Nowe szaty króla Ubu
Sztuką Alfreda {#au#620}Jarry'ego{/#} "Ubu król" zainteresował się Krzysztof Penderecki w trakcie pracy nad muzyką do spektaklu sztokholmskiego "Marionetteater". Wtedy podjął decyzję skomponowania opery. Ponad 25 lat oddzieliło pomysł od realizacji. Opera, która miała być pierwszą, powstała jako czwarta z kolei, po "Diabłach z Loudun" (1969), "Raju utraconym" (1978) i "Czarnej masce" (1986). 22 listopada, w przeddzień 60. urodzin kompozytora odbyła się na scenie Teatru im. J. Słowackiego krakowska premiera dzieła.
"Kilka razy rozpoczynałem ten utwór, później odchodziłem od niego, pisałem inne. Zawsze były jakieś przeszkody. Może to nie był czas na pisanie opery komicznej. Żeby podjęć się takiej pracy, trzeba mieć dystans nie tylko do innych kompozytorów, ale i do własnej muzyki (...). Sądzę, że udało mi się pisać ten utwór z dystansu" - powiedział Penderecki w wywiadzie poprzedzającym premierę "Ubu króla". Ukończenie opery przedłużało się głównie z powodu trudności przełożenia treści dramatu na libretto. Współpraca kompozytora z Jerzym Jarockim przyniosła oczekiwany efekt. W lecie 1991 r. światowa premiera dzieła otworzyła Monachijski Festiwal Operowy.
Alfred Jarry napisał "Ubu króla" w 1888 r. mając 14 lat, jako uczeń liceum w Rennes. Premiera sztuki w Paryżu (1896) wywołała podobny skandal jak premierowe przedstawienie "Święta wiosny" Igora {#au#1282}Strawińskiego{/#}. Ironiczna, parodystyczna i miejscami dosadna treść, bezlitosna drwina wymierzone zostały w ugrzecznioną obyczajowość, utarte konwenanse, w wartości, którym hołdowało ówczesne mieszczaństwo. Publiczność paryska, na znak protestu, opuszczała salę, powtarzając pierwsze słynne słowa sztuki "Merdre" - "Grrówno".
Opowieść, rozgrywająca się "w Polsce, czyli nigdzie", zainteresowała Pendereckiego nie ze względu na polski wątek. Historia, ukazująca prymitywną naturę Ubu, może być z łatwością przeniesiona w inne miejsce nie tracąc wcale wyrazistości. Kompozytorowi bardziej zależało na ukazaniu samego komizmu sytuacji i groteskowości postaci. Zmniejszona została również agresywność i wulgarność języka, która tak bulwersowała w czasach Jarry'ego.
Krakowska premiera pozwoliła w pełni docenić mistrzostwo Pendereckiego. Już podczas przerwy po pierwszym akcie foyer wypełnione było ożywionymi dyskusjami na temat muzyki, śpiewu solistów, scenografii.
Urzekające było w operze połączenie tradycji z nowoczesnością. Z zamierzonej burzy dźwięków (scena zabójstwa króla) wyłaniały się kolejno motywy poloneza i walca (objęcie władzy przez Ubu) oraz marsza (bitwa i klęska Ubu). Pomieszanie konwencji stylistycznych służyło podkreśleniu groteskowości muzycznej wypowiedzi. Pojawiały się muzyczne motywy - aluzje do dramatów {#au#2267}Wagnera{/#}, oper buffo {#au#831}Mozarta{/#} i {#au#1690}Rossiniego{/#}, a także do własnych utworów kompozytora. Umieszczając rozbudowaną grupę perkusji w paru lożach oraz dodatkową orkiestrę dętą za sceną, uzyskał Penderecki efekt przestrzennego brzmienia. Użycie niekonwencjonalnych instrumentów - maszyny do robienia wiatru i piły - dało oryginalną barwę dźwięku. Całość w połączeniu z karkołomnymi ariami Ubu (Janusz Dębowski), Ubicy (Wita Nikołajenko) i energicznymi partiami ensemblowymi stworzyła niezwykły kalejdoskop muzycznych wydarzeń.
Niewątpliwym atutem przedstawienia była scenografia Zofii de Ines, Sławomira Lewczuka i inscenizacja Krzysztofa Nazara. Autorzy poszli śladem kompozytora i zabawili się sztuką. W efekcie w bandzie Ubu pojawiło się parę postaci uderzająco podobnych do tych z "Był sobie człowiek", wierna kopia Latoyi Jackson i weteran lotnictwa. Maszyna do wymóżdżania (genialny pomysł) była jakby żywcem wzięta z teledysku Pink Floyd "The Wall". Ujrzeliśmy też dwugłowego cara (patrz herb Rosji), Ubicę-punkówę i dwóch hajduczków. Oczywiste skojarzenia budziły śmiech i owacje.
Szczególnie duże brawa należały się za scenę bitwy. Walczące obozy Ubu i Rosjan ustawione zostały na dwóch ruchomych platformach. W ten sposób uniknięto szamotaniny na scenie. Właściwa walka rozegrała się pomiędzy cieniami rzucanymi na materię rozpiętą za śpiewakami. Podziw widowni budzili artyści, którzy śpiewali trudne partie stojąc na ruchomym podłożu. Niespodzianką była jednak nie tyle znakomicie zmajstrowana inscenizacja, doskonali aktorsko soliści czy pełna zaangażowania gra krakowskiej orkiestry operowej, co fakt, że po premierze ludzie wychodzili nucąc Pendereckiego pod nosem!