglądam, bo się boję zażenowania, dowcipów unikam, jak już wspominałem.

JACEK: Strach przed komedią jest duży, to prawda. W młodości był Woody Allen, który mnie śmieszył bardzo

DARIUSZ: ulubiona komedia mojego taty "Pół żartem, pół serio" to jest film, który mnie jakoś, może z sentymentu, ale śmieszy

JADWIGA:... "Nie lubię poniedziałku" ale to wszystko są stare filmy. A dziś to rzeczywiście dzieci.

Kiedy państwo ruszają w trasę, kto zostaje z dziećmi?

JADWIGA: Dwie supernianie i czasem moja mama. Stały team.

Mumio miało przerwę, gdy się rodziły?

DARIUSZ: Bardziej żona miała.

JADWIGA: Teraz też nie biorę udziału we wszystkim. Wolę być w domu. Zostawianie dzieci jest dla mnie trudne. Sama wolę doglądać, rozmawiać z nimi, dzielić troski, radości. Chociaż granie na scenie też jest przyjemne. Mam jakąś odskocznię.

Matkom małych dzieci zdarza się mówić, że idą do pracy odpocząć. Są takie momenty życiowe, kiedy chce się na chwilę wyłączyć ciągłe "mamo, mamo, mamo"...

JADWIGA: No, u nas ta faza ciągle jeszcze trwa.

JACEK: Faceci to nawet bardziej mają, bardziej uciekają. Rzeczywistość domowa jest często bardziej wymagająca. Spektakl czy spotkanie pójdzie raz lepiej, raz gorzej, a rozwiązywać na bieżąco ten węzeł wzajemnych zależności, problemów to jest trudne. W domu częściej doświadczam uczucia bezradności, nie mam nad wszystkim kontroli, dawanie wolności coraz starszym dzieciom nie jest łatwe. Praca jest rodzajem oddechu, zwłaszcza ta nasza. Myślę, że my jako Mumio mamy ogromne szczęście bycia poza tymi wszystkimi układami, jakie są w teatrze, układami w środowisku, że jesteśmy poza tym, co każe dyrektor w teatrze, poza kompromisami, graniem rzeczy, które nas nie interesują. Jesteśmy ogromnymi szczęściarzami, ponieważ w 90 proc. naprawdę robimy, co chcemy.

To, że mieszkacie na Śląsku, a nie w Warszawie, pomaga?

DARIUSZ: To, że jesteśmy na uboczu, a nie w tym młynie, jaki jest w Warszawie, że nie jesteśmy wciągnięci w te zależności, zapraszani na bankiety, na spotkania, nam akurat odpowiada, bo średnio lubimy takie obowiązki towarzyskie.

JACEK: Jeździmy absolutnie wtedy, kiedy musimy. Kiedy naprawdę jesteśmy tu potrzebni...

Czyli rodzinne układy nie psują wam szyków?

DARIUSZ: Moja żona jest wobec mnie często bardzo krytyczna, i dobrze - nie bierze automatycznie mojej strony "bo jestem mężem".

JACEK: Mieliśmy, wiadomo, mnóstwo trudnych sytuacji. Chcieliśmy w pewnym momencie rezygnować, mówiliśmy sobie, że może czas zająć się czymś innym. Ja miałem ciągoty do filmu, Darek do muzyki czy do literatury. Jadzia może najbardziej

JADWIGA: do dzieci

JACEK: do rodziny. Na pewno więc każdy miał jakiś kryzys i każdy miał dość, ale...

JADWIGA:...rozmawiamy o tym. Szczerze.

JACEK: Staramy się szczerze rozmawiać. Na pewno pomaga nam też nasze zaplecze, czyli na przykład, że w pewnym momencie mieliśmy wspólnego spowiednika. I naprawdę widzieliśmy, że dzięki Bogu, i tylko dzięki Niemu, te ambicje ludzko-zawodowe mogły zejść na drugi plan. Oczywiście całkowicie nie znikały, ale na pierwszym planie już nie były.

Gramy taki spektakl "Welcome Home Boys", to nasz pierwszy spektakl fabularny, baśniowa historia o dwóch braciach, którzy po śmierci ojca wyruszają w świat. Szybko się jednak okazuje, że nie są sierotami i mają jeszcze matkę, jednakowoż bardzo malutką, pięciocentymetrową. Ojciec całe życie szukał ogórka niekiszka, po zjedzeniu którego matka miała się powiększyć. I teraz to zadanie przejmują synowie - jak mama zje ogórka, to się powiększy i w końcu będą się mogli spotkać, przytulić. Okazuje się jednak, że sposobem na spotkanie nie jest powiększenie matki, ale umniejszenie synów, nie tylko fizyczne. Chodziło nam o to, że spotkanie z drugim człowiekiem jest możliwe wtedy, kiedy jesteś gotów się dla niego umniejszyć. My też mieliśmy parę takich spotkań, że musieliśmy wyczyścić pewne sprawy. Nie siła, lecz słabość nas zbliża i powoduje, że możemy być razem. Że mogę się temu drugiemu przyznać, a on mnie nie zniszczy.

DARIUSZ: Że mogę prosić o wybaczenie.

JADWIGA: To zawsze powoduje spuszczenie powietrza z tego balonika, który jest w każdym.

JACEK: Ja się boję trochę mówić o takich sprawach, bo mam doświadczenie z takich wywiadów jak ten właśnie, że jak poopowiadałem, że może trochę bardziej rozumiem ludzi, potrafię ich odrobinę usprawiedliwić, to tydzień później wszystkich bym pozabijał.

A co planujecie dalej?

DARIUSZ: Robimy nowy spektakl, jego fragmenty pojawią się być może w spektaklu finałowym naszego urodzinowego Mumio Festiwalu.

JADWIGA: Choć na razie Darek ma tylko tę literkę, od której zdarza mu się zaczynać, a Jacek szuka reszty.

JACEK: Oprócz tego rozpoczynamy pracę nad serialem wraz z Iwem Zaniewskim. Darek myśli o muzyce i o książce kolejnej, ja mam jakieś propozycje i plany aktorsko-reżysersko-filmowe.

No właśnie, pana pierwszy tomik "Motor kupił Duszan" dostał Nagrodę Silesiusa za poetycki debiut roku i od razu pojawiły się pytania, czy pan na pewno jest poetą.

DARIUSZ: Ja tego nie wiem. Chyba nie jestem. Poeta to ma taki długi szalik i chodzi z nim rozwianym.

JADWIGA: Kiedy Darek odbierał tę nagrodę, ktoś powiedział: "Ale autorem tego tomiku jest ten facet, co gra w reklamach". Na co jeden z jurorów w bardzo dosadnych słowach, których nie powtórzę, odpowiedział, że jego to nie interesuje i co to ma za znaczenie, skoro te wiersze to jest poezja.

Czyli z szufladek uciekacie nie tylko zbiorowo, ale także indywidualnie.

JADWIGA: Ucieka się nam.

Ktoś zapukał mi do buta, czyli 21 lat Mumio

***

Festiwal 17-27 czerwca, TEATR ATENEUM, Warszawa

W programie spektakle: "Kabaret Mumio", "Welcome Home Boys", "Przybora na 102" i "Ktoś zapukał mi do buta, spektakl finałowy", czyli jak zmieścić 21 lat Mumio w dwie godziny. A ponadto wernisaż wystawy Semantic Pseudo Child Art, nowego kierunku w sztukach plastycznych zainicjowanego w latach 90. przez Dariusza Basińskiego i Tomasza Skorupę oraz Kopytko i Mazy - Mumio w reklamie, przegląd wybranych dokonań Mumio w dziedzinie reklamy telewizyjnej z gościnnym udziałem Iwa Zaniewskiego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji