Artykuły

Szałwia czy groszek?

W sztuce Redlińskiego najlepszy jest tytuł. W przedstawieniu Wcześniaka na scenie Teatru na Woli najlepszy jest widok z okna zastępujący "horyzont" - widać tam typową, nie tynkowaną fasadę współczesnego bloku na osiedlu - oglądaną z perspektywy mieszkańca M-4. Aktorzy męczą się grając sztukę, która jest zbyt absurdalna, w zamyśle, żeby mogła coś mówić wprost, zbyt naiwna, żeby wziąć ją za metaforę i za mało dowcipna, żeby można było zagrać ją po prostu jako farsę. Najnowszy sceniczny tekst pisarza, który zaczynał jako znakomity reporter, dzieje się w papierowym świecie dramaturgii. Zniechęcony do życia bohater wzięty został z Kartoteki Różewicza, przerośnięte niemowlę ze Szczęśliwego wydarzenia Mrożka, ale Wcześniak nie jest ani Kartoteką, ani Szczęśliwym wydarzeniem, nie żyje własnym ani cudzym życiem, gaworzy coś w swoim inkubatorze, rozśmieszając widzów. A może Redliński ma racją? Może powinno pisać się sztuki, w których tragiczne przeżycie egzystencji zastępuje Weltschmerz i kac i gdzie zasadniczym problemem społeczno-ideologicznym jest walka pomiędzy zwolennikiem pachnącego groszku i Komitetem Balkoniarzy, którzy preferują szałwię? Może Redliński ma rację jeszcze bardziej, może rzeczywiście problematyka groszku, szałwii i zdegustowanego inżyniera, to naprawdę zagadnienia na miarę naszych czasów.

Po sezonie 1976/1977 zostaną w historii jako świadectwo naszego czasu takie sztuki, jak Wcześniak i Mecz, bo Odpocznij po biegu to opisanie wydarzeń sprzed siedemdziesięciu lat, bo nawet Egzamin został napisany dość dawno temu, jeden udany debiut Ryszarda Latki nie czyni wiosny, a Odejście Głodomora, to jednak adaptacja Kafki. Żałośnie wygląda współczesna dramaturgia w porównaniu z filmem. Coś się nie przepchało, coś się nie udało, coś się rypło - niemoc, pozory, papier, nuda, zabawa w literaturę i w teatr. Wielu naszych dramaturgów przypomina dzisiaj bohatera sztuki Redlińskiego, którego w Teatrze na Woli gra Andrzej Mrowiec. Najpierw buntuje się on wobec świata, nakrywając się kołdrą i odwracając do ściany zamiast iść do pracy. Potem dostaje zwolnienie lekarskie, następnie w szale i determinacji robi dziecko, wreszcie wraca do pracy i załatwia premię. Potem znowu narzeka na swój los i na otoczenie. Ale ostatnio żadnemu dramaturgowi nie zdarzyło się nawet to, co Mrowcowi we Wcześniaku - żeby własne dziecko bez pomocy ojca wyrosło nad wszelką miarę i naprawdę się przeciw czemuś zbuntowało. Przyczepiłem się akurat do Redlińskiego, bo w tym, co robi, widać, że mógłby napisać współczesną sztukę. Niekoniecznie komedię, bo na to jest chyba za mało dowcipny, ale sztukę, która miałaby chociaż taki związek z życiem, jak niektóre reportaże. I nie powinien też chyba Redliński odrywać się od języka, obyczajowości, atmosfery, z której wyrósł i z której poczęła się jego twórczość. Wycieczka w krainę czystej literatury wyraźnie mu się nie udała. Wszystko, co tu o współczesnej dramaturgii napisałem, można by sprowadzić do starego i mocno skompromitowanego, a tak niegdyś ulubionego przez krytyków zarzutu, że "literatura odrywa się od życia". Ale ten zarzut okaże się wcale nieprzestarzały ani skompromitowany, jeżeli postawi się go szczerze, a nie w imieniu "życiowych wymagań" sformułowanych przy biurku. Z owego "życia" można brać problemy i sprawy bardzo różne. Słyszałem kiedyś o pewnym młodym i zdolnym reporterze telewizyjnym, który otrzymał list opisujący skandaliczną sytuację w przedszkolu w M., gdzie mimo srogiej zimy psuł się wciąż stary, dziewiętnastowieczny kociołek centralnego ogrzewania. Reporter wziął ze sobą ekipę, pojechał, zrobił świetny reportaż. Potem pojechał jeszcze raz i pokazał na ekranie, że dziury w kotle załatano. Potem znów go zawiadomiono, że kocioł cieknie. Znów pojechał. Powstał cykl reportaży. Reporter dostał nagrodę. A jeden ze złośliwych i zawistnych kolegów obliczył koszty wyjazdów, taśmy, zużycia sprzętu, montażu, honorariów i powiedział, że za tę sumę można było kupić nie jeden, ale dwa nowe kociołki. Oczywiście ów kolega nie miał racji, bo młodemu reporterowi chodziło o coś dużo większego niż miedziany kociołek, o drobny fakt o szerszym społecznym znaczeniu. I słusznie otrzymał nagrodę. Więc może i z tym groszkiem i szałwią nie jest wcale tak prosto? Ostatecznie, napisać choćby średnią komedię wcale nie jest łatwo, a widzowie bardzo je lubią. Redliński to zrobił, a teatr w miarę poprawnie jego komedię wystawił. Sprawą recenzenta powinna być ocena, a nie zgłaszanie pretensji o to, czego we Wcześniaku nie ma. Nawoływania krytyków skierowane do artystów, żeby tworzyli rzeczy wielkie, żeby wstrząsali sumieniami i postawami nie są nieuzasadnione, ale są absolutnie nieskuteczne. Krytyka obchodzi twórców tylko wtedy, gdy ich posmaruje pochwałą, albo serdecznie rozgniewa, nad postulatami łatwo przechodzi się do porządku. Krytyk czy choćby recenzent skazany jest na chwalenie i złośliwe nakłuwanie, o co w końcu zawsze ktoś będzie miał do niego pretensję, i taki już jego marny los. Ale pisarzy nikt nigdy nie skazał na chwalenie lub złośliwe kąsanie. Pisarz może i powinien wyrażać czas, w którym żyje. Inaczej będzie bardzo małym pisarzem, a o jego epoce świadczyć będą spektakle, filmy, dokumenty, a nie sztuki, powieści czy wiersze. I tego właśnie powinna żądać od dramaturgów krytyka. Jeżeli jednak i jej programem stanie się jedynie zręczne i przykładne uprawianie ogródka, to wszystko będzie dobrze w tym najlepszym z teatralnych światów i wszyscy będą zadowoleni, a widzowie uznają teatr za miejsce, gdzie można godziwie odpocząć albo posłuchać klasyków. Współczesnych problemów będą szukali gdzie indziej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji